Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2010

Dystans całkowity:114.33 km (w terenie 60.70 km; 53.09%)
Czas w ruchu:08:14
Średnia prędkość:13.89 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:28.58 km i 2h 03m
Więcej statystyk

Podsumowanie

Czwartek, 30 grudnia 2010 · Komentarze(1)
I tak minął kolejny rok. Jak zwykle, wiele planów pozostało w sferze marzeń. Ale nie ma co biadolić, coś się zrobiło, gdzieś pojeździło i ogólnie jest ok! Dlatego na następny rok nie będę nic planować i niech życie zaskakuje.

W 2010 roku było kilka zmian. Przede wszystkim przeniosłem się do Nowogardu, gdzie mieszkam z moją (od tego roku) narzeczoną. To spowodowało, że na dojazdy do pracy tracę sporą część dnia i może dlatego rowerowo tak mizernie. Z drugiej strony, od początku studiów miałem plan, żeby czym prędzej spieprzać ze Szczecina. To się udało :) Okolice Nowogardu (bliższe lub dalsze) są znacznie ciekawsze niż dotychczas eksplorowane miejsca, tak więc wiele zostawiam sobie jeszcze na przyszłość.

Udało się też wymęczyć dwusetkę i dwa razy setuchnę z Milencią, a to nie byle co. Dzielna z niej dziewucha i już zapowiada, że w przyszłym roku trzeba częściej się wybierać w dłuższe wypady. Tym bardziej, że Rybka będzie śmigać w SPDach, które już co prawda czekają na szafie do wiosny :)

Tak jak planowałem, znalazła się też bardzo fajna traska powrotu z pracy. Niestety, jazda 65km od razu po robocie nie jest taka lajtowa jak mi się wydawało. Fajnie by było częściej ją pokonywać w przyszłym roku. Się zobaczy, a i jest motywacja, bo trzeba nieco zrzucić z siebie do ślubu.

Ten rok był też jakby powtórką z 2008 roku. Odwiedziłem znów Norwegię i Teneryfę - tym razem z Milenką. Już wiemy, że wrócimy tam jeszcze nie raz :) Choć mało się tam pojeździło, to jakby nie patrzyć, pobiliśmy rekordzik wysokości i wynosi on teraz 2356m n.p.m.

Pojeździło się też z kolegami. Był obowiązkowy, rewelacyjny wyjazd z Afrem i bratem Afra, Grześkiem. Był też wypad nad morze z Klikusem. Poznałem też lokalnych, nowogardzkich bikerów Sebastiana, z którym zrobiliśmy kilka niezłych wycieczek i pewnie niejedną jeszcze zrobimy, jak i Wiktora oraz szosowych wymiataczy pana Władka, Andrzeja i Janka. Pojeździliśmy też z naszymi wspólnymi znajomymi - Kondzią, Kasieńką i Gumim.

Doszło też kilka nabytków, m.in. tytanowa rama szosowa, na której będę składać lekkiego singlespeeda, bazuka 70-200, co by rozwijać się też fotograficznie i kilka innych drobiazgów jak nowy napęd, itd.


Fotograficzny skrót 2010 roku

1. Drawieński Park Narodowy ****
Jak co roku obowiązkowy wypad do najbardziej rewelacyjnego miejsca w północno-zachodniej Polsce. Tym razem dwudniowy wariant z noclegiem na dzikusa, kiełbaskami i Noteckim niepasteryzowanym. W końcu przejechałem zachodnią odnogę parku i chyba jest ona jeszcze ciekawsza niż wschodnia. Sporo jeździliśmy terenem. Zdecydowanie najlepsza wycieczka roku. W przyszłym trzeba ją powtórzyć!


2. Park Narodowy El Teide *****
Co tu dużo mówić. Dla mnie jest to już miejsce legendarne. Jazda w takich krajobrazach daje mi niewyobrażalne szczęście. Milenka była zachwycona, chociaż jak mówi, był to jej najcięższy dzień w życiu. Nic dziwnego, prawie 2,5 km nad poziomem morza, w ponadtrzydziestostopniowym upale na aviomarinie zrobiło swoje. Ale była bardzo dzielną i chyba jedyną bikerką w tym miejscu. Mam nadzieję, że się jej podobało :) Zapamiętamy to na zawsze - w końcu miejsce naszych zaręczyn.


