A wieczorem obiadokolacja u Milenki w stylu romantiko z panoramą na cały Szczecin z piętra numero 12, z tęczą na całe niebo i niezwykłym wschodem księżyca. Na prawdę niezwykłym, bo początkowo myślałem, że to fajerwerki, potem jakiś ogromny pojazd z kosmicznych zaświatów, a potem to już zbaraniałem. Takie dziwne kształty przyjmował.
Niestety fotki tylko z komóreczki. A upichciliśmy dziś naleśniki z farszem z mięska mielonego, fasolki, groszku, papryczki i sosikiem pomidorowym ze słodko-ostrą nutką papryczek chili.
Dziś miałem w końcu czas i ochotę troszkę pojeździć, więc postanowiłem, że pojadę do Puszczy Bukowej. Świecące słoneczko i przyzwoita temperatura jeszcze bardziej wzmagało tę chęć. Ale oczywiście nie mogło być tak różowo i gdy tylko się ubrałem i miałem wychodzić, zauważyłem kapcia w tylnym kole. Znowu. To już chyba trzecia dętka w przeciągu tygodnia. Szybko więc ściągnąłem koło i zmieniłem na inną gumkę. Okazało się, że ta druga ma zepsuty zaworek i przepuszcza powietrze. Myślałem, że mnie cholera strzeli. Ale... na przeciwko stancji mam sklep rowerowy i już po chwili zakładałem świeżutką gumkę do czerwonego rumaka. W tym czasie słoneczko zdążyło już się schować na dobre.
Pojechałem standardową pętelkę autostradą poznańską, do Binowa i Kołowa. Jesień w puszczy jest niesamowita - po prostu morze kolorów. Szkoda, że panowie tylko wycinają te stare buki, zrobią jednak one miejsca tym młodszym.
No i żeby nie było tak sielankowo, to w lesie znowu złapałem kapcia. Ehh... Dlatego dziś tak króciutko.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)