Wang i Karpacz
Niedziela, 20 sierpnia 2006
· Komentarze(1)
Kategoria _Midi, Fajne, Meridka moja
Tego dnia pojechaliśmy byle gdzie, właściwie trafiliśmy na czarny szlak Trójki. Najtrudniejszy. Faktycznie był trudny. Będę musiał to jeszcze kiedyś zweryfikować, bo na zdjęciach wygląda arcyciekawie. Próżno takiego szukać w mojej okolicy.
Pojechaliśmy do Karpacza i dokąd miało się dać na drodzę na Śnieżkę. Poznałem smak kolarki, to znaczy jeszcze go nie poznałem, ale już wiedziałem, że to fajna sprawa. Na podjeździe przed miastem, gdzie się ostro z Sentim męczyliśmy, śmignął nam jakiś biker. Łydy to on miał wielkości moich udek, więc goniłem go tylko przez 20 metrów... po czym się poprułem i zdechłem.
Pogoda niestety tego dnia się psuła, ale zdołaliśmy dojechać do Schroniska Samotnia. Jako że ubrani byliśmy w fifki i rafki, wyżej nie dalibyśmy rady. Zjeżdżało się fajnie. Wytrzęsło mnie ostro, a łańcuch tak walił na kocich łbach, że tłumy na szlaku rozsuwały się już 50m przede mną.
Więcej grzechów nie pamiętam
Pojechaliśmy do Karpacza i dokąd miało się dać na drodzę na Śnieżkę. Poznałem smak kolarki, to znaczy jeszcze go nie poznałem, ale już wiedziałem, że to fajna sprawa. Na podjeździe przed miastem, gdzie się ostro z Sentim męczyliśmy, śmignął nam jakiś biker. Łydy to on miał wielkości moich udek, więc goniłem go tylko przez 20 metrów... po czym się poprułem i zdechłem.
Pogoda niestety tego dnia się psuła, ale zdołaliśmy dojechać do Schroniska Samotnia. Jako że ubrani byliśmy w fifki i rafki, wyżej nie dalibyśmy rady. Zjeżdżało się fajnie. Wytrzęsło mnie ostro, a łańcuch tak walił na kocich łbach, że tłumy na szlaku rozsuwały się już 50m przede mną.
Więcej grzechów nie pamiętam