Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2009

Dystans całkowity:196.65 km (w terenie 16.00 km; 8.14%)
Czas w ruchu:09:42
Średnia prędkość:20.27 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:28.09 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Weekendowo

Sobota, 15 sierpnia 2009 · Komentarze(3)
Pierwszy dzień wolny w wakacje, więc pojechaliśmy razem z Lenką do rodziców nad morze gdzie pasą się nie tylko foczki ale i morsy


Wszystko co dobre szybko się kończy i już w niedzielę rano obudziłem się w Nowogardzie. Potem znowu zasnąłem i ponownie obudziłem. Tym razem Milenka szepnęła mi do ucha Guciu choć na rower. Długo się nie zastanawiałem i już chwilę później targaliśmy King Foksa z piwnicy. O tym, że strach na niego wsiąść już kiedyś wspominałem.

Pogoda była przepiękna, a cieplutki wiaterek jeszcze piękniej rozwiewał włoski Milence


Królowa zaproponowała wycieczkę dookoła jeziora w Nowogardzie, jednak wkrótce się okazało, że dla King Foksa stanowi nielada hardcore. Ledwo wystający korzeń szorowany był pedałem, a lekki skręt powodował wkręcenie się adidasków w koło.
Jednak sprzęt Milenki dawał radę




Szybko się jednak zgubiliśmy i postanowiliśmy pojechać szosą do Świerczewa.


No i wróciliśmy, zahaczając o zielony skwer nad jeziorem, gdzie spożyliśmy baaardzo smaczne lodziki. Romantico czyli.


Buzi buzi, kicu kicu, wstawiam fotki tutaj, żeby się nie przelansować na naszej klasie.


Mały zlot bikestats

Niedziela, 9 sierpnia 2009 · Komentarze(8)
Dziś dzień zaczął się od śniadanka. Miło widzieć, że wszyscy wstali uśmiechnięci.

Jak zwykle, najdzielniejszy był Matys, jak się później okazało, ulubieniec Milenki


W kuchni, jak widać trochę mało miejsca


Poranek był trochę leniwy, nie dziwię się, przejechać prawie 4000km w miesiąc...


Ale wkrótce się zaczęliśmy szykować do wyjazdu...






Pojechaliśmy...


...my z bikestats...


...Autostradą Poznańską, gdzie na Kosmę czekała nie lada gratka


I tak dojechaliśmy do Puszczy Bukowej. Cieszę się, że mogłem wam to miejsce pokazać, choć niewątpię, że widoki mieliście czasami znacznie ciekawsze.
Młynarz mógł się na przykład zrelaksować


Błażej mógł sobie szybciej zjechać




Kosma to ogólnie fajna kobita


Czasem można było się odprężyć...


...zanim Asia z Kosmą dojechały do nas


Tym sposobem dojechaliśmy do Żelisławca


gdzie Młynarz kupił mi lodzika


no i musiałem w końcu wracać. Co prawda, miałem dużo z górki więc nieco przycisnąłem i to było również miłe :)
Szkoda, że nie mogłem jechać dalej. Mam nadzieję, że już niedługo razem z Milenką gdzieś pojeździmy. Młynarz zorganizuje tour de lubuskie, więc będzie okazja. Pokażę Wam fajne tereny w okolicach Gorzowa.

Cieszę się, że dojechaliście. Pozdro byki!

Fotensy

Mały zlot bikestats

Sobota, 8 sierpnia 2009 · Komentarze(5)
W końcu się poznaliśmy.
W kierunku Szczecina zmierzała wyprawa dookoła Polski w składzie:
Kosma, Asia, Młynarz, Blase, Matys i Jurek, gość na trasie zachodniej Polski.

Zaaajebiści goście! :) Przede wszystkim mocarze, bo jeździć po sto kilkadziesiąt kilometrów dziennie z bagażami mi się w mojej baśce nie mieści.

Ale od początku...
Chciałem przejechać z nimi odcinek z Międzyzdrojów, ale choroba, brak formy i mnóstwo obowiązków mi na to nie pozwoliły. W zamian za to udało nam się z Lenką ekipę ugościć. W tym celu spotkaliśmy się w Goleniowie, gdzie dojechałem pociągiem.
Wcześniej razem z Królową postanowiliśmy, że ugotujemy coś dobrego. Milenka, notabene, odkryła niedawno swój talent i odkąd ugotowała mi pierwszy obiad (spaghetti), prawie przestałem gotować (oczywiście pod pretekstem, że pracuję itd... ;)

Tak naprawdę to już mnie Milenka w tym zakresie wygryzła. Pozostało mi, jak to na pazia swej Królowej przystało, wykazać się na zmywaku.

Milencia ugotowała 2 gary spaghetti, upiekła bułeczki z farszem z cukinii i pomidorów oraz jebitne ciasto.

Co do wycieczki to już od początku wszyscy okazali się niezwykle sympatyczni. W takim towarzystwie naprawdę miło się jedzie i nie wątpię, że cała wyprawa przebiegła w niesamowitej atmosferze.

Z Goleniowa kierowaliśmy się na Lubczynę, by tam, wzdłuż Jeziora Dąbskiego dojechać do Załomu. Oczywiście, ja jako zachodniopomorski przewodnik, nie miałem pojęcia jak z tego Goleniowa wyjechać i na nic się tam zdałem ;)
W przerwie na siku i kupę zrobiłem kilka fot uczestników

Szef wyprawy, Młynarz, jedzie spełnić swoje marzenie


Ten szef, to szef wszystkich szefów, bynajmniej nie ze Szczecina.


Droga się trochę ciągnęła, ale Szczecin jest miastem strasznie rozciągniętym i zanim dojechaliśmy do Dąbia zrobiło się już ciemno. Z Dąbia już znałem drogę, więc też przewodziłem. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że stosowałem stary trik motywujący typu "jeszcze gdzieś ze 13 kilometrów", "jeszcze jednak z 15" itd. Inaczej trasa (z prawobrzeża) ciągnęła by się jak ciepła klucha, a jak wiadomo, zbyt wygodnie to się tam nie jeździ, zwłaszcza po chodnikach.

Jednak jakoś daliśmy radę i w centrum udało mi się namówić przyjaciół z Meksyku na mały pokaz sztucznych ogni na cześć Mocarzy. Oczywiście, jak zwykle, pomylili mosty i mieli strzelać przed, a nie za trasą zamkową...



No ale jakoś się doturlaliśmy do domu. Tam czekała na nas Milenka z kolacją. Miejsca za wiele nie btło i po wniesieniu wszystkich rowerów i przyczepek ledwo dało się przejść, ale niestety tylko tyle mieliśmy do dyspozycji.

Pojedliśmy, wypiliśmy bosmana i ogólnie było bardzo wesoło.

Trochę z nich niejadki, nie wiem ale wydaje mi się, że wszyscy oprócz Matysa (który jak jedyny nie odmawiał dokładek) jadą trasę chyba tylko siłą woli.