Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2007

Dystans całkowity:2522.16 km (w terenie 319.00 km; 12.65%)
Czas w ruchu:147:05
Średnia prędkość:17.15 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:93.41 km i 5h 26m
Więcej statystyk

No i nie wytrzymałem za długo

Środa, 29 sierpnia 2007 · Komentarze(3)
No i nie wytrzymałem za długo bez roweru. Pojechałem do pracy go porządnie umyć. Przy okazji odkryłem jakieś stuki w piaście i wyrwałem kabel z nowego licznika.

Ciągle w pociągach i na dworcach.

Niedziela, 26 sierpnia 2007 · Komentarze(4)
Ciągle w pociągach i na dworcach. Zwiedzamy trochę Nowego Sącza.


Potem pociąg do Tarnowa. Przesiadka. Pociąg do Wrocławia. Tłoczymy rowery w przejściu. Co chwile jakieś babsko musi do kibla, więc ciągle je przestawiamy. Tyle ludzi, że jakiś koleś z Austrii wyciąga rower przez okno. Wieczorem na szybko zwiedzamy starówkę Wrocławia. Pięknie.




Znowu pociąg. Tym razem Poznań. Tam czekamy z 2 godziny na pociąg do Krzyża. Nie spaliśmy już ponad dobę. W Krzyżu znowu czekanie i przesiadka. O 7 rano jestem już w domu :) Po ponad 30 godzinach w pociągach i na dworcach. Zaczynamy wyżerkę :D


Czas podsumować wyprawę.

Rumunia to kraj kontrastów, gdzie pod walące się domy podjeżdzają Audi Q7, Mercedesy i inne im podobne. Ciężko znaleźć tam osobę mogącą pochwalić się jako takim dobrym gustem. Muzyka przy jakiej się wożą lanserzy to dramat. Domy jakie się buduje to dramat jeszcze większy. Mniej więcej coś takiego jak u nas na początku lat 90-tych, z tym że elewacje mają jeszcze odważniejsze kolory, a lość
kondygnacji przekracza wszelkie granice zdrowego rozsądku.

Miasta. Uciekać z nich! Brud, śmieci, zgiełk.
Wsie - zupełne przeciwieństwo. Niezwykły klimat, chociaż śmieci też wszędzie
pełno. Ciekawe domy, piękne bramy, cerkwie i kolorowo ubrani ludzie. No i wszędzie te stogi siana.

Drogi. Na prawdę sporo się tam buduje. Są całkiem niezłe. Pełno na nich końskich odchodów, ale przyzwyczaić się można do tego już następnego dnia. Mi wcale one nie przeszkadzały, dopóki nie wjechałem w jakąś świeżą kupę. Uwaga na odpryski! Kierowcy to szaleńcy. Zwyczajem u nich jest trąbienie na przejeżdzające rowery. Wyprzedzają sie na trzeciego i czwartego, aczkolwiek w całej Rumunii nie widzieliśmy ani jednego wypadku. Najbardziej klimatyczne są Dacie. Normalnym widokiem jest jadąca na dachu sofa, kanapa czy beczka.

Widoki. Cudowne. Zwiedziliśmy tylko północną część kraju, ale wiem, że jeszcze tam wrócę. Polecam szczególnie Maramuresz i tereny graniczące z Ukrainą, gdzie wciąż są dziewicze. Bukowina - trochę przereklamowana. Dość gęsto zaludniona z pięknymi malowanymi klasztorami. Wąwóz Bicaz i Lacu Rosu radzę omijać. Generalnie, jeśli jakieś miejsce opisano w przewodnikach jako atrakcja turystyczna, to należy spodziewać się tłumów turystów, szczególnie Włochów i Francuzów. Ciężko zrobić tam zdjęcie, gdyż wszystko co jest do zobaczenia zasłaniają zwykle samochody. Polecam odkrywać Rumunię na własną rękę, bez przewodników. Pięknych miejsc tam nie brakuje.

Kuchnia. Mamałyga - bardzo smaczne i tanie jedzonko. Można przyrządzać ją chyba na 100 sposobów. Kiełbaski mici - rewelacja. Trzeba spróbować. W smaku przypominają kołduny. Rumuni mają pyszne zupy, gęste i tłuste. Niestety nie spróbowaliśmy słynnych gołąbków.

