Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2010

Dystans całkowity:230.05 km (w terenie 56.50 km; 24.56%)
Czas w ruchu:12:44
Średnia prędkość:18.07 km/h
Maksymalna prędkość:49.05 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:32.86 km i 1h 49m
Więcej statystyk

Terrren

Niedziela, 28 listopada 2010 · Komentarze(1)
Łojojoj, ale mi się chciało na rower. To i pośmigałem. Mróz siarczysty i słońce, ale ciepło się ubrałem i było spoko. Zwłaszcza filcowe wkładki plus ocieplacze się sprawdzają o tej porze roku. Kto marznie, temu polecam...

Z początku szybko poleciałem szosą do Karska, tak ze średnią 27km/h. Zajechałem do drzewa, a potem powrót i do Zielonej Kuźni. Chciałem dojechać do mostku na Trzechelskiej Strudze, tyle że się pogubiłem. Dzięki temu pośmigałem troszkę po pięknym lesie.





Dojechałem do szosy na Trzechel i skręciłem jeszcze troszkę w las nad jeziorka czermnickie.



Powrocik był ciężki bo opadłem z sił i nie miałem już energii na ciśnięcie.

W poszukiwaniu guza

Sobota, 13 listopada 2010 · Komentarze(2)
Co dzisiaj?

Najpierw gleba z nurkowaniem w kałuży. Jesienne ścieżki są na tyle zdradzieckie, że spod warstwy liści i wody nie widać krańca kostki brukowej. W efekcie wylądowałem w dość głębokiej kałuży, przez co but był cały przemoczony, spodnie i kurtka, a jakże! Szczęśliwie plecak foto przeżył.

No właśnie. Po co go zabrałem? Sam nie wiem, taka słota, że odechciewa się wszystkiego. Balast 5 kilowy na takim dystansie, faktycznie jest balastem. Zbędnym.

Później było dużo śmigania po lesie. Zmęczyłem się jak w poniedziałek w pracy, z tym że fizycznie, psycha dziś odpoczywała. Pokręciłem się tu i ówdzie, w poszukiwaniu okularów (nadzieja matką głupich). I tym razem planowo wyjechałem w Radzimiu. Krótki śmig szoską i ponownie do lasu. Tam zrobiłem pętelkę i dość zaskakująco wylądowałem na szosie do Reska.



Było już około pierwszej, więc trzeba było nadgonić czas. Dojechałem do Reska, a później już poważnie wymęczony zrobiłem pętelkę wzdłuż opuszczonego lotniska. Szoską dojechałem do obskurnych Płot, czy tam Płotów. Tam, nie mogłem znaleźć duktu do Potulińca i za karę zrobiłem rundkę asfaltem przez Łęczną do Wołowca. Wystarczyło tylko skręcić w lewo a nie prawo...

Ale tam. Ciemno sie robi, a przede mną jeszcze z 15 km. Na szczęście przez Miętno do Nowogardu droga już prosta. Na koniec dokręcenie ostatniego kilometra. Ledwo, ledwo. Dojechałem.



Dzisiejsza stówka chyba jedna z najcięższych.

Na szaro

Niedziela, 7 listopada 2010 · Komentarze(3)
Deszcze ubiegłego tygodnia zmyły z lasów ostatki liści. Przenikające zimno, bezwzględnie wdzierające się między konary zmurszałych drzew przegania w sen ostatnie tchnienia. Jeszcze gdzieniegdzie słychać stukot dzięciołów, harcujące w tarninie bogatki. Na polach coraz tłumniej gromadzą się sarny. Zimą będą je zamieszkiwać wielkimi rodzinami, wyszukując spod śniegowej pierzyny ostatnie łodygi rzepaku, które o tej porze roku mają zapewnić im egzystencję.

Tymczasem dwa niedźwiedzie wyszły dziś ze swej gawry. Dla nich na zimowy odpoczynek jeszcze za wcześnie, choć listopadowa słota zwykle kołysała je do snu. Tym razem wybrały się na poszukiwanie przygód, w miejscu, gdzie niegdyś książę von Dewitz przyjął lenno od Warcisława IV. Ciężka to była podróż i zdawać by się mogło, że bezowocna. Jednak myliłby się ten, który by tak uważał. Te dwa niedźwiedzie nie szły się posilić przed zimą. Zgromadziły potrzebne zapasy tłuszczu podczas ostatniego lata, które wyjątkowo obficie opływało w miód i ambrozję.

Te dwa niedźwiedzie...

...Aaaach kuźwa, co tam pajacować. Pojechaliśmy do Dobrej i tyle. Zimno i mokro.



Po Nowogardzie

Sobota, 6 listopada 2010 · Komentarze(0)
Miało nie dojść już w ogóle do żadnego wyjazdu, bo jak się okazało, w przednim kole miałem kapcia. Podczas reperacji nagle się rozpadało, więc doszliśmy do wniosku, że dziś nie ma już co jechać.

Za to wziąłem się chociaż za renowację hamulca, który jak się okazało może jeszcze pociągnąć co najmniej przez zimę. Myślałem, że ułamany gwint śrubki regulacyjnej jest głównym powodem, że niby rewelacyjne avidy nie chcą działać, ale okazało się, że całe ramię nie odbija. Benzynka, szorowanko i smarowanko doprowadziło znowu je do stanu świetności. No prawie.

Tymczasem za oknem przejaśniało... Wyciągnąłem więc cudem Milenkę i pokaczaliśmy po naszej mieścinie.

W poszukiwaniu bryli

Poniedziałek, 1 listopada 2010 · Komentarze(1)
Celem wycieczki było odnalezienie zagubionych wczoraj bryli. Cieszyłem się nimi dwa, może trzy miesiące. Odnaleźć się nie udało. Zimorodka też nie spotkałem. Ale przejechać się z Ukochaną jest bardzo fajnie. Nawet jak deszcz siąpi.