Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2008

Dystans całkowity:1033.10 km (w terenie 270.00 km; 26.13%)
Czas w ruchu:50:59
Średnia prędkość:20.26 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:57.39 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Po wczorajszym dniu tyłki

Niedziela, 31 sierpnia 2008 · Komentarze(1)
Po wczorajszym dniu tyłki bolały nas całkiem porządnie. Właściwie w ogóle ich nie czuliśmy. Z samego rana postanowiliśmy poszukać jakiegoś sklepu. Pojechaliśmy więc do pobliskich Jeleni



...ale tam było zbyt klimatycznie, żeby był sklep :) Następnie przez Miradz pojechaliśmy drogą leśną do mostu Gromnik koło pustelni. Plan był inny ale z rana lewo z prawym człowiekowi ma prawo się pomylić :)

Przy Pustelni pojechaliśmy czerwonym szlakiem biegnącym po nasypie Kanału Sicieńskiego i dojechaliśmy do mostu na Płycinie. Piękne okolice! Następnie okrążyliśmy jeziora Jamno i Płociczno i dojechaliśmy do Pustelni z drugiej strony, po czym skierowaliśmy się do Głuska.




Po drodze mijaliśmy m.in. ruiny kościoła z cmentarzem w Ostrowcu, gdzie nagrobki to wykute w skale drzewa


Można zobaczyć też piękne stare domy

W Głusku pojedliśmy i popiliśmy i zdecydowaliśmy się na powrót do domu (Klikus musiał się tego dnia jeszcze nawalić, więc marudził całą drogę i kozaczył ciągle przyspieszając). Ale mnie i Sentiemu się nie spieszyło, więc zahaczyliśmy jeszcze o Moczele w zachodniej odnodze DPN.

Potem to już droga do domu, prawie cały czas lasami.
Moczele->Radęcin->Słowin->Starczewo->Dobiegniew->Ługi.

Za Ługami skręciliśmy z szosy ponownie w las, co było słuszną decyzją, bo okolice są tam przepiękne. Drogi leśne cały czas wznoszą się i opadają i mają takie niespotykane tutaj kamieniste podłoże.



Tak więc nie omieszkaliśmy trochę przycisnąc i przez Lipie Góry->Bronowice->Wielisławice->Wilanów->Santoczno->Wojcieszyce dojechaliśmy do Gorzowa.


Album

Weekend w Drawieńskim Parku Narodowym

Sobota, 30 sierpnia 2008 · Komentarze(3)
Weekend w Drawieńskim Parku Narodowym

Pobudka o 3:30 i razem z Sentim i Klikusem porannym pociągiem pojechaliśmy do Krzyża. Oczywiście, jak każda inna wycieczka rowerowa z PKP, nie obyło się bez perypetii ze strony tego dziadostwa. To, że w pociągu pospiesznym do Zamościa nie będzie przedziału na rowery, wydaje się normalne. Zapytałem się konduktora gdzie mam je wstawić (pierwszy przedział wagon byl zamknięty, ostatni pierwszej klasy), to odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: "Rowery wstawcie do ostatniego wagonu na waszą odpowiedzialność, a wy idźcie do drugiej klasy"

Kur... Szlag mnie trafia.

Oczywiście jak to w pociągach, ktoś się kręcił po przedziałach, a klikus wspomniał coś o 15 Cyganach, którzy jadą tym samym pociągiem. Natychmiast ruszyliśmy więc zobaczyć co się dzieje z rowerami i okazało się, że otworzyli oni Sentiemu jedną sakwę. Na szczęście nic nie zabrali. Na szczęście aparat miał w drugiej. Resztę podróży postanowiliśmy spędzić w pierwszej klasie.

Od tej pory to już sam cud miód. Wysiedliśmy w Krzyżu i w pięknej mglistej scenerii pojechaliśmy przez Stare Osieczno do Głuska.



Tam kupiliśmy mapę i pojechaliśmy zobaczyć starą elektrownie wodną. Chyba jedną z pierwszych tego typu w Europie.



Potem wróciliśmy do Głuska i pojechaliśmy żółtym szlakiem wzdłuż Jeziora Ostrowieckiego. Ten szlak to przecudowny singletrack, prowadzący wysokim wałem, w przepięknym krajobrazie. Woda w jeziorze przejrzysta jest na 3 metry, pełna ryb, a lasy roją się od prawdziwków.





Dojechaliśmy do Skrzyżowania przy Pustelni...


