Wpisy archiwalne w kategorii

Fajne

Dystans całkowity:4920.77 km (w terenie 1655.45 km; 33.64%)
Czas w ruchu:306:07
Średnia prędkość:16.07 km/h
Maksymalna prędkość:51.12 km/h
Liczba aktywności:55
Średnio na aktywność:89.47 km i 5h 33m
Więcej statystyk

Cudo!
Uwielbiam kwiecień.

Czwartek, 24 kwietnia 2008 · Komentarze(2)
Cudo!
Uwielbiam kwiecień. Chętnie wstaję na ósmą na uczelnię - dojazd oczywiście rowerkiem. Tym chętniej się wstaje jak się ma świadomość, że o 10 już wolne.
Można wtedy na przykład zrobić objazd trasy maratonu, żeby sprawdzić jak rozłożyć siły. Gdzie jechać spokojnie, gdzie przyspieszyć. Tak też postanowiłem zrobić. Telefon do klikusa, oczywiście marudzenie, że zakwasy, no ale jak to klikus zdecydował się w 10 sekund.

Postanowiliśmy jechać wg mapki, którą sobie elegancko wydrukowałem. Nic na niej nie było widać. Dotarliśmy na start i tam już pod górę asfaltem do Jeziora Szmaragdowego. Potem jeszcze stromiej, już w terenie i jesteśmy kilkadziesiąt metrów wyżej. Ciężko mi będzie w tłoku tam lawirować. Nieco dalej jak zwykle się zgubiliśmy i w końcu pięknym żółtym szlakiem dojechaliśmy do Głazu Szwedzkiego


Znowu się zgubiliśmy i już powoli zapowiadało się że tę trasę olejemy. Tak też się stało. Dojechaliśmy do Głazu Grońskiego i później cudownym czarnym szlakiem przed siebie. Tym sposobem dotarliśmy do asfaltu i dalej do Kołowa







Następnie szutrowym zjazdem (cudo!) do Binowa i tam zgodnie z mapą zorganizowaliśmy sobie punkt żywnościowy - batoniki i woda. Szybko jednak doszliśmy do porozumienia, że trzeba kupić żubra i kiełbachę :) I cyk nad jeziorko. Ognisko, piwko, słońce, cisza :)



Zdumieni postanowiliśmy jechać dalej, o dziwo, zgodnie z trasą. Ale...
:)
Tak przecież nie można. Klikus postanowił skręcić "gdzieś", czyli tam gdzie nie było nikogo od czasu wymarcia mamutów.



Jakoś - nie wiem jak, udało nam się znaleźć ścieżkę, która doprowadziła nas do Szczecina. Na zakończenie czułem jeszcze niedosyt i pocisnąłem Autostradą Poznańską, ze średnią pewnie wyższą niż 35kmh.


Tak oto wyglądał nasz objazd trasy maratonu. Niewiele tej trasy objechaliśmy, więc taktyka taka jak zawsze - ciśniemy od startu. A jak!

Link do albumu z fotami

Trasa:
Na uczelnię i do ksero szerszeniem.
Szczecin->poznańską->las->las->las->Kołowo->Binowo->poznańską->Szczein

Wstałem rano i cyk na plażę.

Kategoria Fajne, _Giga
Wstałem rano i cyk na plażę.



Potem po Wolinie. Najpierw nad Jezioro Turkusowe.


Miejsce idealne na śniadanko


Nabrawszy energii, pośmigałem po Wolińskim Parku



Do Kamienia Pomorskiego i z powrotem.

Link do albumu

Trasa:
Świnoujście->plaża->Międzyzdroje->Wicko->Wapnica->po lasach na górę->Lubin->lasy, lasy->Karnocice->Wolin->Recław->Laska->Sibin->Kukułowo->Dusin->Kamień Pomorski->Dziwnówek->Dziwnów->Międzywodzie->Kolczewo->Wisełka-> Międzyzdroje->Świnoujście

Jedzie się ciężko. Wiatr w

Sobota, 25 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Jedzie się ciężko. Wiatr w ryło. Senti na najtwardszym przełożeniu. Zajeżdżamy do Tokaja.



Głośno od Polaków. Zwiedzamy miasto, jemy w końcu gulasz i jedziemy dalej na Mad. Pełno winnic. Winogronka słodziutkie. Normalnie Eden!

Zamek w Boldogkőváralja


Przed 21 przekraczamy granicę słowacką, a około 22 jesteśmy w Koszycach. Kolejne piękne miasto.