Piwo. Nie przesadzajmy. Jest jeden Ciuc i potem długo, długo nic. Trochę ich posmakowaliśmy. Ale co tu mówić. Jeden obraz to 1000 słów.



Rumuni. Ludzie niezwykle serdeczni, zarówno Ci z miast jak i z wiosek, młodzi i starsi. Nie spotkaliśmy ani jednej naburmuszonej osoby. Prawie nikt tam nie mówi po angielsku. Warto więc poduczyć się francuskiego czy niemieckiego. Co nieco zrozumieją. Jeden drwal mówił do nas po serbsko-chorwacku, ale i tak najskuteczniejszym sposobem na dogadanie się jest sposób "na migi". Rumuni są
zawsze gotowi pomóc. Chętnie przenocują czy czymś poczęstują. Jeszcze jedno.

Rumunia to chyba jedyny kraj, gdzie w sklepie resztę wydadzą Ci mentosem, albo
pastylką.

Cyganie. 80% z nich podobno nie ma wykształcenia zawodowego, a tylko 50% z tych co mają, to pracują. Mi kojarzą się z wyciągniętymi rękami i wołaniem "Daj bomibom".

Polacy. Bardzo sympatyczni. Miło się piło z nimi piwko.

Kanadyjczycy. Miło się z nimi jeździło. Chyba najbardziej popularna nacja jeżdżąca w Rumunii na rowerach :)

Niemcy. Bardzo sympatyczni i otwarci. Tacy, nie-niemieccy.

Czesi. Jak to Czesi. Śmieszni.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Jedzie się ciężko. Wiatr w

Sobota, 25 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Jedzie się ciężko. Wiatr w ryło. Senti na najtwardszym przełożeniu. Zajeżdżamy do Tokaja.



Głośno od Polaków. Zwiedzamy miasto, jemy w końcu gulasz i jedziemy dalej na Mad. Pełno winnic. Winogronka słodziutkie. Normalnie Eden!

Zamek w Boldogkőváralja


Przed 21 przekraczamy granicę słowacką, a około 22 jesteśmy w Koszycach. Kolejne piękne miasto.



Wsiadamy w pociąg do Plavec. Ok. 1:15 1 nocy jedziemy w ciemnościach i bez mapy gdzieś do granicy polskiej. O 2 rano budzimy celnika. Potem do ciemności dochodzi jeszcze mgła. Jakoś dotargaliśmy się do Muszyny.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Pałętamy się po Debreczynie.

Kategoria _Midi, 2007 Rumunia
Pałętamy się po Debreczynie.



Kąpiel na basenie i w gorących źródłach. Po południu jedziemy do Hajduboszormeny i trochę dalej. Sentiemu psuje się manetka i jedzie na dziewiątce. Znowu piwka. Węgierski specjał - Borsodi - nie kwalifikuje się nawet na II ligę rumuńską. Valentin weissbier trochę lepszy.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Z rańca wali żar. Dajemy

Czwartek, 23 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Kategoria _Giga, 2007 Rumunia
Z rańca wali żar. Dajemy twardo z Varsolt->Simleu Silvaniei->Marghita->Sacueni. Tam przekraczamy granicę i od razu szok. Jaka bieda na tych Węgrzech. Nawet drogi nie mają :) Letavertes ->Debreczyn. Dzisiaj robimy popas i bierzemy pensjonat. W końcu porządna kąpiel. Wieczorem zwiedzamy miasto. Ale tam piknie! Kolacyjka - mistrzostwo świata - zapiekany ser z dodatkami i piwko Edelweisser. Pycha.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Copaceni->Feleacu. Jakiś masakrycznie stromy podjazd.

Środa, 22 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Kategoria _Giga, 2007 Rumunia
Copaceni->Feleacu. Jakiś masakrycznie stromy podjazd. Potem serpentyny w dół do Cluj Napoca. Calkiem ładne i bardzo czyste miasto.


