Wpisy archiwalne w kategorii

_Giga

Dystans całkowity:9212.43 km (w terenie 1708.45 km; 18.55%)
Czas w ruchu:462:29
Średnia prędkość:19.92 km/h
Maksymalna prędkość:51.12 km/h
Liczba aktywności:74
Średnio na aktywność:124.49 km i 6h 14m
Więcej statystyk

Tego mi brakowało

Sobota, 28 marca 2009 · Komentarze(2)
Planowałem wyjazd Szczecin->Gorzów od roku. Niby nic, ale jakoś nigdy sie nie udawało. Obiecałem sobie jednak, że jak zaliczę ostatnią sesję na uczelni, to będę musiał zrekompensować sobie zimowy brak jeżdżenia, tak więc była to najlepsza okazja, żeby w końcu pojechać do domu.
Niestety w międzyczasie przekonałem się o skutkach braku treningów i ostatnio nawet dystans 50km kończył się skurczami.

Jednak dupą nie jestem i stwierdziłem, że pojadę. Dzień wcześniej dostałem od Królowej nawet 2 snickersy, takie co mają po dwa stolce w jednym opakowaniu i litrową pepsi, na wypadek kryzysu, jaki mnie ostatnio spotykał na trasie.

Wczoraj jeszcze upomniany przez Dżordża (ojciec), przestawiłem zegarek o godzinę w przód i byłem już gotowy.

Dziś okazało się że pogoda z samego rana jest przepiękna. Wyruszyłem więc o 9 nowego czasu pełen euforii i zapału. Nad stanem mojego zdrowia i psychiki pieczę sprawował Sztab antykryzysowy w składzie: Lenka, telefon. Zostałem również poinformowany, że zmiana czasu jednak jest jutro...
To dobrze :)

Fot za dużo nie robiłem, bo z godziny na godzinę pogoda się pogarszała i w końcu złapał mnie deszcz (jak tylko zobaczyłem tablicę Gorzów Wlkp.). W dodatku przez całą drogę wiatr w ryło. Taki konkretny momentami.
Ważne że się udało. Potrzebowałem tego :) Gdyby nie te snikersy i wygazowana cola, pewnie bym się skitrał. A czasami było ciężko, robiłem nawet przerwy co 10km pod koniec, bo sił brakowało, ale, o dziwo, żaden skurcz mnie nie dopadł.

Zostałem nawet lokalnym guru na wiosce gdzieś tam w lesie, jak jakieś żuliki zapytały mnie skąd się nagle tam wziąłem :)

Dobra, wyjazd ten dedykuję Robertowi. Do Gorzowa przyjechałem specjalnie po to, żeby obejrzeć pierwszy wyścig F1.




mapka

Przejażdżka po lasach zamieniła

Sobota, 4 października 2008 · Komentarze(2)
Przejażdżka po lasach zamieniła się w stówkę. Niestety, już na samym początku zauważyłem, że akumulatory w aparacie się wyczerpują. W związku z tym zdjęć nie ma, oprócz tych, robionych w strasznym pośpiechu z Rezerwatu Wilanów. Nie byłem tam nigdy wcześniej, ale jest to jedno z piękniejszych miejsc w mojej okolicy. Jak tam wrócę, to się lepiej przygotuję z fotkami. Być może robionych nowym aparatem :)




Gorzów->Wojcieszyce->Santoczno->Wilanów->Wielisławice->Bronowice->Lipie Góry->Lubicz->Tuczno->Gilów->Ogardy->Lipie Góry->Czyżewo->Strzelce Klasztorne->Strzelce Krajeńskie->Wielisławice->Wilanów->Rezerwat Wilanów->Rezerwat Rzeki Przyłężek->Santoczno->krzyżówka na Łośno->Wojcieszyce->Gorzów

Jaaaaaaaa :) Ale fajnie dzisiaj

Niedziela, 28 września 2008 · Komentarze(2)
Jaaaaaaaa :) Ale fajnie dzisiaj było. To czego nie udało mi się zrobić wczoraj, zrobiłem dzisiaj. Czyli wstałem rano!!! Pojechałem więc po klikusa i razem wybraliśmy się do Łagowa.
Ale wcześniej pojeździliśmy po rewelacyjnych terenach poligonowych w Łagowskim Parku Krajobrazowym





Łagów - no miejscowość cudna!!! Zamek, baszty, spokój, czysta woda pierwszej klasy, uśmiechające się dziewczyny. No świetnie! Nie bez powodu jest nazywana Perłą Ziemi Lubuskiej. spójrzcie sami:





Potem papierówy były


a następnie pojechaliśmy zobaczyć trochę bunkrów. Byliśmy tam rok temu w kwietniu, więc tylko zwiedziliśmy tak pobieżnie. Najpierw pojechaliśmy do Pętli Boryszyńskiej, potem żółtym szlakiem dojechaliśmy do Pniewa, przez Sieniawę

i lasy




A na koniec jeszcze do Kęszycy Leśnej. Fajnie tam. Taka wioska zrobiona z poradzieckich koszarów, z wielkim pomnikiem Pijanego Sowieta


Następnie fantastycznym krętym żółtym szlakiem do Międzyrzecza i szosą do domu

Trasa:
Gorzów->Łagodzin->Łagodzin->Lubniewice->Glisno->Wędrzyn->Trzemeszno->Łagowski Park Krajobrazowy->Łagówek->Łagów->Sieniawa->Boryszyn->Pętla Boryszyńska->Pniewo->Kęszyca->Kęszyca Leśna->Międzyrzecz->Skwierzyna->Trzebiszewo->Deszczno->Gorzów

Album

No jakby nie patrzyć, to największy tegoroczny dystans. Wiadomo, nie jest to rewelacja, ale na oponach 2,3" fajnie sie nie jeździ.

Wziąłem mapę lubuskiego, bo chciałem

Sobota, 13 września 2008 · Komentarze(7)
Wziąłem mapę lubuskiego, bo chciałem pojechać gdzieś gdzie mnie jeszcze nie było. Długo szukałem, ale znalazłem - rezerwat Skalisty Jar Libberta na północ od Barlinka. No fajnie, pomyślałem, bo zawsze chciałem to zobaczyć. Oczywiście samo zebranie się w kupę zajęło mi gdzieś 1,5h i przez ten czas zdążyłem zjeść śniadanie, obiad i obejrzeć drugi trening F1.

W końcu wyruszyłem traską
Gorzów->Wojcieszyce->Łośno->Lipy->Moczydło->Okunie->Barlinek->Żydowo->Niepołcko

Po drodze odwiedziłem m.in. moje przeulubione miejsce





Potem za Barlinkiem natknąłem się na starą papiernię



Jadąc zgodnie z mapą, powinienem dojechać do rezerwatu niebieskim szlakiem. Fakt, dojechałem, ale ścieżka robiła się coraz bardziej zakrzaczona. Na sam koniec było to rumowisko kamieni. Całkiem przyjemnie :)


Sam rezerwat to jedna wielka dzicz. Właściwie żadnego głazu tam nie widziałem. Może innym razem (nie sądzę). Ale okolice chyba jeszcze odwiedzę





Powrót przez Laskówko->Jagów->Chrapowo->Barlinek->Moczkowo->Łubianka->Kłodawa->Gorzów + dokręcanie po osiedlu do setki.

Dzisiejszego dnia doszła kolejna usterka w rowerze. Stuka coś w okolicach suportu, którego bądź co bądź nie mam. W poniedziałek w pracy czeka mnie wymiana blatu więc przyjrzę się dokładniej cóż to może być. Mam nadzieję, że to nie łożysko, bo co prawda koszt zamiennika może i niewielki, ale sam fakt, że trzeba będzie się z tym bawić mnie przeraża. Zawsze to można ten czas wykorzystać inaczej. Na przykład: pierdząc w stołek albo zbijając bąki.

Ale setka jest. Jeszcze tylko niecałe 5000 i dobiję do zeszłorocznego dystansu.

Po wczorajszym dniu tyłki

Niedziela, 31 sierpnia 2008 · Komentarze(1)
Po wczorajszym dniu tyłki bolały nas całkiem porządnie. Właściwie w ogóle ich nie czuliśmy. Z samego rana postanowiliśmy poszukać jakiegoś sklepu. Pojechaliśmy więc do pobliskich Jeleni



...ale tam było zbyt klimatycznie, żeby był sklep :) Następnie przez Miradz pojechaliśmy drogą leśną do mostu Gromnik koło pustelni. Plan był inny ale z rana lewo z prawym człowiekowi ma prawo się pomylić :)

Przy Pustelni pojechaliśmy czerwonym szlakiem biegnącym po nasypie Kanału Sicieńskiego i dojechaliśmy do mostu na Płycinie. Piękne okolice! Następnie okrążyliśmy jeziora Jamno i Płociczno i dojechaliśmy do Pustelni z drugiej strony, po czym skierowaliśmy się do Głuska.




Po drodze mijaliśmy m.in. ruiny kościoła z cmentarzem w Ostrowcu, gdzie nagrobki to wykute w skale drzewa


Można zobaczyć też piękne stare domy

W Głusku pojedliśmy i popiliśmy i zdecydowaliśmy się na powrót do domu (Klikus musiał się tego dnia jeszcze nawalić, więc marudził całą drogę i kozaczył ciągle przyspieszając). Ale mnie i Sentiemu się nie spieszyło, więc zahaczyliśmy jeszcze o Moczele w zachodniej odnodze DPN.

