...

Niedziela, 24 października 2010 · Komentarze(1)
Długo się nie jeździło, a to dlatego, że ostatnio coś nam na weekendy wypadało. W tamtym tygodniu nocne harce po ketanol, w tym - szkolenie w Warszawce i ogólny leń. Jakoś ostatnio wolę sobie odpoczywać na kozetce, choć nie powiem, wyobraźnie mam wybujałą - dziś miała być seta. Zresztą wczoraj też.

Co do wyjazdu służbowego, to muszę przyznać, że nasza stolyca wcale nie jest taką Polską B, jak mi się wcześniej wydawało. Z drugiej strony nie ma co popadać w zachwyt - do naszego kochanego Nowogardziku się ona nie umywa.

Ale korzystając z okazji, zwiedziło się co nie co i cośtam przywiozło. Choć w planach było odwiedzenie Muzeum Powstania, lecz nadarzyła się okazja wręcz niebywała - targi rowerowe. Tak więc zaraz po zakończeniu zajęć zacząłem się zbierać do wyjścia, ale jako człowiek z lasu miałem problem ze zlokalizowaniem jakiegokolwiek kiosku z biletami (główne rondo w mieście), potem przystanku i ostatecznie kierunku jazdy. W efekcie najpierw pojechałem w stronę przeciwną 1 przystanek, na czym straciłem 10 min, potem we właściwą. 50 minut drogi przez korki spowodowało, że klamkę targów tylko pocałowałem - było już zamknięte.

Dzień więc był już stracony i pozostało tylko odwiedzenie znajdującego się w pobliżu mojego zakwaterowania outletowego sklepu szumnie ostatnio lansowanego na pudelkach i tym podobnych. Tym sposobem zdobyłem fajną bluzę rowerową Gonso z membranką wiatroodporną za śmieszne pieniądze. Dziś ją troszkę przetestowałem i powiem, że całkiem fajna. Najbardziej mi się podoba to, że z tyłu jest z materiału coś a la koszulka, więc powinna dobrze odprowadzać pot.

Z innych planowanych upominków przywiozłem niepasteryzowanego Ciechana, który podobno bardzo smaczny. I przyznam szczerze, że istotnie bardzo dobry. Znalazłem go w sklepie ze zdrową żywnością w Złotych Tarasach. Restauracje Bierhalle i Browarmia pozostawię sobie na następny raz.



Co do samej wycieczki, to warto było, bo choć wiało i padało, przewietrzyć się jest bardzo miło.





Jest też już bardzo kolorowo, niestety nie jestem pewien, czy po dzisiejszych deszczach, cokolwiek jeszcze zostanie na przyszły weekend.



Na urlopie

Piątek, 15 października 2010 · Komentarze(2)
Na urlopie rusz się chłopie. A się nie chciało, zresztą wolałbym się zaszyć w gawrze i wstać w kwietniu.

No ale stało się i dojechałem do Sebastiana, który czekał za Ogorzelami. Skręciliśmy na Olszycę, gdzie obejrzeliśmy poszukiwane przez nas wielkie drzewo.



Chwilę potem, drogę nam przebiegło spore stado pokaźnych jeleni. Piękne! Jak konie w galopie! Szkoda, że nie zauważyliśmy ich wcześniej, to może zdążyłbym to uwiecznić.

Pojechaliśmy jednak dalej, przez kilka wiosek nad Regę do miejscowości Taczały


















Miejsca urokliwe i zapomniane. Takie jakie lubię najbardziej. Wróciliśmy bardzo ciekawą ścieżką przez legendarny podobno mostek na Sąpólnej.

Pierwszy mrozik

Wtorek, 12 października 2010 · Komentarze(0)
Pierwszy mrozik dziś złapał w paluchy z samego rańca. Zasadnicza część wycieczki odbyła się oczywiście po południu, kiedy to wracałem z pracy. Traska standardowa, z tym, że pojechałem terenem nad żwirownią. Przez to nieco krócej i szybciej.





Pojutrze dwudniowy urlop! :)
Ma padać :/

No i po ptakach

Środa, 6 października 2010 · Komentarze(3)
Powrót z pracy trasą prawie standardową, bo kawałek przejechałem drogą pożarową za Kliniskami. Ciężko się było dzisiaj rozkręcić, ale przejazd jak zawsze bardzo relaksujący.

Jesień w pełni. Jeszcze troszkę i będzie złoto.





