Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2006

Dystans całkowity:524.00 km (w terenie 190.00 km; 36.26%)
Czas w ruchu:55:00
Średnia prędkość:9.53 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:65.50 km i 6h 52m
Więcej statystyk

Ostatni dzień

Poniedziałek, 21 sierpnia 2006 · Komentarze(0)
Kategoria _Mini, Meridka moja
Ostatni dzień nazywa się ostatnim, bo pogoda znów się popsuła i postanowiliśmy wracać. Byliśmy też zmęczeni. Dojechaliśmy do Rozdroża, a potem zaczęło padać i wróciliśmy. Zdaje się szoską z Jakuszyc.



Wang i Karpacz

Niedziela, 20 sierpnia 2006 · Komentarze(1)
Tego dnia pojechaliśmy byle gdzie, właściwie trafiliśmy na czarny szlak Trójki. Najtrudniejszy. Faktycznie był trudny. Będę musiał to jeszcze kiedyś zweryfikować, bo na zdjęciach wygląda arcyciekawie. Próżno takiego szukać w mojej okolicy.



Pojechaliśmy do Karpacza i dokąd miało się dać na drodzę na Śnieżkę. Poznałem smak kolarki, to znaczy jeszcze go nie poznałem, ale już wiedziałem, że to fajna sprawa. Na podjeździe przed miastem, gdzie się ostro z Sentim męczyliśmy, śmignął nam jakiś biker. Łydy to on miał wielkości moich udek, więc goniłem go tylko przez 20 metrów... po czym się poprułem i zdechłem.

Pogoda niestety tego dnia się psuła, ale zdołaliśmy dojechać do Schroniska Samotnia. Jako że ubrani byliśmy w fifki i rafki, wyżej nie dalibyśmy rady. Zjeżdżało się fajnie. Wytrzęsło mnie ostro, a łańcuch tak walił na kocich łbach, że tłumy na szlaku rozsuwały się już 50m przede mną.











Więcej grzechów nie pamiętam

Na Polanę Szrenicką i gdzieś...

Sobota, 19 sierpnia 2006 · Komentarze(0)
Tego dnia pojechaliśmy na polanę Szrenicką. Jak wiadomo droga prowadziła przez szlak koło Wodospadu Kamieńczyka więc było grubo... Nie przejechałem tym sposobem całej trasy, nawet tej wybrukowanej, ale tyle ile się dało wycisnąłem. Fajnie by było jeszcze kiedyś tam wrócić.

Tymczasem po wjeździe na Polanę, skierowaliśmy się szlakiem zielonym, pieszym. Właściwie nie wiadomo czy się należało z tego cieszyć czy nie, bo widoki były rewelacyjne, a sama trasa później nie do przejechania (przez ileś tam tygodni padało i zrobiły się koleiny na 1,5 metra). W każdym bądź razie SPDami ciężko było nawet iść.







Szczęśliwie natrafiliśmy na miejscowych, zbierających jagody. Jeden z nich pomógł nam dojść do szosy koło Jakuszyc.

Straciliśmy dużo czasu. Trzeba było więc wymyślić coś szybkiego i lajtowego. Oczywiście pojechaliśmy donikąd, słownie: znowu zabłądziliśmy. Jechaliśmy kawałek z jakąś parą bikerów, potem się rozdzieliliśmy. Oni w las, my w las. Pamiętam, że dojechaliśmy do doliny Izery i w okolice Schroniska Orle.



Tam też tę parę ponownie spotkaliśmy. Nagle ni stąd ni zowąd nadjechała wycieczka. Starszy facet i dużo młodzieży. Wszyscy ubrani w Garego Fishera. Po krótkiej rozmowie okazało się, że wygrali wycieczkę i rowery w konkursie na opis trasy. Dwa lata później zdałem sobie sprawę, że prowadził Henryk Sytner, z (mojej ulubionej) Trójki.





/* Ilość kilometrów do sprawdzenia. */

Pierwszy raz do Czech

Piątek, 18 sierpnia 2006 · Komentarze(0)
Kategoria _Midi, Meridka moja
Kolejny dzień naszego wypadu spędziliśmy przy piwku. A jakże - po pierwszych 300 metrach wiedzieliśmy, że nie damy rady nic poważnego przejechać. Wybór padł na Czechy. Pojechaliśmy szoską przez Jakuszyce do Harrachova.