Potem to już droga do domu, prawie cały czas lasami.
Moczele->Radęcin->Słowin->Starczewo->Dobiegniew->Ługi.

Za Ługami skręciliśmy z szosy ponownie w las, co było słuszną decyzją, bo okolice są tam przepiękne. Drogi leśne cały czas wznoszą się i opadają i mają takie niespotykane tutaj kamieniste podłoże.



Tak więc nie omieszkaliśmy trochę przycisnąc i przez Lipie Góry->Bronowice->Wielisławice->Wilanów->Santoczno->Wojcieszyce dojechaliśmy do Gorzowa.


Album

Weekend w Drawieńskim Parku Narodowym

Sobota, 30 sierpnia 2008 · Komentarze(3)
Weekend w Drawieńskim Parku Narodowym

Pobudka o 3:30 i razem z Sentim i Klikusem porannym pociągiem pojechaliśmy do Krzyża. Oczywiście, jak każda inna wycieczka rowerowa z PKP, nie obyło się bez perypetii ze strony tego dziadostwa. To, że w pociągu pospiesznym do Zamościa nie będzie przedziału na rowery, wydaje się normalne. Zapytałem się konduktora gdzie mam je wstawić (pierwszy przedział wagon byl zamknięty, ostatni pierwszej klasy), to odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: "Rowery wstawcie do ostatniego wagonu na waszą odpowiedzialność, a wy idźcie do drugiej klasy"

Kur... Szlag mnie trafia.

Oczywiście jak to w pociągach, ktoś się kręcił po przedziałach, a klikus wspomniał coś o 15 Cyganach, którzy jadą tym samym pociągiem. Natychmiast ruszyliśmy więc zobaczyć co się dzieje z rowerami i okazało się, że otworzyli oni Sentiemu jedną sakwę. Na szczęście nic nie zabrali. Na szczęście aparat miał w drugiej. Resztę podróży postanowiliśmy spędzić w pierwszej klasie.

Od tej pory to już sam cud miód. Wysiedliśmy w Krzyżu i w pięknej mglistej scenerii pojechaliśmy przez Stare Osieczno do Głuska.



Tam kupiliśmy mapę i pojechaliśmy zobaczyć starą elektrownie wodną. Chyba jedną z pierwszych tego typu w Europie.



Potem wróciliśmy do Głuska i pojechaliśmy żółtym szlakiem wzdłuż Jeziora Ostrowieckiego. Ten szlak to przecudowny singletrack, prowadzący wysokim wałem, w przepięknym krajobrazie. Woda w jeziorze przejrzysta jest na 3 metry, pełna ryb, a lasy roją się od prawdziwków.





Dojechaliśmy do Skrzyżowania przy Pustelni...


...i pojechaliśmy dalej kostką brukową do Załomu i Człopy, celem kupienia czegoś do jedzenia i picia. Wiadomo, kiełbaski i piwko, w tym nie omieszkałem skosztować lokalnego specjału z Czarnkowa pt. Eire :)




Po przerwie pojechaliśmy lasami przez Golin i Brzeźniak z powrotem do parku. Trochę pomyliliśmy szlaki, ale ostatecznie dojechaliśmy do jeziora Marta, które ma krystalicznie czystą wodę. Ścieżka prowadząca na dość znacznej wysokości nad lustrem wody, sprawiała niesamowite wrażenie. Widać było każde wypłycenie jeziora, a woda miała kolor lazurowy. Niestety, nie dało się zrobić zdjęcia, gdyż cały brzeg porasta gęsty las.



Nad jeziorem zrobiliśmy dłuższą przerwę i pojechaliśmy później do miejscowości Martew uzupełnić płyny i jedzenie. Potem lasami pojechaliśmy do Kępy Krajeńskiej, choć czasami jechało się ledwo :)


Następnie wzdłuż jeziora Sitno i dojechaliśmy do polany niedaleko miejscowości Jelenie. Tam rozbiliśmy namiot, walnęliśmy piwko itd. W nocy ryczał niedaleko jakiś wyposzczony jeleń :)


Fajnie!


Album

W końcu sobie porządnie

Środa, 27 sierpnia 2008 · Komentarze(4)
W końcu sobie porządnie pojeździłem lasami koło Mironic. Celowo dzisiaj nie zabrałem mapy i postanowiłem, tak jak dawniej, zapuścić się w puszczę i po niej pojeździć. Plan się powiódł w 100%. Odkryłem piękne miejsce, gdzie jakaś rzeczka przepływała wąwozem, tworząc swego rodzaju przełom.





