Wpisy archiwalne w kategorii

_Mini

Dystans całkowity:11653.34 km (w terenie 1466.42 km; 12.58%)
Czas w ruchu:700:47
Średnia prędkość:16.60 km/h
Maksymalna prędkość:50.22 km/h
Liczba aktywności:536
Średnio na aktywność:21.74 km i 1h 18m
Więcej statystyk

Popołudniowo z Milenką

Poniedziałek, 17 maja 2010 · Komentarze(6)
Przejażdżka z moją Superkolarką z cyklu "ogólnie mi się nie chce, ale można wyjść". I pojechaliśmy spokojnie przez Świerczewo, Strzelewo do Czermnicy. Po drodze spotkaliśmy Sebastiana. Zgadaliśmy się, że trzeba się w końcu razem wybrać na objeżdżanie leśnych kałuż.





Epilog

Wtorek, 4 maja 2010 · Komentarze(3)
Dziś dzień miałem wolny. Wstałem więc o ósmej i jeszcze w majówkowych ciuchach wyskoczyłem na krótką przejażdżkę po lasach w okolicach Nowogardu. Chciało mi się, tak jak dawniej, zakopać się w piachach, pochlapać błotem, zapuścić w maliny.

No i w końcu czas na gry i zabawy z szarym połówkowym. Kurzył się, rzadko używany





Majówka kulinarno-rowerowa cz. 3

Poniedziałek, 3 maja 2010 · Komentarze(2)
Dziś rano obudził nas deszcz. Szkoda, bo chcieliśmy sobie jeszcze pojechać nad morze do Poddąbia. Może i bym się wykąpał, a tak z planów lipa. Zaciągnęło się dość mocno i deszcz padał coraz bardziej obficie. Pozostało nam się tylko spakować, skoczyć po batony i w drogę do Słupska. O dziwo nastawienie Milenki bardzo pozytywne, widać, że jeszcze była nieświadoma jazdy w takich warunkach.

Wystarczyło 15 minut, żeby poczuć jak wszystko chlupie. W butach jezioro, palce zgrabiałe od zimna, a przed nami 25 kilometrów. Prawie całą drogę prowadziłem, jednakże przed Słupskiem, na ruchliwej drodze puściłem Milenkę przodem i mało co mi serce nie pękło, kiedy zobaczyłem, że lajkrowe spodenki wyglądają teraz jakby zrobione z lateksu. Dodatkowo, każdy przejeżdżający samochód rozpylał na nas dodatkową chmurę wody. Pojawiły się więc i pierwsze łzy, ale siła woli zwyciężyła i po dotarciu na PKP (tam kebab) znów zagościł u Milenki uśmiech.

Jak się okazało, nie byliśmy jedynymi wracającymi rowerami podobną trasą. Tak jak i my, przemokniętych bajkerów było około piętnastu. Niektórzy wracali aż z Łeby.

Przebraliśmy się w co się dało. Milenka założyła moje moro, laczki i w taki sposób dała radę dotrzeć do Nowogardu. Masakra :) Ale fajnie. Przygoda musi być, będzie co sobie przypominać za rok. Jak przystało na majówkę z akcentem kulinarnym, Milenka kupiła na drogę najnowsze wydanie Kuchni. A może i coś upichci :)





Szkoda, że jedziemy


W przyszłym roku kolejny park. Może Biebrzański?


Ten dzień umocnił nas w przekonaniu, że trzeba w końcu kupić jakieś autko.

Przejażdżka

Piątek, 30 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Przejażdżka z Milenką, Kasią i Gumim po Nowogardzie. Powolutku bo czekaliśmy na Gumiego, który ciągnął się na szarym końcu na rozklekotanym rowerze z koszyczkiem od Milenki. Poznałem nowe fajne miejsca, zwłaszcza tor motocrossowy, gdzie jak się po deszczu ziemia ubije, to będzie można fajnie pohasać.