Tam śniadanko przy lub raczej w Mumlavskym Potoku


Później smażony syr i małe piwko. W pamięci pozostanie nam jednak scenka czeska. Przyjechała potężna kobita na rowerze. Zjadła zupę, wypiła piwo, potem zamówiła kolejne i pojechała. Od tej pory już wiedziałem, że tak jednak można :)



Tym sposobem zrobiliśmy zapasy - piwo i pistacje i wróciliśmy do schroniska. Kic nad zalew i pół kilo na głowę



A oto schronisko, w którym mieszkaliśmy

Pierwszy poważny wyjazd z rowerem

Czwartek, 17 sierpnia 2006 · Komentarze(3)
Jest konic grudnia 2009 roku. Najwyższy czas dodać kiedyś wycieczki z pradawnych lat (2006 rok). Właściwie dużo wcześniej na rowerze nigdy nie miałem okazji pojeździć (nie licząc wyjazdów wokół bloku i po kukurydzę na pola z dzieciństwa). Stracony czas odbiłem sobie kupując Meridkę kalahari 510 1 października 2005 roku. Od tamtej pory nadrabiam zaległości...

Niewiele pamiętam z 2006 roku, oprócz tego, że przejechałem około 4000 km. Zapamiętam na pewno mój pierwszy poważny wyjazd w góry na rowerze. Pamiętam też, że rodzice pukali się w głowę. Pojechałem oczywiście z Sentim, z którym rok później zdobyliśmy Rumunię (wtedy rodzice też pukali się w głowę).

Licznik miałem, kilometrów nie zapisałem nigdzie. Jeszcze nie wiedziałem o bikestats i dlatego też właściwie nie mam nic zanotowanego. Zostało tylko to co w głowie.

Pamiętam, że następnego dnia (czy tego samego) po przyjeździe zdobylismy Wysoki Kamień. Traska wiodła pieszym czerwonym szlakiem. Kto nim jechał wie, jakie to rumowisko. I to całkiem strome.

Pamiętam, że uczyłem się wtedy jazdy w SPDach, które kupiłem zaledwie 2 tygodnie wcześniej, wobec tego na takich odcinkach jechałem wyczepiony i lekko zesrany trudnością trasy. Ale dałem radę. Jakoś :) Może 1/3 tego podjazdu spędziłem w siodle.

Widoki za to mnie rozbroiły. Była to najlepsza nagroda jaka mogła nas spotkać.









Trochę się z Sentim ponacieszaliśmy i pojechaliśmy pięknym singlem w kieruku Stogu Izerskiego





Po drodze oczywiście mijaliśmy Kopalnie Stanisław


Gdzie to? Rozdroże Izerskie? Trzeba sprawdzić...




Wjazd na Stóg Izerski. Niekończący się podjazd, pełno latających niby-mrówek, wielkiego siniaka na udzie, spowodowanego niewypięciem się z SPDów i hałaśliwych Niemców, którzy wjechali sobie tam taksóweczką.



Widoczki były coraz ciekawsze, a droga cały czas do góry...



Po dojechaniu na Stóg zrobiliśmy mały relaksik i pocisnęliśmy dalej na Smrek. Było trochę prowadzenia rowerków, ale widok z wieży na Szczycie niesamowity...



Najfajniejszy był zjazd ze Smrka, Kamienistym singlem, powolutku i technicznie. Frajdy nam on dał, że łohoho!
Na koniec zjazd do Świeradowa, daleko w dół asfalcikiem. Paluszki trochę bolały od trzymania klamek. Dziś bym go inaczej zjechał :)

Nie obyło się też od zabłądzenia, gdzieś w lesie i targania rowerów przez zwalone drzewa.


Na koniec powrót do Szklarskiej asfaltem.

Niesamowity dzień!

I jeszcze jeden wypad z Sentim

Wtorek, 8 sierpnia 2006 · Komentarze(1)
Kolejny wypadzik z Sentim, tym razem lasami do Santoczna, następnie lasami do Zdroiska, Płomykowa i przez Santok z powrotem do Gorzowa.









Kolejny wypad z Sentim

Poniedziałek, 7 sierpnia 2006 · Komentarze(0)
Kolejny wypad z Sentim, gdzieś tam po lasach. Po zdjęciach widzę, że było to w okolicach Mironic i Santocka.







Marzęcin, wioska spalona i zrównana z ziemią przez Sowietów w 1945 roku.