W poszukiwaniu guza

Sobota, 13 listopada 2010 · Komentarze(2)
Co dzisiaj?

Najpierw gleba z nurkowaniem w kałuży. Jesienne ścieżki są na tyle zdradzieckie, że spod warstwy liści i wody nie widać krańca kostki brukowej. W efekcie wylądowałem w dość głębokiej kałuży, przez co but był cały przemoczony, spodnie i kurtka, a jakże! Szczęśliwie plecak foto przeżył.

No właśnie. Po co go zabrałem? Sam nie wiem, taka słota, że odechciewa się wszystkiego. Balast 5 kilowy na takim dystansie, faktycznie jest balastem. Zbędnym.

Później było dużo śmigania po lesie. Zmęczyłem się jak w poniedziałek w pracy, z tym że fizycznie, psycha dziś odpoczywała. Pokręciłem się tu i ówdzie, w poszukiwaniu okularów (nadzieja matką głupich). I tym razem planowo wyjechałem w Radzimiu. Krótki śmig szoską i ponownie do lasu. Tam zrobiłem pętelkę i dość zaskakująco wylądowałem na szosie do Reska.



Było już około pierwszej, więc trzeba było nadgonić czas. Dojechałem do Reska, a później już poważnie wymęczony zrobiłem pętelkę wzdłuż opuszczonego lotniska. Szoską dojechałem do obskurnych Płot, czy tam Płotów. Tam, nie mogłem znaleźć duktu do Potulińca i za karę zrobiłem rundkę asfaltem przez Łęczną do Wołowca. Wystarczyło tylko skręcić w lewo a nie prawo...

Ale tam. Ciemno sie robi, a przede mną jeszcze z 15 km. Na szczęście przez Miętno do Nowogardu droga już prosta. Na koniec dokręcenie ostatniego kilometra. Ledwo, ledwo. Dojechałem.



Dzisiejsza stówka chyba jedna z najcięższych.

Na szaro

Niedziela, 7 listopada 2010 · Komentarze(3)
Deszcze ubiegłego tygodnia zmyły z lasów ostatki liści. Przenikające zimno, bezwzględnie wdzierające się między konary zmurszałych drzew przegania w sen ostatnie tchnienia. Jeszcze gdzieniegdzie słychać stukot dzięciołów, harcujące w tarninie bogatki. Na polach coraz tłumniej gromadzą się sarny. Zimą będą je zamieszkiwać wielkimi rodzinami, wyszukując spod śniegowej pierzyny ostatnie łodygi rzepaku, które o tej porze roku mają zapewnić im egzystencję.

Tymczasem dwa niedźwiedzie wyszły dziś ze swej gawry. Dla nich na zimowy odpoczynek jeszcze za wcześnie, choć listopadowa słota zwykle kołysała je do snu. Tym razem wybrały się na poszukiwanie przygód, w miejscu, gdzie niegdyś książę von Dewitz przyjął lenno od Warcisława IV. Ciężka to była podróż i zdawać by się mogło, że bezowocna. Jednak myliłby się ten, który by tak uważał. Te dwa niedźwiedzie nie szły się posilić przed zimą. Zgromadziły potrzebne zapasy tłuszczu podczas ostatniego lata, które wyjątkowo obficie opływało w miód i ambrozję.

Te dwa niedźwiedzie...

...Aaaach kuźwa, co tam pajacować. Pojechaliśmy do Dobrej i tyle. Zimno i mokro.



Po Nowogardzie

Sobota, 6 listopada 2010 · Komentarze(0)
Miało nie dojść już w ogóle do żadnego wyjazdu, bo jak się okazało, w przednim kole miałem kapcia. Podczas reperacji nagle się rozpadało, więc doszliśmy do wniosku, że dziś nie ma już co jechać.

Za to wziąłem się chociaż za renowację hamulca, który jak się okazało może jeszcze pociągnąć co najmniej przez zimę. Myślałem, że ułamany gwint śrubki regulacyjnej jest głównym powodem, że niby rewelacyjne avidy nie chcą działać, ale okazało się, że całe ramię nie odbija. Benzynka, szorowanko i smarowanko doprowadziło znowu je do stanu świetności. No prawie.

Tymczasem za oknem przejaśniało... Wyciągnąłem więc cudem Milenkę i pokaczaliśmy po naszej mieścinie.