Czwartkowe popołudnie

Czwartek, 29 kwietnia 2010 · Komentarze(8)
Dzisiaj to ja zostałem wyciągnięty na rowerek przez Milenkę. Jak mówi, chciała się wyjeździć. No to pojechaliśmy w ulubione przez nas piachy, kocie łby i wałęsające się psy :)

Fajna traska, bardzo malownicza i przez zadupiaste wioski. W Wierzbięcinie zajechaliśmy jeszcze na ranczo do Madzi. Pogadaliśmy, wspólnie pojeździliśmy i dzida z powrotem do domu. Milenka oczywiście górkom nie odpuściła i cisnęłaaaa...

Nowogard->Długołęka->Sąpolnica->Ostrzyca->Wierzbięcin->Nowogard





Wczoraj obiecałem sobie zrobić jakiś fajny powrót z pracy, ale stwierdziłem, że odpuszczę sobie. I dobrze, przyjechałem wcześniej, a w domu czekała na mnie baaardzo wielka niespodzianka.

Milencia moja kochana upiekła dla mnie przepyszny tort. Najlepszy jaki jadłem ever. Wszystko od podstaw, żadnych gotowców. Nawet budyń był robiony przez moją gospodynię od podstaw, z prawdziwą wanilią. Ach... Byle do następnego roku :) W ramach urodzinowego prezentu dostałem też rowerowy gadżet od Milenki brata i jego dziewczyny. Tym pochwalę się innym razem. Jest kozacki :)



Z Milenką

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(11)
Ten weekend lajtowy. Dlatego dzisiaj bardzo miła przejażdżka z Milenką do Maciejewa, pooglądać ptaszki, posiedzieć nad jeziorkiem, poopalać się i ogólnie zrelaksować, po wczorajszym relaksie na działeczce.

Żeby jednak tam się dostać, trzeba dojechać do Redła i później moim ulubionym kamienistym odcinkiem przez las. Tak więc dzisiaj przejechaliśmy wspólnie część mojej drogi z pracy.

Zdjęcie pierwsze zostało potrójnie przechichrane przez Milenkę i jej mamę. To za podwójną bródkę, to za bęben albo neseser, który ze sobą wożę. Kochane! Zięcia się nie wybiera, chłopa też, a plecak, jak już z 30 razy wspominałem jest jebitny. Ma pomieścić wszystko co trzeba, a że wchodzi tam duża butelka mineralki w poprzek to już inna sprawa.



Droga z pracy jak widać przypadła do gustu także i Lence. Tak więc, Kochanie, nie pękaj, już wiesz, że za tirami nie jeżdżę.







W Maciejewie, jak już wcześniej wspominałem, jest całkiem ładny pałac, w którym znajduje się obecnie hotel. Zdjęcia znowu nie zrobiłem, ale będzie jeszcze ku temu okazja. Obok pałacu znajduje się woliera z ptakami.









Jaaak one tam latają?







Test

Wtorek, 13 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Wieczorna przejażdżka z Milencią po Nowogardzie.

Przetestowałem też Meridkę po remoncie, który ciągnął się jak glut z nosa, czyli dobre trzy tygodnie. Rozebrałem ją na części pierwsze, wymieniłem łożyska Hollowtech, linki, wyczyściłem wszelkie zakamarki, nawet obręcze i opony. Było z tym sporo problemów, bo jedno łożysko się zapiekło, a potem czekałem na pancerze w Coolbike'u (sklep mam pod samą pracą i nie chciało mi się szukać dalej). W końcu, po dwóch tygodniach przeszedłem się do Cetusa, gdzie nabyłem pancerze Jagwire'a, które nijak nie chciały się dać obciąć mojej obcinaczce firmy Kuźnia.

I jest pięknie! Korba kręci się jak marzenie. Nie pamiętam już kiedy tak lekko mi się na tym rowerze jeździło. Mam nadzieję, że jeszcze ten sezon przejeżdżę bez żadnych dodatkowych zakupów. Co prawda, chętnie wymieniłbym jedną szczękę Avidów SD7, bo pękł gwint do regulacji naprężenia i nie można tego dobrze wyregulować. Żałuję teraz, że nie kupiłem na Allegro używki od kogoś ze Szczecina jakiś czas temu.
Przerzutki natomiast działają wzorcowo. Być może przednią będzie trzeba jeszcze troszkę doregulować, ale to sprawdzę jutro, podczas powrotu z pracy.

