Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2010

Dystans całkowity:481.41 km (w terenie 62.00 km; 12.88%)
Czas w ruchu:24:31
Średnia prędkość:19.64 km/h
Maksymalna prędkość:41.07 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:43.76 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Przejażdżka

Piątek, 30 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Przejażdżka z Milenką, Kasią i Gumim po Nowogardzie. Powolutku bo czekaliśmy na Gumiego, który ciągnął się na szarym końcu na rozklekotanym rowerze z koszyczkiem od Milenki. Poznałem nowe fajne miejsca, zwłaszcza tor motocrossowy, gdzie jak się po deszczu ziemia ubije, to będzie można fajnie pohasać.

Czwartkowe popołudnie

Czwartek, 29 kwietnia 2010 · Komentarze(8)
Dzisiaj to ja zostałem wyciągnięty na rowerek przez Milenkę. Jak mówi, chciała się wyjeździć. No to pojechaliśmy w ulubione przez nas piachy, kocie łby i wałęsające się psy :)

Fajna traska, bardzo malownicza i przez zadupiaste wioski. W Wierzbięcinie zajechaliśmy jeszcze na ranczo do Madzi. Pogadaliśmy, wspólnie pojeździliśmy i dzida z powrotem do domu. Milenka oczywiście górkom nie odpuściła i cisnęłaaaa...

Nowogard->Długołęka->Sąpolnica->Ostrzyca->Wierzbięcin->Nowogard





Wczoraj obiecałem sobie zrobić jakiś fajny powrót z pracy, ale stwierdziłem, że odpuszczę sobie. I dobrze, przyjechałem wcześniej, a w domu czekała na mnie baaardzo wielka niespodzianka.

Milencia moja kochana upiekła dla mnie przepyszny tort. Najlepszy jaki jadłem ever. Wszystko od podstaw, żadnych gotowców. Nawet budyń był robiony przez moją gospodynię od podstaw, z prawdziwą wanilią. Ach... Byle do następnego roku :) W ramach urodzinowego prezentu dostałem też rowerowy gadżet od Milenki brata i jego dziewczyny. Tym pochwalę się innym razem. Jest kozacki :)



Commuting

Poniedziałek, 26 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Bardzo fajny powrót z pracy. Pomimo braku słońca, było całkiem ciepło. W końcu mogłem przejechać się w samej koszulce. W plecaku nadal sporo gratów, w tym aparat, z którego właściwie nie skorzystałem. Wena twórcza gdzieś mi się zapodziała.



Za to tempo niezłe, na początku spokojnie, od Maciejewa nieco szybciej. Zatem pół godziny krócej. Jak depnąłem, to szyszki fikały!

Miała być stówka

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Miała być dzisiaj stówka, nawet 150km. Planowałem wyjazd do Ińska, może nawet do Drawieńskiego Parku. Nie udało się z wielu powodów. Znowu nie chciało mi się wstawać, Klikus dzisiaj też nie był chętny, dlatego odpuściłem sobie samotną jazdę.

Ochotę przyszła ponownie około dwunastej. Na przejażdżkę zdecydowała się też Milenka, jednakże wyjechaliśmy dopiero koło 16:00, bo była jeszcze sprawa do załatwienia. Mianowicie chodzi o niedzielny sernik z polewą karmelową. Chciało się nam go zrobić. To znaczy Milenka chciała coś upiec (tak się rzekomo relaksuje), ja chciałem go zjeść (tak ja się relaksuję). W pewnym momencie pomyślałem sobie, czy to aby nie prezencik urodzinowy, bo wyszło rewelacyjne. Ciasta Milenki, kto jadł, ten wie, że są legendarne!!!

Najlepsze jest to, że podobno na urodzinki upiecze coś wyjątkowego. Tak więc będzie grubo!



Po południu wybraliśmy się nie byle gdzie, bo nad fantastyczne jeziorko Woświn. Obawiałem się trochę o to czy dojedziemy, bo kondycja Milenki do tej pory troszkę kulała, ale nie było źle. Nie mogłem się tylko nic odzywać (dekoncentracja).

Dokulaliśmy się jakoś do Dobrej, gdzie akurat kończył się mecz



Później droga do miejscowości Tucze bajeczna. Stamtąd już niedaleko na plażę.















