Do pracy zmontować rurkę sterową z dwóch części oraz spawu. Potem do sklepu po nowe stery. A tak oto prezentuje się obecnie rowerek na tzw. "dojazdy" nad jeziorko i uczelnię.
Geometria dziwna, ale ma być wygodnie, tanio i Cro-Mo.
Błoto. Deszcz. A więc idealna pogoda na wypad do Barlinka i kąpiel w jeziorze.
Tu jeszcze czyściuteńcy
W drodze do Moczydła (na zdjęciu) 40cm kij wbił mi się między obręcz a v-brake'a i zatrzymał się na moim udzie. Myślałem że już sobie nie pojeżdzę, bo hampel wyglądał na pokrzywiony w trzy dupy. Szczęśliwie klocek tylko schował się pod obręcz. Wiadomo. Coś musiało się stać, skoro z Afromanem się jeździ.
Tu już mniej czyściutcy, chociaż to zdjęcie i tak nie oddaje tych kilogramów błota co mieliśmy na sobie :)
Martwa natura
Lazurowe jezioro Okunie
Burza idzie, lecimy się wykąpać
W Barlinku, wszycy grubo poubierani, a my w kąpielówkach się grzaliśmy gorącą czekoladą.
Ten jeden jakiś inny
Tym razem Afroman miał większego pecha. Standardowe pęknięcie Garego F.
Ale najpierw... ostatni raz do pracy. Wieczorem do Lilki, a później już byłem wolny :D
Długo klikusa nie trzeba było namawiać na pojeżdzenie. A że chłopak w czasie sesji to i na głodzie, więc popedałować nie odmówił :D Oboje mieliśmy tego dnia trochę chmielu na koncie i serce biło mocniej dwukrotnie, jak mijał nas radiowóz w środku lasu i pośród pól po północy.
Nocna lanserka w Łośnie
Jest taka pora, kiedy można w końcu zrobić zdjęcie fontanny bez zbędnego pijanego i krzykliwego spamu w tle. Ta pora to godzina 1:15 w deszczu
Wiem, z fotkami mogłem się bardziej postarać, ale nocnych nigdy jeszcze nie robiłem.
A tak poza tym to miałem okazję przetestować lampkę przednią marki Shark :D wylosowaną na maratonie w Bogdańcu. Zanim dojechałem do kolegi (1,5km) już nie działała. Kombinowaliśmy, stukaliśmy i znowu zaczęła działać. Niestety na pierwszych wertepach, najpierw mrugała, a zaraz potem wysiadła. Rewelacja!
Wybrałem się z Afromanem do Witnicy. Jechaliśmy lasami w okolicach Bogdańca, więc przewyższenia były dzisiaj konkretne.
Tempo nie było maratońskie.
Był czas na kazania z ambony...
Był czas na jagódki...
Był czas na podziwianie liści od spodu
Oraz na spotkanie oko w oko z dragonoflyopteryksem
W Witnicy poznaliśmy prezesa browaru... Notabene zaczął jeździć w MTB :) Z powrotem zajechaliśmy nad jez. Długie do Sosen, gdzie wywinąłem piękną rozgwiazdę na skarpie, bo jakoś lewa noga nie chciała się wypiąć z spd'ków.
Powrót podjazdami, podjazdami, zjazdami i podjazdami, czyli trasą maratonu w Bogdańcu
Ale precyzji to można mi pozazdrościć :) Nie kombinowałem!
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)