Wpisy archiwalne w kategorii

Meridka moja

Dystans całkowity:18112.11 km (w terenie 3394.80 km; 18.74%)
Czas w ruchu:1018:08
Średnia prędkość:17.79 km/h
Maksymalna prędkość:52.02 km/h
Liczba aktywności:428
Średnio na aktywność:42.32 km i 2h 22m
Więcej statystyk

Imno i lasy

Niedziela, 20 października 2013 · Komentarze(0)
Fajny wypad po lasach. Start przez Bemowo, do Truskolasu i tam śmiganko w lesie. Wyjechałem w Imnie, więc obowiązkowo zahaczyłem o jeziorko.

Gorzów-Nowogard

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Ostatni dzień wyprawy przeznaczyłem na zrealizowanie jednego ze swoich skromnych na ten rok celów - przejechanie najkrótszą trasą z domu do domu, tfu, z Gorzowa do Nowogardu. Udało się namówić też klikusa, który jechał do Szczecina.

Traska miała oczywiście małe modyfikacje, i zamiast 120 km, wyszło 125, bo do Pełczyc jechaliśmy asfaltem - szybciej i wygodniej na slickach. Do Dolic dojechaliśmy w nieco powyżej 2 godziny, co jest całkiem spoko wynikiem, zważywszy na to, że ponad 500km mieliśmy już w nogach.



Potem to masakra - google tego nie pokazało, ale przez kilka wsi mielismy do czynienia z kocimi łbami, takimi co się nie śnią nawet po nocach. Klikus po jakichś 8 km skręcił na Stargard, a ja jeszcze przez kilka wiosek borykałem się z tym spowalniaczem. Nie obyło się też bez zgubienia, pomimo tego, że jechałem z GPSem. Na leśnej drodze za budowaną fermą norek, skręciłem w złą drogę i w efekcie wylądowałem w Nowej Dąbrowie. Na szczęście wielka strata to nie była, bo gładko dojechałem do Maszewa i stamtąd do domu.



Wiem, że tej traski już więcej nie zaliczę...

Oder-Niesse część 3

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Koniec złudzeń - dziś mamy być w Gorzowie, wszyscy na tak, więć ciśniemy ile wlezie.















A jechało się przednio - asfalty tu są nie tylko gładkie ale i redundantne. Tak, że jak na wale nawali krowa, to można zjechać 5 metrów obok. Kurde, a po polskiej stronie krzaki...

Co by nie było, szwabski obiadek zjedzony, piwko przetestowane. Nazwy nie pomnę, ale Diesel chłopaków i tak lepszy. W Kostrzynie znowu szok. Jedziemy sobie ścieżką i jeb...

... znak jakiś, ale jaki?


Oder-Niesse część 2

Piątek, 16 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Kategoria Meridka moja, _Giga
Zimno, zimno, ale trzeba cisnąć. Tęskni się za rodzinką, ale przecież za rowerem też tęskniłem, więc jest miło i nie ma co marudzić, nawet na tyłek, którego nie czuję. Albo czuję jakbym siedział na gwoździach.





Zabranie aparatu chyba rzeczywiście nie miało większego sensu, bo chłopaki od początku zapodają i przerwy robimy tylko na śniadanie i jeziorko na granicy.







W Niemczech ścieżki znacznie lepsze - asfalt perfekcyjny, a szuter jeśli jest to pozostawiony celowo, a nie tak przypadkiem, jak w Czechach. Po drodze co chwilę ciekawe mosty i inne obiekty oraz przepiękne wsie. Ale czasu na zwiedzanie nie ma. Chyba nikomu nawet jakoś szczególnie się nie chce...









Przerwa obiadowa w Zgorzelcu i dalej na Północ.





Niestety szybko się ściemnia i wygląda na to że nie ma szans na dojechanie do Gubina. Tak więc, Postój w Bad Muskau/Łęknicy. Tutaj wielki szok...

Spojrzenie z granicznego mostu na rzekę...



... i polską stronę...







Nie wiem co myśleć, ale jestem przerażony. Obraz jest rozpaczliwy, choć na zdjęciach nie wygląda to tak fatalnie jak w rzeczywistości. Mam jakieś deja vu. Kojarzy mi się to z szokiem jaki przeżyłem przekraczając granicę Rumunii. Może wieczorna szarówka potęguje te uczucie, ale mam wrażenie, że jesteśmy narodem jakimś nieokrzesanym. Wszędzie Zigaretten, Friseur i inne atrakcje z kategorii Pan-Poddany. Z drugiej strony... przecież ci straganiarze to zapewne dobrze prosperujący przedsiębiorcy.

Oder-Niesse część 1

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Kategoria Meridka moja, _Giga
W tym roku weekendowy wypad zaproponował Afro. Cel - szlak Odra-Nysa, no może nie cały, ale cztery dni w siodle powinny być zaliczone. Po drodze zaplanowano dużo zwiedzania. Team też obfity - Afro, Grześ, Senti, Klikus i ja.

Dość długo ustalaliśmy plan dojazdu do Jeleniej Góry, ale na szczęście opcja PiKaP odpadła i jedziemy PKSem. Względny komfort, na mecie mamy czekać tylko 3h na Grzesia, który jedzie z Poznania. W trasie okazało się, że Grześ wysiada w Wałbrzychu i o 00:30 ciśnie do Jeleniej.

W Jeleniej i okolicach, zwiedzanie Szklarki, Kamieńczyka, na granicy kantor (coś przecież trzeba wypić w Czechach). Widoki miłe, jedzie się równie dobrze, w końcu slicki.









W Harrahovie zatrzymaliśmy się obowiązkowo na smarzony syr + cerne. Wizyta na skoczni o mały włos nie zakończyła się narobieniem w pieluchę. Ale nie speniałem.









I tak się kulaliśmy zjazdami i podjazdami, przez wsie, miasta i lasy jakiś czas. Temperatura dawała się we znaki, na szczęście temperatura piwa też niczego sobie. Dzień męczący, jakoś aparatu nie chciało mi się wyciągać. W sumie mogłem go nie brać, bo i tak chłopaki (niby nie jeżdżą) a cisnęli ostro.

Nocleg pod skocznią w Libercu. Zimno jak psia mać.

Z Kwiatkiem, Piotrem i Jolą

Wtorek, 25 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Wypad do Drawska jako towarzysz jednego z etapu podróży Kwiatka i Piorta z Lizbony do Władywostoku.
Padało od samego rana, więc nie nastawiałem się na więcej. I tak po niecałej minucie byłem cały przemoczony.

PS: dodać foty!