Ten weekend lajtowy. Dlatego dzisiaj bardzo miła przejażdżka z Milenką do Maciejewa, pooglądać ptaszki, posiedzieć nad jeziorkiem, poopalać się i ogólnie zrelaksować, po wczorajszym relaksie na działeczce.
Żeby jednak tam się dostać, trzeba dojechać do Redła i później moim ulubionym kamienistym odcinkiem przez las. Tak więc dzisiaj przejechaliśmy wspólnie część mojej drogi z pracy.
Zdjęcie pierwsze zostało potrójnie przechichrane przez Milenkę i jej mamę. To za podwójną bródkę, to za bęben albo neseser, który ze sobą wożę. Kochane! Zięcia się nie wybiera, chłopa też, a plecak, jak już z 30 razy wspominałem jest jebitny. Ma pomieścić wszystko co trzeba, a że wchodzi tam duża butelka mineralki w poprzek to już inna sprawa.
Droga z pracy jak widać przypadła do gustu także i Lence. Tak więc, Kochanie, nie pękaj, już wiesz, że za tirami nie jeżdżę.
W Maciejewie, jak już wcześniej wspominałem, jest całkiem ładny pałac, w którym znajduje się obecnie hotel. Zdjęcia znowu nie zrobiłem, ale będzie jeszcze ku temu okazja. Obok pałacu znajduje się woliera z ptakami.
Młynarz, zmieści się więcej. Wiadomo, Polak zdolny upchać browar gdzie się da. A Milenka jest skromna i podaje dyplomatyczne liczby - wejdzie ze 20 niepasteryzowanych, albo z 30 puszek, a może nawet więcej niż w przyczepkę ;)
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)