:D W końcu ktoś mi zrobił zdjęcie... kosmonauty



Z powrotem Milenka bardzo pozytywnie zaskoczyła. Nóżki się rozgrzały na tyle, że średnia nie schodziła poniżej 20km/h. Przez jakiś czas jechaliśmy nawet 26-28km/h. Na górce mnie jeszcze poganiała, kiedy ja myślałem, że została daleko w tyle. To fajnie, jak tak dalej pójdzie, to może się razem bujniemy nad morze i z powrotem w czerwcu.

Tym sposobem zrobiłem chyba tysiaka w tym roku. Marnie, ale miło!

Szwędanie

Piątek, 23 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Cały tydzień nie jeździłem na rowerze. Pomimo tego, że pogoda ładna, jakoś... nie chciało mi się. Właściwie to nie chciało mi się ubierać, znosić i wnosić roweru itd. Dlatego lipa. Całą środę przespałem, czwartek to samo - efekt codziennego wstawania na 4 rano.

Dziś jednak się spiąłem, wróciłem z roboty o trzeciej i znów jakoś straciłem ochotę. Dopiero po 18 jakoś się z chaty wytarabaniłem z zamiarem zrobienia 30-40km.

Wyszło tak, że pojeździłem troszkę po lasach, troszkę po szosach i przypomniało mi się jakie to przyjemne. I tym sposobem też się nieco zgubiłem, bo mapa a real to dwie różne bajki :) Dziwnie jakoś krążyłem, że zanim się spostrzegłem, słońce już zachodziło. Niestety nie dojechałem do Trzechla, tak jak chciałem, natomiast zrobiłem małą pętelkę po tamtejszych okolicach. A że było już całkowicie ciemno, to cisnąłem tyle ile mi rozciągnięty łańcuch pozwalał, czasami oświetlając sobie trasę komórką.

Orientacja mi coś dzisiaj nawalała, tak, że nawet zgubiłem się w swojej dzielnicy.

Tak jakoś też nie było co już fotografować, dlatego tylko panoramka Nowogardu

Z Milenką

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(11)
Ten weekend lajtowy. Dlatego dzisiaj bardzo miła przejażdżka z Milenką do Maciejewa, pooglądać ptaszki, posiedzieć nad jeziorkiem, poopalać się i ogólnie zrelaksować, po wczorajszym relaksie na działeczce.

Żeby jednak tam się dostać, trzeba dojechać do Redła i później moim ulubionym kamienistym odcinkiem przez las. Tak więc dzisiaj przejechaliśmy wspólnie część mojej drogi z pracy.

Zdjęcie pierwsze zostało potrójnie przechichrane przez Milenkę i jej mamę. To za podwójną bródkę, to za bęben albo neseser, który ze sobą wożę. Kochane! Zięcia się nie wybiera, chłopa też, a plecak, jak już z 30 razy wspominałem jest jebitny. Ma pomieścić wszystko co trzeba, a że wchodzi tam duża butelka mineralki w poprzek to już inna sprawa.



Droga z pracy jak widać przypadła do gustu także i Lence. Tak więc, Kochanie, nie pękaj, już wiesz, że za tirami nie jeżdżę.







W Maciejewie, jak już wcześniej wspominałem, jest całkiem ładny pałac, w którym znajduje się obecnie hotel. Zdjęcia znowu nie zrobiłem, ale będzie jeszcze ku temu okazja. Obok pałacu znajduje się woliera z ptakami.









Jaaak one tam latają?







Powrót z pracy cz.4

Środa, 14 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Dziś trasa identyczna z tą wczorajszą. Wicher wiał niemiłosierny prosto w twarz chyba przez połowę drogi jeszcze mocniej niż wczoraj. Mimo tego udało mi się zejść poniżej trzech godzin. To dlatego, że dzisiaj jechałem już na moim rowerku. Chodzi rewelacyjnie, nie licząc jednej wpadki rano na PKP, gdzie chcąc podjechać pod górkę, depnąłem mocniej i łańcuch z całym hukiem przemielił korbę. Ale siara, ale co tam :) Zmienię łańcuch i będzie dobrze.

Stawno


Droga z Tarnówka do Danowa


Kościółek z XV wieku w Danowie




OES




Droga na Krasnołękę






Test

Wtorek, 13 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Wieczorna przejażdżka z Milencią po Nowogardzie.

