Myślałem, że dziś będzie ten dzień, w którym złożę ostatnią wizytę na uczelni. Tak, tak, ostatnią, bo zostałem w końcu magazynierem, a dokładnie to już stało się 8 dni temu. No ale WI chyba mnie będzie jeszcze troszkę prześladować, bo jak się okazało, oddanie obiegówki u pani przeniesympatycznej Eli wiąże się z oddaniem legitymacji. A przecież jeszcze jest ważna 9 dni. Jednak pani Ania z inżynierskich jest nieco bardziej wyrozumiała. W sumie tak jakby tak przyjąć jakąś punktację, to by wygrała z panią Elą jakoś 23:2, bo dwukrotnie w ciągu 6 moich lat pani Ela się uśmiechnęła i raczyła być miłą.
Ale kij tam. Była z tego powodu impreza. Łączona, bo ukochana Milenka dopiero co miała urodzinki. W związku z tym uwieczniam kwiaciochy, żeby na przyszłość wiedzieć jakie lubi.
Za to Milencia upiekła pysznego mazurka. Moje przeulubione ciacho. Tak więc była biba, bo jak widać do tego jeszcze dwa łiskacze, jakieś orzeszki, srajtaśma... Jeszcze tak trochę po studencku. Trzeba się jeszcze trochę nacieszyć polowymi warunkami, bo pewnie niedługo tylko srebrna zastawa, kryształy, patery, prawdziwy szampan i jedwabne chusteczki...
Wczoraj wyjrzałem przez okno w pracy, piękny widok. Zachodzące słońce ciepłym światłem oświetlało biały zamek Książąt, do tego czerwony jesienny bluszcz koło katedry. A potem cholera mnie wzięła, bo wiedziałem że nie pojeżdżę.
Ale pojeździłem dzisiaj. Zabrałem do tieto obcisłe galoty, koszulkę i uradowany, że słońce, w końcu wsiadłem na rumaka. Zanim dojechałem do Dąbia, zaczęły zbierać się chmury. Mimo wszystko jeździło się przednio, a potrzebowałem tego, bo wczoraj złapałem takiego muła, że byłem niedobry nawet dla mojej przeukochanej Milenki.
Formy jak nie było tak nie ma. Zasapałem się jak osioł, pikawa grała drumy, a ja napierałem w kierunku Bukowej. Przejechałem odwrotną pętelkę przez Kołowo i Binowo i w sumie jeździło się tak fajnie, że nawet nie pofociłem.
W związku z tym zatrzymałem się przy okazji telefonu od Milenki i tak ciachnąłem kilka przemysłowych ujęć. W sumie same gnioty, ale jak za rok będę oglądał ten wpis, to chociaż, mam nadzieję, podniosę się na duchu, że zrobiłem postępy.
Fanem kolei nie jestem, zwłaszcza brunatnozielonego ET22, więc gwiazdą dnia zostaje barka. Ale bieda ;(
Na PKP w Gorzowie. Co się działo dalej szkoda pisać. Porażka po prostu. Czas pomyśleć o jakimś autku bo bilety za 14 zl na jeden rower to lekkie kure*stwo! Do tego smród, tłok jak zwykle.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)