Pierwszy poważny wyjazd z rowerem

Czwartek, 17 sierpnia 2006 · Komentarze(3)
Jest konic grudnia 2009 roku. Najwyższy czas dodać kiedyś wycieczki z pradawnych lat (2006 rok). Właściwie dużo wcześniej na rowerze nigdy nie miałem okazji pojeździć (nie licząc wyjazdów wokół bloku i po kukurydzę na pola z dzieciństwa). Stracony czas odbiłem sobie kupując Meridkę kalahari 510 1 października 2005 roku. Od tamtej pory nadrabiam zaległości...

Niewiele pamiętam z 2006 roku, oprócz tego, że przejechałem około 4000 km. Zapamiętam na pewno mój pierwszy poważny wyjazd w góry na rowerze. Pamiętam też, że rodzice pukali się w głowę. Pojechałem oczywiście z Sentim, z którym rok później zdobyliśmy Rumunię (wtedy rodzice też pukali się w głowę).

Licznik miałem, kilometrów nie zapisałem nigdzie. Jeszcze nie wiedziałem o bikestats i dlatego też właściwie nie mam nic zanotowanego. Zostało tylko to co w głowie.

Pamiętam, że następnego dnia (czy tego samego) po przyjeździe zdobylismy Wysoki Kamień. Traska wiodła pieszym czerwonym szlakiem. Kto nim jechał wie, jakie to rumowisko. I to całkiem strome.

Pamiętam, że uczyłem się wtedy jazdy w SPDach, które kupiłem zaledwie 2 tygodnie wcześniej, wobec tego na takich odcinkach jechałem wyczepiony i lekko zesrany trudnością trasy. Ale dałem radę. Jakoś :) Może 1/3 tego podjazdu spędziłem w siodle.

Widoki za to mnie rozbroiły. Była to najlepsza nagroda jaka mogła nas spotkać.









Trochę się z Sentim ponacieszaliśmy i pojechaliśmy pięknym singlem w kieruku Stogu Izerskiego





Po drodze oczywiście mijaliśmy Kopalnie Stanisław


Gdzie to? Rozdroże Izerskie? Trzeba sprawdzić...




Wjazd na Stóg Izerski. Niekończący się podjazd, pełno latających niby-mrówek, wielkiego siniaka na udzie, spowodowanego niewypięciem się z SPDów i hałaśliwych Niemców, którzy wjechali sobie tam taksóweczką.



Widoczki były coraz ciekawsze, a droga cały czas do góry...



Po dojechaniu na Stóg zrobiliśmy mały relaksik i pocisnęliśmy dalej na Smrek. Było trochę prowadzenia rowerków, ale widok z wieży na Szczycie niesamowity...



Najfajniejszy był zjazd ze Smrka, Kamienistym singlem, powolutku i technicznie. Frajdy nam on dał, że łohoho!
Na koniec zjazd do Świeradowa, daleko w dół asfalcikiem. Paluszki trochę bolały od trzymania klamek. Dziś bym go inaczej zjechał :)

Nie obyło się też od zabłądzenia, gdzieś w lesie i targania rowerów przez zwalone drzewa.


Na koniec powrót do Szklarskiej asfaltem.

Niesamowity dzień!

Komentarze (3)

Dzięki chłopaki. Fotki może i ok, ale to za sprawą tylko i wyłącznie pięknych widoków. Dzisiaj chyba troszkę się ich wstydzę i pewnie zrobiłbym je inaczej.

Mimo wszystko jeśli tak mówisz, Van, a jesteś chłopie u mnie w fotkowym Top3 na bikestats, to uznaję to za komplement i... jeszcze raz BIG THANKS!

siwiutki 14:05 poniedziałek, 21 grudnia 2009

Ale chyba umiejętność robienia pięknych zdjęć siedzi u Ciebie od zawsze :)

vanhelsing 13:22 poniedziałek, 21 grudnia 2009

Pięknie ! Gratulacje ;D

ludwik997 13:07 poniedziałek, 21 grudnia 2009
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa rwato

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]