Dalej to już pagórki z przewagą w dół i wiatrem w plecy, chociaż czasem było i pod górę w słońcu. Prawie jak górnik:


Nadaselu->San Paul->Zimbor->Poarta Salajului->Zalau->Hereclean->nocleg w Varsolt. Kolejny nudny dzień. Dziś pijemy Burgera. Średnie.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Hetiur->Targu Mures->Ludus->Campia Turzii.

Wtorek, 21 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Kategoria _Giga, 2007 Rumunia
Hetiur->Targu Mures->Ludus->Campia Turzii. Sentiescu znowu łapie gumę. Turda->Copaceni.

Budynek magistratu Targu Mures


I okoliczne widoki


Nocleg na polu. Nuda. Cały czas asfalt. Kierowcy jeżdżą tam jak wariaci. Na drugie śniadanie arbuz. Na kolację makaron z pomidorami, papryczkami i sosem bernaise. Plus piwko - Stejar Strong. Dobre. Na deser 2 rozpuszczone czekoladki.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Praid->Lupeni->Bisericani->Christuru Secuiesc->Sigishoara. Zwiedzamy

Poniedziałek, 20 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Kategoria _Midi, 2007 Rumunia
Praid->Lupeni->Bisericani->Christuru Secuiesc->Sigishoara. Zwiedzamy cytadelę. Pełno turystów, Dracul, kramików, pamiątek, śmieci i samochodów. Do tego wszystko rozkopane. Gotycki kościół od zewnątrz wytynkowany i pomalowany. Pijemy Ciuca. Potem spotykamy niemiecko-czeską parę. Spoko ludzie. Zaraz zajeżdza para z Kanady. Równie spoko jak tamci. Smiechy i hihy. Ten Kanadyjczyk, jak się dowiedziałem jedzie na rowerze do Egiptu, podczas gdy jego kobitka towarzyszy mu po Rumunii. Mocarze.

Senti zaczyna gadać po niemiecku... i zamiast 2 browarów w kuflach zamawia 1 w kuflu i 2 w butelce. Do tego jemy po 4 kiełbaski mici. Przeeeepychota! Nocleg na wzgórzu koło Hetiur.

Cytadela w Sigishoarze




Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Sentiescu osłabiony. Cały dzień

Niedziela, 19 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Sentiescu osłabiony. Cały dzień marudzi. Od Bicaz do wąwozu wioski są jakby umarłe. Puste, pozamykane sklepy.

Za to wąwóz imponujący, ale nie wiem czy warty zwiedzania. Tabuny turystów. Co chwilę stawaliśmy w korkach.


Lacu Rosu - jedna wielka komercja. Jezioro powstało po osuwisku ziemi w 1837 roku. Teraz jest tam kramik na kramiku. Dorośli ludzie męczący raki czy sikający do jeziora. Żenada.


Spotykamy dwóch bikerów z Rumunii. Jeden z nich coś tam duka po angielsku. To już chyba czwarta osoba w tym kraju. Chwalą się, że mieszkają 200km stąd. Ja się chwalę że przejechałem prawie 1700km i miny im rzędną. Długo nie pogadaliśmy bo odstawiłem ich na podjeździe jak młodych. W dodatku z 25kg przyczepka. :D Podjazd ciągnie się na przełęcz Pangarati (1256m). Na serpentynach całkiem daję radę, przełożenie 2:5, średnia to ok 15kmh. Sentiescu dziś za bardzo nie może ale i tak walczy. Na szczyt wjeżdża po 13min.
Potem zjazd. Coś pięknego. Słońce, ostre zakręty i te denerwujące, trąbiące dacie. Przejeżdżamy przez Gheorgheni i kilka wiosek, a pogoda się psuje. Deszcz i burza łapie nas na 7km podjeździe. Ale jedzie się i tak pięknie. Nic nie słychać tylko szum opon. Senti dobrze przesmarował łańcuchy to i siwy pogina twardo w chmury. Asfalcik też gładki. Cudo. Potem zjazd. Deszcz znowu zaczyna padać. 15-17km w dół. Jesteśmy cali mokrzy, w dodatku wyziębieni od wiatru. Nie czujemy już stóp, ale szybko znajdujemy polankę 3km od Praid. Cyk, cyk namiocik, ciepłe ciuchy. Na kolację makaron z cebulką, papryczkami i sosem Bernaise. Pychota. Do tego salami i czekoladka.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego