Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:343.37 km (w terenie 119.50 km; 34.80%)
Czas w ruchu:17:34
Średnia prędkość:19.55 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:38.15 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Wokół krowy

Niedziela, 31 października 2010 · Komentarze(4)
Wycieczka z Milenką dookoła krowy. Po południu wyjechaliśmy uczęszczaną ostatnio przez nas ścieżką na Jarchlino. Oprócz tego, że o tej porze bardzo tam kolorowo, to jeszcze bardzo ciekawie przyrodniczo. Widzieliśmy po drodze gila i zimorodka. Niestety nie było dane nam się bliżej mu przyjrzeć, bo zniknął zaraz w lesie.

Za Jarchlinem skręciliśmy w las. Głęboki las. Najpierw ledwo się jechało, potem już nieco lepiej. Planowo mieliśmy wyjechać w Radzimiu albo Słajsinie. Wyszło jak wyszło, 10-kilometrowym kółkiem zrobionym wokół pasącej się krowy dojechaliśmy znowu do Jarchlina. Powrót szoską.



Tak jak przewidywałem, dziś nadszedł ten dzień, że okulary zostały ostatecznie zgubione. Nie wiem jak to możliwe ale właściwie gubiłem je podczas każdej prawie wycieczki, choć zazwyczaj jakoś je odnajdywałem. Teraz szanse raczej małe...

Na końcu Polski

Sobota, 30 października 2010 · Komentarze(0)
Kategoria _Midi, Meridka moja
Sobotni wyjazd w towarzystwie Wiktora i Sebastiana na sam kraniec Polski. Zostało postanowione, że dzisiejsza wycieczka odbędzie się po Wolińskim Parku Narodowym. Miało być dużo śmigania, ba, miała pęknąć setka, nawet stopięćdziesiątka...

Wyszło tak, że musiałem na chłopaków czekać ;) Guzdrali się jak babcie, wchodzili w każdą dziurę i bunkier. Tak więc ze śmigania nici.



Tak naprawdę, to nikomu się nie chciało jakoś przycisnąć. A to dlatego, że o tej porze roku las wygląda kapitalnie. Mozaika kolorów, pagórki i opuszczone forty i bazy wojskowe zachęcały tylko do szwędania się po nich.



Wyjechaliśmy o 8:20 rano, samochodem, co zajęło nam około godzinki. Zanim się spostrzegliśmy było już grubo po dwunastej, a na liczniku prawie nic. Trzeba było się wziąć do roboty i wykonać założoną trasę - najpierw pośmigać po Karsiborzu. Nigdy tam nie byłem, choć bardzo chciałem. I powiem, że warto!

Mostem przez kanał dojeżdżamy do bazy U-Bootów





Potem, żółtym szlakiem rowerowym jedziemy przyjemną, szeroką ścieżką...



... osiągając Zalew Szczeciński.



Dalej jechać się już nie da. Właściwie nic tam nie ma. Tylko statki ciągnące się od samego Szczecina.



Następnie robimy pętelkę po wyspie, poruszając się dalej żółtym szlakiem, i biegnącym to polami, to lasem. Dojeżdżamy do pomnika Lotników RAF, który stanowi kawałek skrzydła Lancastera.





Wyjeżdżamy z Karsiborza i kierując się do Wapnicy, mijamy kolejne miejsca kryjące tajemnice III Rzeszy - bunkry i wyrzutnie V3. Celem tego odcinka jest wjazd na wzgórze Zielonka.



I standardowo już Turkusowe Jeziorko...



Miło, troszkę jednak czuć niedosyt, bo i wszystkich planowanych miejsc nie objechaliśmy, i pogoda się skićkała w połowie wycieczki. No i nawet sety nie było.

Więcej zdjęć

Ahh

Poniedziałek, 25 października 2010 · Komentarze(0)
Szczęśliwi ci, co śmigali dziś w dzień. Pięknie było, szkoda, że jak dojechałem do domu to już się ściemniało. Za to mogłem się przejechać z nową lampką Milenki do Strzelewa i z powrotem.

...

Niedziela, 24 października 2010 · Komentarze(1)
Długo się nie jeździło, a to dlatego, że ostatnio coś nam na weekendy wypadało. W tamtym tygodniu nocne harce po ketanol, w tym - szkolenie w Warszawce i ogólny leń. Jakoś ostatnio wolę sobie odpoczywać na kozetce, choć nie powiem, wyobraźnie mam wybujałą - dziś miała być seta. Zresztą wczoraj też.

Co do wyjazdu służbowego, to muszę przyznać, że nasza stolyca wcale nie jest taką Polską B, jak mi się wcześniej wydawało. Z drugiej strony nie ma co popadać w zachwyt - do naszego kochanego Nowogardziku się ona nie umywa.

Ale korzystając z okazji, zwiedziło się co nie co i cośtam przywiozło. Choć w planach było odwiedzenie Muzeum Powstania, lecz nadarzyła się okazja wręcz niebywała - targi rowerowe. Tak więc zaraz po zakończeniu zajęć zacząłem się zbierać do wyjścia, ale jako człowiek z lasu miałem problem ze zlokalizowaniem jakiegokolwiek kiosku z biletami (główne rondo w mieście), potem przystanku i ostatecznie kierunku jazdy. W efekcie najpierw pojechałem w stronę przeciwną 1 przystanek, na czym straciłem 10 min, potem we właściwą. 50 minut drogi przez korki spowodowało, że klamkę targów tylko pocałowałem - było już zamknięte.

Dzień więc był już stracony i pozostało tylko odwiedzenie znajdującego się w pobliżu mojego zakwaterowania outletowego sklepu szumnie ostatnio lansowanego na pudelkach i tym podobnych. Tym sposobem zdobyłem fajną bluzę rowerową Gonso z membranką wiatroodporną za śmieszne pieniądze. Dziś ją troszkę przetestowałem i powiem, że całkiem fajna. Najbardziej mi się podoba to, że z tyłu jest z materiału coś a la koszulka, więc powinna dobrze odprowadzać pot.

Z innych planowanych upominków przywiozłem niepasteryzowanego Ciechana, który podobno bardzo smaczny. I przyznam szczerze, że istotnie bardzo dobry. Znalazłem go w sklepie ze zdrową żywnością w Złotych Tarasach. Restauracje Bierhalle i Browarmia pozostawię sobie na następny raz.



Co do samej wycieczki, to warto było, bo choć wiało i padało, przewietrzyć się jest bardzo miło.





Jest też już bardzo kolorowo, niestety nie jestem pewien, czy po dzisiejszych deszczach, cokolwiek jeszcze zostanie na przyszły weekend.



Na urlopie

Piątek, 15 października 2010 · Komentarze(2)
Na urlopie rusz się chłopie. A się nie chciało, zresztą wolałbym się zaszyć w gawrze i wstać w kwietniu.

No ale stało się i dojechałem do Sebastiana, który czekał za Ogorzelami. Skręciliśmy na Olszycę, gdzie obejrzeliśmy poszukiwane przez nas wielkie drzewo.



Chwilę potem, drogę nam przebiegło spore stado pokaźnych jeleni. Piękne! Jak konie w galopie! Szkoda, że nie zauważyliśmy ich wcześniej, to może zdążyłbym to uwiecznić.

Pojechaliśmy jednak dalej, przez kilka wiosek nad Regę do miejscowości Taczały


















Miejsca urokliwe i zapomniane. Takie jakie lubię najbardziej. Wróciliśmy bardzo ciekawą ścieżką przez legendarny podobno mostek na Sąpólnej.

Pierwszy mrozik

Wtorek, 12 października 2010 · Komentarze(0)
Pierwszy mrozik dziś złapał w paluchy z samego rańca. Zasadnicza część wycieczki odbyła się oczywiście po południu, kiedy to wracałem z pracy. Traska standardowa, z tym, że pojechałem terenem nad żwirownią. Przez to nieco krócej i szybciej.





Pojutrze dwudniowy urlop! :)
Ma padać :/

No i po ptakach

Środa, 6 października 2010 · Komentarze(3)
Powrót z pracy trasą prawie standardową, bo kawałek przejechałem drogą pożarową za Kliniskami. Ciężko się było dzisiaj rozkręcić, ale przejazd jak zawsze bardzo relaksujący.

Jesień w pełni. Jeszcze troszkę i będzie złoto.





Nie mogę się już tego doczekać i jestem ciekaw jak będzie wyglądać rewelacyjna droga z Mostów do Maciejewa, gdzie wąska nitka asfaltu wije się po pagórkowatym lesie bukowym. Niestety, dziś zauważyłem, że to co nadawało urok tej trasie nie istnieje. Wykarczowali młode drzewka, które rosły w bezpośrednim sąsiedztwie drogi i malowniczo tworzyły parasol z liści. Wszystko wycięte! Tak więc lipa wielka, a karczochy niech się pałują.

Spalona meta

Poniedziałek, 4 października 2010 · Komentarze(1)
Na smoczaku za podwórkiem, czy na podwórku za trzepakiem. Nie wiem, ale gdzieś tam miał być Sebastian ze swoją ekipą. Chciałem zrobić króciutki przejazd więc do kolegi zadzwoniłem. Na wieść o tym, że drużyna Sebastiana jest już w drodze, przygotowałem się na coś grubszego. Po chwili zdecydowała się też Milenka. 10 minut później czekaliśmy już na smoczaku.

Tymczasem Sebastian, z żoną i synem wracali z lidelka. Nie spotkaliśmy się ale umówiliśmy się wstępnie na niedzielę. Do następnego!