3. Słowiński Park Narodowy i Ustka ***
Bardzo fajny i męczący majowy weekend. Pojeżdziliśmy po bezdrożach Wybrzeża Słowińskiego, zobaczyliśmy ogromne wydmy i zjedliśmy kapitallny obiad w Klukach. W końcu to wypad rowerowo-kulinarny. Szkoda tylko, że tak krótki. Na koniec jeszcze jazda w ulewie i powrót w klapkach.


4. Iński Park Krajobrazowy ***
Ińsko i okolice to miejsce gdzie można całkiem miło pojeździć i w dodatku nieźle się zmęczyć. Jest na tyle blisko i na tyle dalego, że można dojechać tam rowerkiem, pojeżdzić po okolicach, wrócić, i na liczniku mieć dystans w sam raz - coś ponad setkę. A okolice bajeczne - piękne i czyste jeziora, wspaniałe lasy oraz wszechobecne pagórki. No i mają tam pizzę, jedną z najlepszych jakie jadłem - z porem i wędzoną makrelą.


5. Woliński Park Narodowy ***
Nieco leniwa wycieczka po Karsiborzu i Wolinie. Trzeba to powtórzyć w przyszłym roku, oczywiście zwiększając dystans to ponad setki.


6. Trasa nad Bałtyk **
Nad morze z Nowogardu jest 55km. Bardzo bliziutko i całkiem miło się jedzie. Za Golczewem zaczynają się zapuszczone wioski co dodaje wszystkiemu uroku.


7. Okolice Jeziora Woświn **
Zapamiętałem to miejsce z jednej z imprez firmowych. Okazało się, że jest to bardzo blisko mojego obecneo miejsca zamiszkania. Samo jezioro jest niezwykle malownicze, w oddali widać wzgórza Ińskiego Parku Krajobrazowego. Wokół, dzicz i odizolowane od reszty świata wioski.


8. Okolice Nowogardu ***
Nawet się nie spodziewałem, że okolice Nowogardu mogą dać tyle radości z jazdy. Sporo tu lasów, może nie takich puszcz jak w okolicach Gorzowa, ale i tak jest świetnie. Najbardziej przypadły mi do gustu lasy w pobliżu Czermnicy, kryjące w sobie wiele ciekawych zabytków i atrakcji przyrodniczych. Ciekawe też są szlaki w najbliższym sąsiedztwie - zwłaszcza ten przechodzący przez Sąpólną czy droga pożarowa do Ostrzycy. Wszystkie te miejsca pokazał mi Sebastian, za co mu z góry dziękuję. Widać, że cieszą nas te same sprawy i wiele ciekawych miejsc mamy do odkrycia.


9. Trasa Szczecin-Nowogard ***
Droga powrotna z pracy o dziwo jest niezwykle ciekawa i całkiem bezpieczna. Od Klinisk powrót można sobie zorganizować przez lasy i wioski, tak, że wyjdzie nawet 20km terenem, jeśli nie więcej. Szkoda tylko, że nasz naród tak śmieci. Ale da się przeżyć - powrót rowerem zajmuje mi zaledwie dwa razy dłużej niż pociągiem.


10. Puerto de la Cruz ***
Miejsce naszych wakacji, z czarną plażą i niesamowitym widokiem na ocean. Jeśli spędzać czas na Teneryfie, to tylko tam!



Statystyki:
Dystans: 4233km
Ilość wycieczek: 101
Czas na rowerze: 220:40
Najdłuższy dzienny przejazd: 202km
Najlepsza średnia 30,40km/h (60,80km / 2:00)
Maksymalna prędkość: -
Maksymalna wysokość: 2356m n.p.m.

Wszystkiego dobrego i zrealizowania każdych planów i marzeń w 2011 roku!

Po lodzie

Poniedziałek, 27 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Miał być trening z przejazdem nad Woświn. Po skręcie na Wierzbięcin Kolonię, okazało się, że dziś będzie tylko walka z lodem. Od Ostrzycy doszły jeszcze zaspy, tak więc dziś powolutku.