Nie mogę się już tego doczekać i jestem ciekaw jak będzie wyglądać rewelacyjna droga z Mostów do Maciejewa, gdzie wąska nitka asfaltu wije się po pagórkowatym lesie bukowym. Niestety, dziś zauważyłem, że to co nadawało urok tej trasie nie istnieje. Wykarczowali młode drzewka, które rosły w bezpośrednim sąsiedztwie drogi i malowniczo tworzyły parasol z liści. Wszystko wycięte! Tak więc lipa wielka, a karczochy niech się pałują.

Spalona meta

Poniedziałek, 4 października 2010 · Komentarze(1)
Na smoczaku za podwórkiem, czy na podwórku za trzepakiem. Nie wiem, ale gdzieś tam miał być Sebastian ze swoją ekipą. Chciałem zrobić króciutki przejazd więc do kolegi zadzwoniłem. Na wieść o tym, że drużyna Sebastiana jest już w drodze, przygotowałem się na coś grubszego. Po chwili zdecydowała się też Milenka. 10 minut później czekaliśmy już na smoczaku.

Tymczasem Sebastian, z żoną i synem wracali z lidelka. Nie spotkaliśmy się ale umówiliśmy się wstępnie na niedzielę. Do następnego!

Po tygodniu...

Niedziela, 26 września 2010 · Komentarze(10)
Stęskniony po tygodniowej rozłące z rowerkiem, postanowiłem wybrać się gdzieś dalej. Jako, że marzył mi się wypad do Ińskiego Parku, dałem cynka shrinkowi o moich zamiarach i bez długiego oczekiwania na odpowiedź, byliśmy już umówieni na 6:15 rano pod lidelkiem.

Zmęczony Sebastian, po nocnych wojażach, czekał już jednak o 6 rano pod klatką mojego bloku :) To się nazywa prawdziwa miłość do dwóch pedałów :)

Dobra, wyjechaliśmy jak było jeszcze ciemno, zaczęło się jednak przejaśniać w Dobrej. Co ciekawe, już pierwsze żule stały pod sklepem. W sklepie na mój widok, sprzedawca chowa otwartego browara. Doberskie klimaty powalają. Zjedliśmy śniadanko i pojechaliśmy szoską przez Trzebawie











Kilka wiosek dalej wjeżdżamy do Ińskiego Parku krajobrazowego i od razu morda się cieszy, bo i tereny piękne, i cisza, i pagórki. Do parku wjeżdżamy od strony Dłuska, ukrytej miejscowości, z której prowadzi brukowana droga przez rezerwat góry Głowacz.





Na górę nie wjeżdżamy, bo się najzwyczajniej nie da, ale jedziemy dalej fantastycznymi bukowymi lasami.









I nagle lądujemy nad jeziorem, do którego prowadzi ścieżka z 20-30 metrowym spadem. Notabene, Seba zalicza glebę, przez co nie chciał później jeszcze ciutkę popozować do zdjęcia z dołu.



Błądzimy troszkę w poszukiwaniu jakiejkolwiek ścieżki, co się nam po 15 minutach udaje. W ten sposób śmigamy później rewelacyjną szutrówką wokół Ińskiego Jeziora, aż do samego miasteczka. Przyznam, że jest to tak zarypiste miejsce, że postanowiliśmy tam powrócić za 3 tygodnie, kiedy to powinna zagościć prawdziwa złota jesień.

W Ińsku robimy przerwę i debatujemy czy zaliczyć Wstęgę Ińską na południu. Ja proponuję jednak jakiś teren, bo jestem bardzo wygłodniały wrażeń i tym sposobem jedziemy niebieskim szlakiem w kierunku Łobza. Szlak jednak gubimy i lądujemy na polu, potem w chaszczach, następnie w bagnach i krzaczorach, żeby ostatecznie znaleźć się w jakiejś zagrodzie...







... innymi słowami, lądujemy w koziej dupie... Dookoła pola i lasy. To jednak bardzo ważna informacja dla Sebastiana, który nocami studiując mapy i zapisy w wiekowych księgach parafialnych, zdobywa się na myśl, że najprawdopodobniej znajdujemy się w pobliżu, i tu uwaga (!), Użytku Ekologicznego Bagna Wierzchucickie. No nic pomyślałem, być może. Jedziemy, bo jakaś droga się pojawiła. Po pięciu minutach tablica, i słowo w słowo jak w mordę strzelił nazwa użytku ekologicznego. Szacun chłopie! :D

Dojeżdżamy w ten sposób świetną asfaltówką przez Podlipce do Węgorzyna, a stamtąd już do Łobza. Za Łobzem zajeżdżamy do Przyborza, gdzie jest kapitalny widok ze Wzgórza Lotniarzy i stary cmentarz.





