Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:566.54 km (w terenie 92.50 km; 16.33%)
Czas w ruchu:31:38
Średnia prędkość:17.91 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:43.58 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Rekord!

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(13)
Spełniło się moje marzenie! Ciachnęliśmy z Milenką dziś dystansik Giga!

Ale od początku. Miałem zamiar zrobić jakieś 200km, w tym celu czekałem na odpowiednią pogodę, bo jak do tej pory, maj rozpieścił nas dwoma słonecznymi dniami. Kupiłem też fajne zwijane slicki, lazurowe, gładkie jak dupka. W końcu zapowiedzieli ładną sobotę, a Milenka oświadczyła mi, że chce jechać ze mną nad morze. Przyznam się, że spojrzałem ten pomysł z przymrużeniem oka, ale od dawna mi się to marzyło. Wiedziałem, że Milenka da radę, tylko trzeba będzie przeznaczyć na to cały dzień. W końcu do tej pory najdłuższym dystansem było 76km rok temu, ale ostatnio Lenka coraz lepiej dzidowała. Tak więc postanowiliśmy, że wyruszymy o 5 rano.

Oczywiście wstaliśmy około dziewiątej. Do tego doszło leniwe śniadanie, ale w końcu się ruszyliśmy. Ba! Bardzo bojowo nastawieni. Pierwsze co zajechaliśmy na stację, dopompować slicki, na sam koniec Nowogardu. Z powrotem, Milenka skręciła na Truskolas, co odebrałem jako alternatywną trasę. Alternatywna to może i ona była, ale ja cośtam z mapy odczytałem, a co innego zrobiłem w trasie. W efekcie, zrobiliśmy 15km kółeczko i wróciliśmy do Karska, nieopodal Nowogardu. Jak powiedziała Milenka, zrobiliśmy mały rozjazd :) Kocham tę dziewczynę!



Stamtąd na szczęście już pojechaliśmy prosto do Golczewa. Powiem, że jazda na takich oponkach to bajka. Bez problemu wyciąga się prędkości ponad 30 km/h, nic się przy tym nie męcząc. Za Golczewem jechaliśmy wiochami, spokojnym tempem, chociaż jak na jazdę z Milenką, to całkiem niezłym.



W Pobierowie randka - rybka, fryteczki, gofry, kawusia itp. Obowiązkowo zaliczyliśmy wizytę na plaży, z moczeniem gir w Bałtyku włącznie. Było tak gorąco, że można się było opalać w kąpielówkach. Poleżeliśmy pół godzinki w słońcu i ruszyliśmy do domu.









Powrotną drogę jechało się już znacznie szybciej. Przed Golczewem, Milence stuknęła pierwsza setka. Od tej pory, bardzo uradowana (zresztą ja również), przycisnęła tak, że chciała dogonić młodych łepków na szosówkach, którzy przejechali obok nas jakiś czas temu. Przez jakiś czas jechaliśmy tempem 27-28km/h, oczywiście ja z tyłu, bo depnąć na tym napędzie za bardzo nie mogłem.







W Błotnie, jadąc szosą, Milenka zauważyła jakąś kudłatą osobę siedzącą na schodach i sączącą bronka. Po chwili oznajmiła, że to jej uczeń, który notabene zagrożony jest chyba z wszystkich przedmiotów (czyli palisada - z góry na dół pała). Podjeżdżamy na posesje, a tam wystawiony wzmacniacz i niezły rock'n'rollowy hałas. Chłopak zrobił niezłą minę, co było widokiem wręcz bezcennym. Spotkać kaplicę (ksywka Milenki w szkole) w środku lasu, to szczyt wszystkiego. Speszony był tym bardziej, że do osiemnastki to jeszcze mu trochę brakuje. Pocieszyliśmy się na wiadomość, że chociaż browar był zimny i pojechaliśmy dalej.

Im bliżej Nowogardu, tym Lenka cisnęła coraz bardziej. Wyszła nam bardzo ładna średnia i właściwie aż tak się nie zmęczyliśmy. Milenka jest bardzo dobrym sparingpartnerem. Jak jedziemy to nie ma czasu no foty ani inne bzdury, trzeba cisnąć :)

Kochanie jesteś wielka!

Falstart i wielka tragedia Milenki

Poniedziałek, 24 maja 2010 · Komentarze(3)
Falstart. Miałem zamiar wziąć rowerek do pracy. Niestety, budowa nowej drogi pociągnęła za sobą remont torów. Może i dobrze, ale do pracy nie dojechałem tak jak chciałem. Dlatego dziś tylko wycieczka na dworzec.