Przetestowałem też Meridkę po remoncie, który ciągnął się jak glut z nosa, czyli dobre trzy tygodnie. Rozebrałem ją na części pierwsze, wymieniłem łożyska Hollowtech, linki, wyczyściłem wszelkie zakamarki, nawet obręcze i opony. Było z tym sporo problemów, bo jedno łożysko się zapiekło, a potem czekałem na pancerze w Coolbike'u (sklep mam pod samą pracą i nie chciało mi się szukać dalej). W końcu, po dwóch tygodniach przeszedłem się do Cetusa, gdzie nabyłem pancerze Jagwire'a, które nijak nie chciały się dać obciąć mojej obcinaczce firmy Kuźnia.

I jest pięknie! Korba kręci się jak marzenie. Nie pamiętam już kiedy tak lekko mi się na tym rowerze jeździło. Mam nadzieję, że jeszcze ten sezon przejeżdżę bez żadnych dodatkowych zakupów. Co prawda, chętnie wymieniłbym jedną szczękę Avidów SD7, bo pękł gwint do regulacji naprężenia i nie można tego dobrze wyregulować. Żałuję teraz, że nie kupiłem na Allegro używki od kogoś ze Szczecina jakiś czas temu.
Przerzutki natomiast działają wzorcowo. Być może przednią będzie trzeba jeszcze troszkę doregulować, ale to sprawdzę jutro, podczas powrotu z pracy.

A sama przejażdżka bardzo miła, bo niby jak inaczej, kiedy obok taka piękność.





Droga z pracy cz. 3

Poniedziałek, 12 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Dziś znowu z pracy rowerkiem. Trasę już mam obcykaną, że nie trzeba robić dłuższych postojów na zastanawianie się jak i gdzie jechać. Za każdym razem także droga wydaje się krótsza, chociaż rzeczywisty czas jazdy jest niemal identyczny.

Dziś postanowiłem poszukać skrótów. Pierwszy z nich to wjazd w osiedlową uliczkę na Dąbiu, chcąc zminimalizować poruszanie się po ruchliwych odcinkach. Droga faktycznie spokojna, omija się główne skrzyżowanie na ul. Gierczak. Skraca się także przejazd Goleniowską, ale stan nawierzchni jest tragiczny. Prawie na całym odcinku (gdzieś ze 3km) droga zrobiona jest z dziurkowanych płyt. Nadal jednak pozostaje przejazd ruchliwym odcinkiem do skrzyżowania na Lubczynę, na szczęście dość krótki. Poza tym, to ludzie jakoś wyjątkowo wolno dziś jeździli. Może to efekt żałoby, a może tego, że w prawie każdej stacji puszczana jest muzyka poważna.

Dziś, pomimo pięknej pogody było dość ciężko, wiatr wiał cały czas w czambo, więc trochę się namęczyłem. Ale był też sympatyczny odpoczynek na wiejskiej ławeczce w Stawnie, z soczkiem i ciachami. Dobrze tak odpocząć od zgiełku Szczecina. Wreszcie się z niego wyprowadziliśmy. Mnie chodziło to po głowie odkąd zacząłem tu studiować.

Ale o zaletach mieszkania w Nowo innym razem, teraz drugi skrót, który dostrzegłem gdzieś na zdjęciach lotniczych (tak planuję czasem traski), bo w Google go nie ma. W końcu go znalazłem i muszę powiedzieć, że to strzał w dychę, bo dzięki temu robię łącznie 10km w terenie w pięknym lesie. Skrót to dojazd z Tarnówka bezpośrednio do Danowa, w międzyczasie mija się chyba pozostałość młyna albo innego urządzenia hydrotechnicznego. Ogólnie fajnie tam.



Do Mostów już blisko, tym razem ciekawszą trasą obok żwirowni fajną drogą przez las.





Na koniec zajechałem jeszcze na działeczkę, zobaczyć co tam tata Milenki robi i do domku. Muszę przyznać, że te 68km z pracy do dystans optymalny zważywszy na to jaki ciężar tacham na plecach. Jestem wystarczająco zwichrany i nie czuję się niedojeżdżony.

Fajnie! Fot mało, bo w pełnym słońcu gawno widać.