...i pojechaliśmy dalej kostką brukową do Załomu i Człopy, celem kupienia czegoś do jedzenia i picia. Wiadomo, kiełbaski i piwko, w tym nie omieszkałem skosztować lokalnego specjału z Czarnkowa pt. Eire :)




Po przerwie pojechaliśmy lasami przez Golin i Brzeźniak z powrotem do parku. Trochę pomyliliśmy szlaki, ale ostatecznie dojechaliśmy do jeziora Marta, które ma krystalicznie czystą wodę. Ścieżka prowadząca na dość znacznej wysokości nad lustrem wody, sprawiała niesamowite wrażenie. Widać było każde wypłycenie jeziora, a woda miała kolor lazurowy. Niestety, nie dało się zrobić zdjęcia, gdyż cały brzeg porasta gęsty las.



Nad jeziorem zrobiliśmy dłuższą przerwę i pojechaliśmy później do miejscowości Martew uzupełnić płyny i jedzenie. Potem lasami pojechaliśmy do Kępy Krajeńskiej, choć czasami jechało się ledwo :)


Następnie wzdłuż jeziora Sitno i dojechaliśmy do polany niedaleko miejscowości Jelenie. Tam rozbiliśmy namiot, walnęliśmy piwko itd. W nocy ryczał niedaleko jakiś wyposzczony jeleń :)


Fajnie!


Album

Do Sentiego i potem

Czwartek, 28 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Do Sentiego i potem razem trochę pojeździliśmy lasami za Bogdańcem. Wszystko fajnie, ale nagle się ściemniło, a my wyjechaliśmy nie wiadomo gdzie, lecz dość daleko od domu. W związku z tym powrót szosą przez Tarnów i Wysoką do Gorzowa.

Mapa

W końcu sobie porządnie

Środa, 27 sierpnia 2008 · Komentarze(4)
W końcu sobie porządnie pojeździłem lasami koło Mironic. Celowo dzisiaj nie zabrałem mapy i postanowiłem, tak jak dawniej, zapuścić się w puszczę i po niej pojeździć. Plan się powiódł w 100%. Odkryłem piękne miejsce, gdzie jakaś rzeczka przepływała wąwozem, tworząc swego rodzaju przełom.





Ktoś wie co to może być? Pełno tego było zakopane w ziemi. Wygląda to na jakieś cynkowe kubki, możliwe, że jeszcze z czasów wojny. Ale głowy nie dam.




Krążyłem tak 30km i na koniec tak jak planowałem wyjechałem na szosę do Szczecina krzyżówką na Dalsze. Jako, że było mi mało, a w Dalszych nigdy nie byłem to tam pojechałem.

Średniowieczny kościół w Dalszych, wielokrotnie obracany w ruinę i odbudowywany



W Dalszych dowiedziałem się, że jestem niedaleko Myśliborza, czyli to już inne województwo, ale pojechałem w przeciwnym kierunku, z racji tego, że Myślibórz jest be i fuj. Jak zwykle nie miałem pojęcia gdzie się znajduję, ale po drogowskazach wywnioskowałem, że niedaleko Dębna.

Po drodze pojechałem zobaczyć jeszcze pomnik litewskich lotników, którzy rozbili się tu w 1933roku podczas przelotu przez Atlantyk.


Skręciłem jednak na Gorzów bo już sie robiło późno, byłem trochę głodny i świeżo naoliwiony łańcuch zaczął skrzypieć, co mnie mocno wkurzało. I tak się dokulałem do chaty.

Album
Mapa

Eh, no cały dzień chciało

Wtorek, 26 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Eh, no cały dzień chciało mi się wyjść pojeździć ale jakoś ciężko było się ruszyć z domu. Całe wakacje myślałem o tym, żeby znów zapuścić się do lasu w Mironicach. Wyszło tak, że poczekałem nie wiem po co na obiad i zadzwoniłem do klikusa i Sentiego czy czasem nie są chętni. Senti "nie bardzo był w stanie", a klikus chętny był średnio, ale w końcu go jakoś przekonałem. Wcześniej jeszcze musiał poskładać rower, odrdzewić łańcuch itp. itd., co zajęło mu kupę czasu. Umówiliśmy się więc pod katedrą na 18 i w drodze, w centrum miasta jak zwykle kapeć mnie złapał. Poza tym to klikus był jeszcze w połowie swoich robót więc pojechałem do Łagodzina. Stamtąd razem pojechaliśmy w kierunku Kłodawy, walnęliśmy po czerwonej oranżadzie na miejscu :) i kolega marudził, że nie chce dalej. Dziś przekonać się nie dałem, więc jakoś wymusiłem mini wycieczkę lasami do Mironic, Kolonii Santocko i Santocka. Trochę się tam pozmieniało. Wylali nowy gładziutki asfalt, trochę szkoda, bo Kolonia Santocko była miło odcięta od świata i prowadziła tam tylko leśna droga. Dalej wracaliśmy trasą S3, zajechaliśmy na bulwar i potem już do domku. I tak całkiem niezły dystans zrobiłem jak na wieczór, ale jutro pojadę chyba sam. Mam nadzieję, że nie będzie padać.