Ale nie to jest dziś najważniejsze. Milenka przeżyła dziś wielką tragedię - kolejną wizytę u fryzjera. Odkąd się znamy była trzykrotnie u fryzjera. I trzeci raz wraca z płaczem po (kolejnej) nieudanej próbie cieniowania włosów. I na nic się zdały moje komplementy co wieczór szeptane do uszka na dobranoc, że włoski piękne, gęste i naturalne. Znów zwyciężyła kobieca potrzeba zmiany "czegoś".
Co ciekawe, Milence bardziej żal włosów niż nerki. Taka moja Rybka kochana. Głowa do góry, odrosną, zresztą mi się nawet podoba :)

Dwa cytaty dnia Milenki:
"Zarypiście się poniedziałek zaczął" oraz "Już nigdy nie pójdę do fryzjera", który notabene słyszę kolejny raz. :)

I fota ku pamięci:


Milenka, pamiętaj, że ja kocham Twoje każde włoski.

A moja tragedia taka, że zabrałem się za inspekcję napędu. Od jakiegoś czasu, łańcuch ślizga się na zębach, przez co nie mogę porządnie depnąć. Popróbowałem dziś zregenerować nieco napęd pilnikiem, ale chyba nic z tego nie wyjdzie. Łańcuch jest już tak rozciągnięty, że właściwie wisi na blacie. Przejechałem już na nim około 20 00o km, więc na zmianę chyba czas najwyższy.

Szkoda tylko, że będzie to raczej downgrade, a nie ulepszenie. Szkoda mi kasy wydawać na ten rower, bo już praktycznie każda część jest do wymiany. Tym bardziej, że nie zanosi się na jakieś jego nadmierne wykorzystywanie w najbliższych latach.

Sobie piwa nawarzyłem

Czwartek, 20 maja 2010 · Komentarze(4)
Nie ma lekko. Ja rozumiem, fajnie mieć kogoś, kto motywuje do jazdy. Ba, mieć taką dziewczynę to już marzenie. Ale kurde, no nie codziennie. Po pracy nie można odpocząć, poleżeć w wyrku, popatrzyć w sufit, bo zaraz słyszę "wstawaj ramolu, nie marudź", albo "no dawaj idziemy pokręcić". Tak więc coś się z Milenką ostatnio dzieje, co mnie zaczyna nieco niepokoić.

Co najlepsze, ciągle się dopytuje jaka średnia. Teraz muszę kupić Milence licznik. Zakup dzwonka uważam za nieaktualny.

A dzisiaj śmignęliśmy do Dobrej, tam skręciliśmy na Błądkowo i przez Ostrzycę do Wierzbięcina do Madzi. Powrót wieczorkiem.

Słitaśne focie tylko z lotu, bo Milenka nie lubi tracić czasu na schodzenie z siodła ;)





kawał dobrego jeździectwa

Środa, 19 maja 2010 · Komentarze(2)
Tak, tego mi brakowało. Jazdy jak za dawnych lat. Szkoda tylko, że tak krótko. Znalazłem za to idealne leśne tereny do gubienia się wieczorami.

Dziś pojechałem z zamiarem potaplania się w błocie. Początkowo, tak jak ostatnio, szosą do Czermnicy. Nieco dalej skręciłem w las. Piękny las, taki jaki kocham najbardziej - zielony i gęsty. I z hektarami pól jagodowych.



Pokręciłem się tam jakiś czas, bo jechało się pięknie. Droga po deszczu wilgotna, gdzieniegdzie jednak można się było zakopać, a nawet zrobić ślizg na błocie. Czyli wszystko czego dusza zapragnie.

Co chwilę drogę przebiegał mi jakiś jeleń, sarna, zając. Co chwilę mijało się jakiś ciek wodny, kanał czy strumień.





W pewnym momencie wyjechałem nieopodal leśnej osady, którą prawdopodobnie już kiedyś odwiedziłem. Było to Żychlikowo, tak więc postanowiłem ponownie skręcić w las i jeszcze się troszkę pobłąkać. W końcu wyjechałem na pole, długie i szerokie.



W oddali można było zauważyć wystające uszy jakiejś sarny. Pojechałem jednak polną drogą do wsi Świętoszewo i tam znów skręciłem w las. Tym sposobem dojechałem do zalanej kopalni kredy w Czarnogłowach. Teraz jest tam piękne jezioro. Trzeba je kiedyś odwiedzić z Milenką.



