Jedzie się ciężko. Wiatr w ryło. Senti na najtwardszym przełożeniu. Zajeżdżamy do Tokaja.
Głośno od Polaków. Zwiedzamy miasto, jemy w końcu gulasz i jedziemy dalej na Mad. Pełno winnic. Winogronka słodziutkie. Normalnie Eden!
Zamek w Boldogkőváralja
Przed 21 przekraczamy granicę słowacką, a około 22 jesteśmy w Koszycach. Kolejne piękne miasto.
Wsiadamy w pociąg do Plavec. Ok. 1:15 1 nocy jedziemy w ciemnościach i bez mapy gdzieś do granicy polskiej. O 2 rano budzimy celnika. Potem do ciemności dochodzi jeszcze mgła. Jakoś dotargaliśmy się do Muszyny.
To musiał być niezwykle wyczerpujący dzień! Tyle kilometrów w słońcu, po tylu dniach wyprawy. I jeszcze ta nocna podróż pociągiem. Twardzi jesteście! :D Do tego Sentinescu na najtwardszym przełożeniu hehe
Zajebiaszczy jest ten zamek w Boldogkőváralja. Koszyce nocą też śliczne. Z resztą cały Wasz wypad to poezja! Marzy mi się coś takiego.
A jak jeszcze piszesz o słodkich winogronkach itd itp to już całkiem odpływam. :D
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)