Zjeżdżamy z tego wzgórza ścieżką rowerową, która chyba nie była jeżdżona od dziesięcioleci. To dobrze, bo jest trochę wymagająca, pełno w niej kolein poprzecznych, wzdłużnych oraz dziur i kamieni. Seba informuje mnie tylko, żebym pilnował hamulców, ale ja... już byłem daleko w dole :D Świetne miejsce! Ciekawie jest też na dole, na moście przez Regę...



... i jeszcze dalej, kiedy jest fantastyczny podjazd, najpierw głębokim piachem, potem ubitym żwirem i szutrem. A ostatnie 40km to nam pękło na szosie.

Wieczorkiem

Środa, 22 września 2010 · Komentarze(0)
Pogoda taka piękna, że żal było nie wyjeżdżać. Niestety, znowu późno wróciłem z pracy, ale i tak się ruszyłem, zabierając tylko mały plecaczek, co by frajdy było jak najwięcej.

A frajda była - mięciutka jazda, rozruszanie zmęczonych po wczorajszym dniu mięśni. Na polach morze mgieł, we mgle sarenki, na drogach przechadzające się jeże. Lubię taką jazdę w ciszy. Traska oczywiście standardowa - do Czermnicy Kolonii i Węgorzy. Stamtąd już w całkowitej ciemności powrót przez Strzelewo do Nowogardu.

Przed Nowo, mało co się ze strachu nie sfajdałem, gdy z krzaków wyskoczył na mnie jakiś pies. Nie wiem czy duży czy nie, bo nawet lampki nie miałem. Wzięła ją moja luba, która rowerkiem śmiga na aerobik.

Tak więc, o dwudziestej, jak przystało na dżentelmena, stawiłem się pod salą, żeby bidula sama nie wracała.

Wieczorek

Środa, 15 września 2010 · Komentarze(0)
Ciemno się robi, jeszcze zdążam sobie narobić smaku podczas drogi powrotnej z pracy, obiadek i słońce zachodzi. Pozostają więc wieczory. Tak też zrobiłem dzisiaj, chciałem gdzieś pojechać i porobić jakieś zdjęcia. Z samego rana pogoda była idealna, śpiący jeszcze Nowogard i ciemne, pędzące po niebie grube chmury ale po południu już się wypogodziło, a wieczorem to już zupełna kicha.

Powrót z Lenką po aerobiku.

Kolejna stówencja Milenki

Niedziela, 12 września 2010 · Komentarze(4)
Padło dziś na Ińsko. Obiecałem sobie, że muszę tam pojechać z Milenką, co oznacza wycieczkę z ponadstukilometrowym dystansem. W związku z tym zamontowałem Ukochanej slicki, a wyjazd zaplanowaliśmy na wczesny poranek.

Poranek się przedłużył, nie tylko przez grzebanie się w wyrze, ale i zmianę uszkodzonej wczoraj dętki - tak jak i w dwóch poprzednich Kendach, wyrwał się wentyl.

Do Dobrej wybraliśmy trasę przez Ostrzycę, tym razem przez pożarówkę, bo ciekawiej.



W Dobrej jeszcze ciężko było nam się rozkręcić, dlatego często robiliśmy sobie postoje. Za Dobrą ruch miał być minimalny - oczywiście mijały nas kolumny samochodów, aż do samego Chociwla, przy czym połowa drogi jest zwężona, przez trwający tam remont. Potem już pięknie. Ińsko jak zwykle ciche i spokojne. Posiedzieliśmy ze dwie godzinki i zjedliśmy pyszną pizze ińską - z porem i wędzoną rybka. Rewelacja!







Bardzo miła wycieczka, pomimo wolnego tempa, całkiem się zmęczyłem, a i Milence też nie bez trudu to wszystko przyszło. Fajnie, że gdzieś dalej się razem wybraliśmy, bo ostatnimi czasy tylko okolice Nowo. Poza tym muszę przyznać, że Milenka poczyniła milowy krok w swojej kolarskiej karierze - pierwsza para obuwia SPD czeka sobie na nadejście wiosny :)

Do Ińska trzeba się wybrać za dwa tygodnie - pojedyncze drzewa już się powoli zaczynają robić żółte. Iński Park Krajobrazowy musi wyglądać niesamowicie jesienią. Chyba się szykuje powoli nowogardzka ekipa...