Pod wieczór pojechałem

Niedziela, 24 sierpnia 2008 · Komentarze(0)
Pod wieczór pojechałem do Sentiego i razem spacerkiem przejechaliśmy się wałem wzdłuż Warty. To chyba pierwszy nasz wspólny wyjazd w tym roku, a już sierpień sie kończy.

Trasa:
Gorzów->Wieprzyce->Chwałowice->Gostkowice->Jeniniec->Bogdaniec->Jenin->Łupowo-> Wieprzyce->Gorzów

Tylko 2km, ale tyle mam

Poniedziałek, 18 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Tylko 2km, ale tyle mam do fiordu i z powrotem. Pojechalem wiec sobie po poludniu z zamiarem zlapania czegos. Gowno jak zwykle zlowilem ale wieczorem nieodpuscilem, czego efektem byla makrela (juz nie moge patrzyc na te ryby). W kazdym badz razie, moge smialo powiedziec "dobrze, ze wzialem wedke". Zjadlbym jednak juz jakiegos schabowego albo prawdziwe polskie spaghetti...








Mapa

Galeria vol. 1
Galeria vol. 2

Gwozdz programu, czyli wycieczka

Niedziela, 17 sierpnia 2008 · Komentarze(6)
Gwozdz programu, czyli wycieczka do Oddy.

Postanowilem sobie juz od poczatku, ze zrobie petle przez Odde - gornicze
miasteczko, bardzo ladne, ale jeszcze piekniej polozone. Z jednej strony fiord, z obu pionowe sciany wysokie na ponad 1000m, a na zachodzie park narodowy Folgefonna. Obejmuje on trzeci pod wzgledem powierzchni lodowiec Norwegii (207km kwadratowych). Jakby tego bylo malo, wokol pelno ogromnych wodospadow, czasem sa nawet po przeciwnych stronach wawozu, co daje niesamowity widok. Bylem tam kilka dni temu, ale postanowilem, ze do Oddy pojade tunelem i to nie byle jakim, bo przebiegajacy pod lodowcem i majacy dlugosc 11150m !

Wstalem o 7:30 rano, co mi sie wyjatkowo nieczesto zdarza. O 8:55 prom do Matre i potem juz jazda w kierunku Rosendal. Wczesniej jeszcze pojechalem na kompresor, co by sie lzej jechalo, ale niestety chyba bylo to powodem pozniejszego kapcia. Opony juz mam trzeciej swiezosci.


Nastepnie z Matre czekal na mnie calkiem spory podjazd na przelecz i pozniej juz mozna cisnac w kierunku Rosendal. Widoki przefantastyczne. Podazalem ta droga az do Sundal, chyba najladniej polozonej miejscowosci jaka dotad odwiedzilem. Stad mozna sie m.in. wybrac na lodowiec lub pojechac dalej do tunelu pod Folgefonna, co tez uczynilem. Cale szczescie nie bylo wielkiego ruchu, to znaczy prawie w ogole nic nie jechalo, bo w tunelach to roznie bywa z koncentracja i jest calkiem niebezpiecznie. Przejezdzajacy samochod daje mniej wiecej takie wrazenie jakby sie jechalo tuz obok pociagu towarowego. Sam wjazd do tunelu jest zabroniony dla rowerow, ale no trzeba bylo...






W Oddzie zrobilem kilka fotek i pojechalem w kierunku Røldal. Po drodze mnostwo wodospadow i to takich konkretnych.




Od tego momentu zaczal brac mnie kryzys. W dodatku droga serpentynami piela sie calkiem stromo do gory. Jakos sie jednak dokulalem do szczytu i pojechalem dalej przez 3 kilometrowy tunel Rullestad, zamiast sciezka rowerowa. Ten tunel to calkowita masakra. Strasznie ciemno i ruch ogromny. W dodatku, a moze cale szczescie droga w tunelu caly czas opadala i wkrotce smigalem 60km/h. Myslalem ze mam przebita detke, bo jakos tak zaczelo mnie rzucac na boki. Cale szczescie tunel szybko sie skonczyl i potem stwierdzilem ze pojade stara droga. Ledwo, ledwo sie dokulalem. Nigdy wiecej takich odelglosci w gorach! Teraz czeka mnie mala rehabilitacja stawow, szczegolnie prawego kolana.

Wodospad Låtefossen

...i jakis tam dajmy na to mniej znany :)


Mapa

Galeria vol. 1
Galeria vol. 2