Wsiadamy w pociąg do Plavec. Ok. 1:15 1 nocy jedziemy w ciemnościach i bez mapy gdzieś do granicy polskiej. O 2 rano budzimy celnika. Potem do ciemności dochodzi jeszcze mgła. Jakoś dotargaliśmy się do Muszyny.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Sentiescu osłabiony. Cały dzień

Niedziela, 19 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Sentiescu osłabiony. Cały dzień marudzi. Od Bicaz do wąwozu wioski są jakby umarłe. Puste, pozamykane sklepy.

Za to wąwóz imponujący, ale nie wiem czy warty zwiedzania. Tabuny turystów. Co chwilę stawaliśmy w korkach.


Lacu Rosu - jedna wielka komercja. Jezioro powstało po osuwisku ziemi w 1837 roku. Teraz jest tam kramik na kramiku. Dorośli ludzie męczący raki czy sikający do jeziora. Żenada.


Spotykamy dwóch bikerów z Rumunii. Jeden z nich coś tam duka po angielsku. To już chyba czwarta osoba w tym kraju. Chwalą się, że mieszkają 200km stąd. Ja się chwalę że przejechałem prawie 1700km i miny im rzędną. Długo nie pogadaliśmy bo odstawiłem ich na podjeździe jak młodych. W dodatku z 25kg przyczepka. :D Podjazd ciągnie się na przełęcz Pangarati (1256m). Na serpentynach całkiem daję radę, przełożenie 2:5, średnia to ok 15kmh. Sentiescu dziś za bardzo nie może ale i tak walczy. Na szczyt wjeżdża po 13min.
Potem zjazd. Coś pięknego. Słońce, ostre zakręty i te denerwujące, trąbiące dacie. Przejeżdżamy przez Gheorgheni i kilka wiosek, a pogoda się psuje. Deszcz i burza łapie nas na 7km podjeździe. Ale jedzie się i tak pięknie. Nic nie słychać tylko szum opon. Senti dobrze przesmarował łańcuchy to i siwy pogina twardo w chmury. Asfalcik też gładki. Cudo. Potem zjazd. Deszcz znowu zaczyna padać. 15-17km w dół. Jesteśmy cali mokrzy, w dodatku wyziębieni od wiatru. Nie czujemy już stóp, ale szybko znajdujemy polankę 3km od Praid. Cyk, cyk namiocik, ciepłe ciuchy. Na kolację makaron z cebulką, papryczkami i sosem Bernaise. Pychota. Do tego salami i czekoladka.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Z rańca zaskoczyło nas śniadanie.

Czwartek, 16 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Z rańca zaskoczyło nas śniadanie. Chleb z pasztetem i dżemem malinowym. Do tego herbatka z cukrem. Potem droga sama w sobie nudna.


Jedziemy przez Vama do Vatra Moldovitei. Tam zwiedzamy malowany monaster.


Potem kierujemy się na Sucevitę, ale oczywiście pomyliliśmy drogę i robimy 30km dodatkowo.

Wracamy przez Moldovitę do Vatry. Potem serpentyny na przełęcz. Widoki rewelacyjne. Postanawiamy tu zostać. Znaleźliśmy 5 prawdziwków. Będą do puree. Zapach powalający. Smak również.


Cisza. Słychać tylko dzwonki krów. Pijemy po litrze Ciuca. To chyba najlepszy browar w Rumunii. Śpimy na polanie pełnej dziewięćsiłów.



Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego


Lizevile->Josenii

Środa, 15 sierpnia 2007 · Komentarze(2)

Lizevile->Josenii Bargaului->Prundu Bargaului. Zaczyna się miły podjazd. Kilka fotek koło Moresenii Bargaului



->Poiana Stampei. Idealnie gładki asfalt i jakiś rekordzik prędkości znowu trachnąłem. Boczny wiatr i starte klocki nie pozwoliły mi więcej dokręcić. I tak przypadkowo zatrzymałem się przed samochodem, a nie na nim. Dorna Candrenitor->Vatra Dornei. Całkiem ładne miasteczko, ale uciekamy do Argestru, gdzie jemy Ciorbę i smażony ser w panierce. Do tego piwko Skol (nie polecam) -> Iacobeni ->Mestecanis. Jakiś człowiek drze się do nas na drodze. Okazuje się, że chce nas przenocować nawet gratis. Wzbraniamy się bo chcemy jechać dalej. Ale daliśmy za wygraną. Na kolację zrobił nam Ciorbę i Mamałygę z Ciuperceni (grzybami).

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Z rana postanowiłem szukać okularów.

Poniedziałek, 13 sierpnia 2007 · Komentarze(1)
Z rana postanowiłem szukać okularów. Były w schronisku. Zapomniałem o nich przy zawieraniu transakcji "browary za leje". Potem zjazd połoninami do Pasul Prislop. Gra kolorów niesamowita.






