Wieczorkiem
Środa, 22 września 2010
· Komentarze(0)
Kategoria _Mini, Meridka moja, Nowogard i okolice, z Lenką
Pogoda taka piękna, że żal było nie wyjeżdżać. Niestety, znowu późno wróciłem z pracy, ale i tak się ruszyłem, zabierając tylko mały plecaczek, co by frajdy było jak najwięcej.
A frajda była - mięciutka jazda, rozruszanie zmęczonych po wczorajszym dniu mięśni. Na polach morze mgieł, we mgle sarenki, na drogach przechadzające się jeże. Lubię taką jazdę w ciszy. Traska oczywiście standardowa - do Czermnicy Kolonii i Węgorzy. Stamtąd już w całkowitej ciemności powrót przez Strzelewo do Nowogardu.
Przed Nowo, mało co się ze strachu nie sfajdałem, gdy z krzaków wyskoczył na mnie jakiś pies. Nie wiem czy duży czy nie, bo nawet lampki nie miałem. Wzięła ją moja luba, która rowerkiem śmiga na aerobik.
Tak więc, o dwudziestej, jak przystało na dżentelmena, stawiłem się pod salą, żeby bidula sama nie wracała.
A frajda była - mięciutka jazda, rozruszanie zmęczonych po wczorajszym dniu mięśni. Na polach morze mgieł, we mgle sarenki, na drogach przechadzające się jeże. Lubię taką jazdę w ciszy. Traska oczywiście standardowa - do Czermnicy Kolonii i Węgorzy. Stamtąd już w całkowitej ciemności powrót przez Strzelewo do Nowogardu.
Przed Nowo, mało co się ze strachu nie sfajdałem, gdy z krzaków wyskoczył na mnie jakiś pies. Nie wiem czy duży czy nie, bo nawet lampki nie miałem. Wzięła ją moja luba, która rowerkiem śmiga na aerobik.
Tak więc, o dwudziestej, jak przystało na dżentelmena, stawiłem się pod salą, żeby bidula sama nie wracała.