A sama przejażdżka bardzo miła, bo niby jak inaczej, kiedy obok taka piękność.





W odwiedzinach u Magdy

Sobota, 13 marca 2010 · Komentarze(2)
Taka fajna leniwa sobota i zostałem wyciągnięty na rower. Leżę sobie leżę i przychodzi mój Promyczek mówiąc "Gutek jedziemy". No to żem se poleżał jeszcze chwilkę, wstałem i nie ma lekko - pojechalimy do Magdaleny.

A u Madzi jak u Madzi. Dobrze że wziąłem plecak, bo znów godzinę dziewuchy przeglądały bluzeczki.

Ta jest fajna...


Ta też jest fajna, ale trochę, hmmm :/ mniej.


Kiedy padło zdanie "To chodź Madzia zrobimy u ciebie porządek w szafkach" wiedziałem co już będzie mnie czekać. Jak to zwykle bywa, łowy się udały i Milenka wrzuciła trochę fatałaszków na mój garb. Ponieważ jestem wyrozumiały, dostałem pozwolenie na uczestnictwo w babskich wieczorkach. :/ No. Bolerka latały z jednej na drugą, więc musiałem się skupić na czymś innym. A niby gdzie indziej, jak nie na podwórku u Jerzola.



Przy okazji pobawiłem się nowym obiektywem. W końcu. Mam już go prawie miesiąc, a jeszcze nie było okazji. Powiem tylko, że jest zajebiaszczy. Następnym razem trzeba poćwiczyć zdjęcia w ruchu, bo z tym jeszcze ciężko. W ferworze walki z maszyną, zahaczyłem o opuncję, która niespodziewanie spadła z parapetu, pozostawiając na moim tyłku i nogach kilkanaście bardziej lub mniej dorodnych igiełek. Wyciąganie ich zajęło mi dobre pół godziny, ale jak tylko skończyłem, mogliśmy znowu wsiąść na rowerki.





Przygotowania zajęły chwilkę. Nie obyło się oczywiście od tradycyjnego pompowania.





W tym momencie należy się znowu mały szacun Magdalenie, bo to już drugi raz wyszła pojeździć, a przecież nie mamy nawet wiosny.









Nasza wspólna jazda zakończyła się jak zwykle na krzyżówce, ale są plany na nieco dłuższe trasy. Się zobaczy.

Końcówka, czyli te 7 km do Nowogardu pod masakryczny wiatr. Przewodziła Milenka, bo jak ja jadę pierwszy to traci motywację. Na górkach było oczywiście liczenie w takt na cztery (w tym momencie nie mam prawa się odezwać), ale daliśmy radę. Kondycja Milenki rośnie, nie dziwota, dwa razy w tygodniu aerobik, rower, salsa w niedzielę robią swoje. Ach.. już niedługo wiosna i zwiewne sukieneczki, będzie czym oko cieszyć.

Fun for me

Piątek, 12 marca 2010 · Komentarze(2)
Nareszcie weekend! Nic nie będę robić. Pierdziu! W pracy była taka spina, że do końca marca zamierzam sobie to odbić i wcześniej kończyć. Kupiłem dzisiaj linki i pancerze, więc pozostaje mi tylko czekać aż hrabia klikus vel leżąca pałka przywiezie narzędzia.

Na razie pogoda brzydka, to nie będę targać się tym rzęchem do i z Szczecina. Co prawda ledwo to już jeździ, ale dzisiaj, na dobranoc, podczas gdy moja Piękna ćwiczyła pilates czy inne cuda, wyszedłem trochę rozprostować giry. Już na klatce mało co nie skręciłem kostki, ale później już był sam miodzik. Zmokłem po trzech minutach (tak jak chciałem) i śmignąłem sobie przez ciemny las do Karska i Ogorzeli. Fajnie. Tak jak miało być.

Tak sobie jechałem i nuciłem taki oto kawałeczek...


.