W poszukiwaniu bryli

Poniedziałek, 1 listopada 2010 · Komentarze(1)
Celem wycieczki było odnalezienie zagubionych wczoraj bryli. Cieszyłem się nimi dwa, może trzy miesiące. Odnaleźć się nie udało. Zimorodka też nie spotkałem. Ale przejechać się z Ukochaną jest bardzo fajnie. Nawet jak deszcz siąpi.

Wokół krowy

Niedziela, 31 października 2010 · Komentarze(4)
Wycieczka z Milenką dookoła krowy. Po południu wyjechaliśmy uczęszczaną ostatnio przez nas ścieżką na Jarchlino. Oprócz tego, że o tej porze bardzo tam kolorowo, to jeszcze bardzo ciekawie przyrodniczo. Widzieliśmy po drodze gila i zimorodka. Niestety nie było dane nam się bliżej mu przyjrzeć, bo zniknął zaraz w lesie.

Za Jarchlinem skręciliśmy w las. Głęboki las. Najpierw ledwo się jechało, potem już nieco lepiej. Planowo mieliśmy wyjechać w Radzimiu albo Słajsinie. Wyszło jak wyszło, 10-kilometrowym kółkiem zrobionym wokół pasącej się krowy dojechaliśmy znowu do Jarchlina. Powrót szoską.



Tak jak przewidywałem, dziś nadszedł ten dzień, że okulary zostały ostatecznie zgubione. Nie wiem jak to możliwe ale właściwie gubiłem je podczas każdej prawie wycieczki, choć zazwyczaj jakoś je odnajdywałem. Teraz szanse raczej małe...

Na końcu Polski

Sobota, 30 października 2010 · Komentarze(0)
Kategoria _Midi, Meridka moja
Sobotni wyjazd w towarzystwie Wiktora i Sebastiana na sam kraniec Polski. Zostało postanowione, że dzisiejsza wycieczka odbędzie się po Wolińskim Parku Narodowym. Miało być dużo śmigania, ba, miała pęknąć setka, nawet stopięćdziesiątka...

Wyszło tak, że musiałem na chłopaków czekać ;) Guzdrali się jak babcie, wchodzili w każdą dziurę i bunkier. Tak więc ze śmigania nici.



Tak naprawdę, to nikomu się nie chciało jakoś przycisnąć. A to dlatego, że o tej porze roku las wygląda kapitalnie. Mozaika kolorów, pagórki i opuszczone forty i bazy wojskowe zachęcały tylko do szwędania się po nich.



Wyjechaliśmy o 8:20 rano, samochodem, co zajęło nam około godzinki. Zanim się spostrzegliśmy było już grubo po dwunastej, a na liczniku prawie nic. Trzeba było się wziąć do roboty i wykonać założoną trasę - najpierw pośmigać po Karsiborzu. Nigdy tam nie byłem, choć bardzo chciałem. I powiem, że warto!

Mostem przez kanał dojeżdżamy do bazy U-Bootów





Potem, żółtym szlakiem rowerowym jedziemy przyjemną, szeroką ścieżką...



... osiągając Zalew Szczeciński.



Dalej jechać się już nie da. Właściwie nic tam nie ma. Tylko statki ciągnące się od samego Szczecina.



Następnie robimy pętelkę po wyspie, poruszając się dalej żółtym szlakiem, i biegnącym to polami, to lasem. Dojeżdżamy do pomnika Lotników RAF, który stanowi kawałek skrzydła Lancastera.





Wyjeżdżamy z Karsiborza i kierując się do Wapnicy, mijamy kolejne miejsca kryjące tajemnice III Rzeszy - bunkry i wyrzutnie V3. Celem tego odcinka jest wjazd na wzgórze Zielonka.



I standardowo już Turkusowe Jeziorko...



Miło, troszkę jednak czuć niedosyt, bo i wszystkich planowanych miejsc nie objechaliśmy, i pogoda się skićkała w połowie wycieczki. No i nawet sety nie było.

Więcej zdjęć

Ahh

Poniedziałek, 25 października 2010 · Komentarze(0)
Szczęśliwi ci, co śmigali dziś w dzień. Pięknie było, szkoda, że jak dojechałem do domu to już się ściemniało. Za to mogłem się przejechać z nową lampką Milenki do Strzelewa i z powrotem.