W Błądkowie było już tak grząsko, że panowie łopatami odgarniali śnieg spod tirów. Ktoś zatrzymał się i chciał mnie podwieźć. Pomachałem tylko, żeby jechał dalej i doczłapałem się do krzyżówki na Dobrą. Tam, zjazd był całkowicie oblodzony, do tego stopnia, że ledwo szedłem.



Wróciłem główną trasą, która była w miarę odśnieżona, tzn. miała 3 pasy czarnego asfaltu. Mimo wszystko były na nim co chwilę placki bardzo cienkiego, ledwo widocznego lodu, które powodowały, że rower tańczył po dotknięciu hamulca.

Piknie!

Niedziela, 19 grudnia 2010 · Komentarze(7)
Przejażdżka na niedzielny podwieczorek. Walka ze śniegiem, jak za dawnych lat.



Po drodze spotkałem Sebastiana, który niczym gladiator wracał z bitwy pod Dobrą.



Wraz z zachodem słońca, pojawiła się gęsta mgła. Dlatego też skręciłem z oblodzonej szosy na Dobrą, na szosę przez Wierzbięcin Kolonię do Ostrzycy.



Mróz (jakieś -14 stopni) piekł w uda, ale postanowiłem wrócić pożarówką przez las.







Dziś widoki były rewelacyjne. Szkoda, że zdjęcia się nie udały, ale też nie chciałem narażać sprzętu, bo momentalnie wszystko pokrywało się szronem.

Lodzik

Środa, 15 grudnia 2010 · Komentarze(0)
To sobie z Sebą pojeździliśmy. Prawie 7 kilometrów w 42 minuty, oznacza tylko tyle, że na jezdni lód. Nie leżałem, ale majtałem się przez całą szerokość pasa.



Teraz wiem, po co są kolce. Milenki rowerek niestety nie na takie warunki. Do tego niby fajna lampka nie daje rady w -15 stopniowym mrozie. Zresztą, my też.

Tytanowy nabytek

Niedziela, 5 grudnia 2010 · Komentarze(1)
Dzisiaj ze shrinkiem wybraliśmy się do lasu. Śniegu dużo to i frajda miała być nawet. Dlatego też pomyślałem, że wezmę tylko mały plecaczek, a aparat zostawię w domu. Oczywiście było to błędem, bo w lesie zimą jest zajebistnie. Dlatego focisze tylko u Sebastiana.

Śmignęliśmy razem przez Czermnicę, nad jeziorka. Potem lasem tachaliśmy się przez zaspy, gdzie całkiem nieźle mnie zarzucało. Na tyle, że Sebastian zdążył mi kilka razy uciec. Hmm, wczoraj założyłem na przód conti survivale i nie powinno być źle. Chyba powinienem przyzwyczaić się do nowych warunków jeszcze przez kilka dni.

Lasem dojechaliśmy do szosy na Błotno, a następnie do Błotna obejrzeć wielkiego dęba. Powrót przez Trzechel i Czermnicę.

W Nowogardzie, kiedy Sebastian pojechał już do domu, napotkałem Milenką, która szła akurat na spacer. Wybrałem się więc i ja. Stąd też taka średnia.

Ale ale... od jakiegoś czasu marzyłem sobie o tytanowym bike'u. Nie wiem dlaczego ten materiał mnie aż tak pociąga, ale ma coś z magii :D Pomijając wytrzymałość, najfajniejsze jest to, że praktycznie nie koroduje. Dlatego też, ten obskurny lakier...



chcę wyszkiełkować, tak żeby powstało satynowe wykończenie, ciemniejsze niż po po szczotkowaniu.

Co cieszy, ramka ma poziome haki, bo chciałbym mieć prosty rowerek, bez tych wszystkich przerzutek, kaset itd. Wyjdzie z tego prawdopodobnie singlespeed albo ostre. Się zobaczy.



Kolejny plus taki, że do ramy dołączony był suport Campagnolo Chorus.



Przede mną pewnie co najmniej rok kompletowania rzeczy. Najpierw chciałbym znaleźć jakiś ciekawy karbonowy widelec ahead na 1 cal i stery.

Jakieś propozycje co do innych części?

Może ktoś wie, gdzie w Szczecinie można zlecić szkiełkowanie?