Znów powrót z pracy, lecz nieco inną trasą. Planowałem porównać czas przejazdu z meridką, więc wybrałem traskę przez Stawno. Trasa nie nadaje się zupełnie na szosówkę - same dziury, więc i czas na tym odcinku słabiutki. Wobec tego plan B - zahaczenie o cmentarzysko kurhanowe w Osinie. Błądziłem dobrą godzinę, żeby namierzyć miejsce, co w sumie było zbędne, bo latem cmentarzysko porastają półmetrowe pokrzywy. I w sumie gwno widziałem.
Ale późną jesienią, lub zimą, czemu nie, można zwiedzić.
Pierwszy raz wracałem z pracy na tytanówce. Jechało się przednio, tak lekko i przyjemnie, choć jeszcze jest nieco do zrobienia w rowerze.
Myślałem jednak, że czas będzie lepszy, ale sporo zostało w samym Szczecinie, gdzie błąkałem się chodnikami. Mimo wszystko traska przez Rurzycę mi się podoba.
Wypadzik do Mielna Łobeskiego, gdzie przeprowadzili się Sew i Ania. Fajna wiocha, fajne jeziorko. W sumie to wszystko fajnie, ale jakoś ciężko się jechało.
Podwieczorek w okolice Łosośnicy. W wiosce skręciłem w Aleję Dębów Pomnikowych i nie powiem, całkiem fajny las. Nie zabrawszy mapy, wyjechałem w Siwkowicach, a potem przez Wyszogórę na jakąś ruchliwą drogę do Lisowa.
Śmierdziało mi to trochę trasą na Płoty, więc wróciłem tą samą drogą, już po ciemku. Lampka się spisywała dobrze, ale mogłem nieco zwolnić, bo mało co się nie władowałem w dziurę na mostku w lesie, gdzie biegam.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)