Czas było wracać, tym bardziej, że dawno minęła już godzina powrotu obiecana Milence. Droga jednak była wyboista. To chyba stary nasyp wąskotorówki. Nie dało się tam jechać szybciej niż 10km/h, ale w końcu doprowadziła mnie do normalnej leśnej drogi. I znów piękna jazda. Rozpędziłem się nieco i za zakrętem pojawiło się stado dzików, które wnet czmychnęło do lasu. Poczekałem chwilkę i chyba słusznie, bo na drodze zostały dwa małe warchlaczki, które jeszcze nie wiedziały o co chodzi. Na koniec, jakby je asekurując przebiegły jeszcze dwie dorodne świnie. Wielkie jak cholera.

Jadąc dalej napotkałem leśny drogowskaz na Trzechel. Postanowiłem tam pojechać, bo wiem, że dalej już prosto do Nowogardu. Wcześniej jeszcze w lesie zauważyłem uciekającego bobra, tzn. chyba bobra, bo taki kulisty i z wielkim szerokim ogonem. W każdym bądź razie takiego zwierza jeszcze nie widziałem.

Na koniec pocisnąłem szosą przez Czermnicę, Strzelewo i Świerczewo. Fajnie się jechało, na liczniku prawie cały czas 29-32 km/h.

Już wiem gdzie będę śmigać w najbliższym czasie.

Popołudniowo z Milenką

Poniedziałek, 17 maja 2010 · Komentarze(6)
Przejażdżka z moją Superkolarką z cyklu "ogólnie mi się nie chce, ale można wyjść". I pojechaliśmy spokojnie przez Świerczewo, Strzelewo do Czermnicy. Po drodze spotkaliśmy Sebastiana. Zgadaliśmy się, że trzeba się w końcu razem wybrać na objeżdżanie leśnych kałuż.





Po tygodniu

Niedziela, 16 maja 2010 · Komentarze(2)
Po tygodniu nieróbstwa zostałem wyciągnięty przez Ukochaną na małe co nie co. Planowaliśmy początkowo pojechać nad Woświn, ale wyszło tak, że tylko do Dobrej. Pogoda nie sprzyja, połowę drogi przejechaliśmy w mżawce, w dodatku temperatura ciągle raczej marcowa. No i na F1 musieliśmy zdążyć, tym bardziej, że Robert dziś z pierwszej linii startował. Szkoda tylko, że Staleczka nie powalczyła z Falubazem.





Za to średnie Milenka robi coraz lepsze.

Powrót z pracy

Wtorek, 11 maja 2010 · Komentarze(4)
Tydzień tęsknoty za rowerkiem wytworzył u mnie awersję do wszystkiego dookoła. Tak więc musiałem zaliczyć kolejny powrót z pracy. Wcześnie rano, o 4:45 postanowiłem jeszcze zajechać do miasta, żeby spojrzeć na jezioro spowite mgłą. Fajnie tam jest. Jakiś wędkarz brodzący w woderach, gdzieniegdzie myśliwi. I ta cisza...
Czas jednak było wracać, żeby zapakować się do PiKaPa.



W powrotną drogę miałem zamiar przycisnąć. Tak żeby zrobić traskę w dwie i pół godziny. W Szczecinie było jeszcze nieźle, ale zaraz za rogatkami zacząłem słabnąć. Dodatkowo coraz silniejszy wiatr robił swoje. Na szczęście szosy w okolicach Klinisk zostały załatane, takim grysikiem, który z czasem, jak mniemam, ma się scalić. Póki co ten grysik zafundował mi laczka. Pierwszy w tym roku. Dobrze, że okolica była całkiem przyjemna i mogłem spokojnie i bezstresowo sobie pomajstrować.



Przez ten okres niejeżdżenia zrobiło się przyjemnie zielono. W końcu jest prawdziwa wiosna, no może prócz temperatury.
Mimo wszystko bardzo miło.



Pola zaczynają się też żółcić



Ulubiona traska z Mostów do Maciejewa. Nie mogę się doczekać jesieni, kiedy bukowe liście przybiorą jesienne barwy.

Epilog

Wtorek, 4 maja 2010 · Komentarze(3)
Dziś dzień miałem wolny. Wstałem więc o ósmej i jeszcze w majówkowych ciuchach wyskoczyłem na krótką przejażdżkę po lasach w okolicach Nowogardu. Chciało mi się, tak jak dawniej, zakopać się w piachach, pochlapać błotem, zapuścić w maliny.

No i w końcu czas na gry i zabawy z szarym połówkowym. Kurzył się, rzadko używany