Nieco dalej spotykamy Davida z Kanady. Miły kolo. Pocisnęliśmy do Sesuri i potem w terenie 6km podjazdu do Pasul Rotunda. Następnie zjazd 14km do Valea Mare->Sant->i podjazd po kamieniach i w błocie w stronę Lunca Ilvei. Nocleg w zagrodzie u sympatycznego pana.


Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

W nocy pioruny waliły tak

Niedziela, 12 sierpnia 2007 · Komentarze(6)
W nocy pioruny waliły tak często, że Senti się obudził i zaczął pytać co to. na 10 sekund było 12-15 grzmotów. Jak na jakiejś wojnie. Spaliśmy jak się rano okazało na jakimś stoku i wszystko, łącznie z nami zjechało na jeden koniec namiotu.

Z rańca musieliśmy zjechać jakieś 1,5km w dół serpentynami żeby zostawić psa. Senti męczył się z nim dobre 15 minut. Kamienie nie pomagały. W końcu trzeba było wrzucić na twardsze przełożenie i mu spitolić. Podjazd skończył się na przełęczy Prislop (1416m n.p.m.). Dygaliśmy 6 km tylko po to żeby zobaczyć ten słynny festiwal ludowy jaki akurat odbywa się w tym jedynym dniu w roku. Efekt: 20 samochodów turystów, cygańska rodzina sprzedająca jagody, dzieciaki mówiące po angielsku, ale tylko "Giz mi sam many" oraz 3 baby tańczące na cokole jakiegoś postkomunistycznego pomnika w rytm muzyki diskoakordeonowej.

W tej sytuacji postanowiliśmy pojechać w góry szlakami turystycznymi, na północ, do granicy z Ukrainą. I to była najlepsza decyzja całej wyprawy. Widoki powalające. Połoniny ciągnące się po horyzont. Chmury poniżej nas. Łał!




Spotykamy grupę Niemców pro-turystów. Ciśnieniomierz wskazuje 1699m n.p.m. i jedziemy ciągle pod górę. Zaczyna grzmieć. Rozbijamy się nieopodal schroniska. Nie minęło pół godziny a pogoda znowu się zmienia. I tak w kółko.

Mykamy do schroniska umyć się i po 4 browarki Neumarkt w plastikowych butelkach. III liga, ale 2 wypiliśmy i przelewamy do nich ciepłe mleczko, które dobrą strategią wytargałem od szefa. W zamian muszę mu wysłać jego zdjęcie :D.
Zimno i do tego posiałem moje ulubione pomarańczowe laserowe bryle.

Trochę za Borsą->Pasul Prislop->schronisko.

PS. Odczepiam przyczepkę i jadę do schroniska. Dżizys! Jakbym wsiadł do Ferrari. Następnym razem wezmę tylko jedne galoty na zmianę i jadę bez bagażu.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego

Ja pierdolescu! Co za kraj!

Sobota, 11 sierpnia 2007 · Komentarze(3)
Ja pierdolescu! Co za kraj! Dzień zaczynamy od świeżo zlepionego przez owczarza białego sera typu "Oridżinal".


Następnie kilka kilometrów zjazdu serpentynami. Widoki cudne.


Zwłaszcza dla bikerów


Dojeżdzamy do Budesti i Sarbi. Robimy fotki cerkwi i bram maramorskich.


Jedziemy do Barsany. Tu kolejna zabytkowa cerkiew. Wszystkie chyba wpisane są na listę UNESCO. Następnie Stramtura->Rozvalea->Sieu->Ieud. Tu znowu cerkiew tym razem XIV-wieczna (!). Fotka malowideł.


Bogdan Voda (cerkiew z XVIIIw.)->Salistea de Sus->Sacel. Znowu zjazd serpentynami. Widoki i piękne. Moisei->Borsa. Znowu dramat. Chyba najbrzydsze miasto na jakie do tej pory trafilismy. Droga z płyt. Sami Włosi, ale są też i Polacy. Czym prędzej chcemy stąd uciekać, ale miasto się ciągnie przez kilka kilometrów. Robi się ciemno, jesteśmy zmęczeni. Miejsca na nocleg nie widać. Zaczyna padać deszcz. Burza. Wokół widać tylko skały. Gdy już znajdujemy polanę, to okazuje się że od kilku kilometrów biegł za nami pies. Szczeniaczek. Ja nie mogę. Co za dzień. Pies nocuje z nami, bo przeciez nie zrzucimy go ze zbocza, chociaz taka mysl przechodzi mi przez głowę. Senti otwiera piwko. I pasztet. Tradycyjnie.

Mapa wyprawy
Link do Albumu ze zdjęciami
Album zdjęć Sentiego