Ktoś wie co to może być? Pełno tego było zakopane w ziemi. Wygląda to na jakieś cynkowe kubki, możliwe, że jeszcze z czasów wojny. Ale głowy nie dam.




Krążyłem tak 30km i na koniec tak jak planowałem wyjechałem na szosę do Szczecina krzyżówką na Dalsze. Jako, że było mi mało, a w Dalszych nigdy nie byłem to tam pojechałem.

Średniowieczny kościół w Dalszych, wielokrotnie obracany w ruinę i odbudowywany



W Dalszych dowiedziałem się, że jestem niedaleko Myśliborza, czyli to już inne województwo, ale pojechałem w przeciwnym kierunku, z racji tego, że Myślibórz jest be i fuj. Jak zwykle nie miałem pojęcia gdzie się znajduję, ale po drogowskazach wywnioskowałem, że niedaleko Dębna.

Po drodze pojechałem zobaczyć jeszcze pomnik litewskich lotników, którzy rozbili się tu w 1933roku podczas przelotu przez Atlantyk.


Skręciłem jednak na Gorzów bo już sie robiło późno, byłem trochę głodny i świeżo naoliwiony łańcuch zaczął skrzypieć, co mnie mocno wkurzało. I tak się dokulałem do chaty.

Album
Mapa

Gwozdz programu, czyli wycieczka

Niedziela, 17 sierpnia 2008 · Komentarze(6)
Gwozdz programu, czyli wycieczka do Oddy.

Postanowilem sobie juz od poczatku, ze zrobie petle przez Odde - gornicze
miasteczko, bardzo ladne, ale jeszcze piekniej polozone. Z jednej strony fiord, z obu pionowe sciany wysokie na ponad 1000m, a na zachodzie park narodowy Folgefonna. Obejmuje on trzeci pod wzgledem powierzchni lodowiec Norwegii (207km kwadratowych). Jakby tego bylo malo, wokol pelno ogromnych wodospadow, czasem sa nawet po przeciwnych stronach wawozu, co daje niesamowity widok. Bylem tam kilka dni temu, ale postanowilem, ze do Oddy pojade tunelem i to nie byle jakim, bo przebiegajacy pod lodowcem i majacy dlugosc 11150m !

Wstalem o 7:30 rano, co mi sie wyjatkowo nieczesto zdarza. O 8:55 prom do Matre i potem juz jazda w kierunku Rosendal. Wczesniej jeszcze pojechalem na kompresor, co by sie lzej jechalo, ale niestety chyba bylo to powodem pozniejszego kapcia. Opony juz mam trzeciej swiezosci.


Nastepnie z Matre czekal na mnie calkiem spory podjazd na przelecz i pozniej juz mozna cisnac w kierunku Rosendal. Widoki przefantastyczne. Podazalem ta droga az do Sundal, chyba najladniej polozonej miejscowosci jaka dotad odwiedzilem. Stad mozna sie m.in. wybrac na lodowiec lub pojechac dalej do tunelu pod Folgefonna, co tez uczynilem. Cale szczescie nie bylo wielkiego ruchu, to znaczy prawie w ogole nic nie jechalo, bo w tunelach to roznie bywa z koncentracja i jest calkiem niebezpiecznie. Przejezdzajacy samochod daje mniej wiecej takie wrazenie jakby sie jechalo tuz obok pociagu towarowego. Sam wjazd do tunelu jest zabroniony dla rowerow, ale no trzeba bylo...






W Oddzie zrobilem kilka fotek i pojechalem w kierunku Røldal. Po drodze mnostwo wodospadow i to takich konkretnych.




Od tego momentu zaczal brac mnie kryzys. W dodatku droga serpentynami piela sie calkiem stromo do gory. Jakos sie jednak dokulalem do szczytu i pojechalem dalej przez 3 kilometrowy tunel Rullestad, zamiast sciezka rowerowa. Ten tunel to calkowita masakra. Strasznie ciemno i ruch ogromny. W dodatku, a moze cale szczescie droga w tunelu caly czas opadala i wkrotce smigalem 60km/h. Myslalem ze mam przebita detke, bo jakos tak zaczelo mnie rzucac na boki. Cale szczescie tunel szybko sie skonczyl i potem stwierdzilem ze pojade stara droga. Ledwo, ledwo sie dokulalem. Nigdy wiecej takich odelglosci w gorach! Teraz czeka mnie mala rehabilitacja stawow, szczegolnie prawego kolana.

Wodospad Låtefossen

...i jakis tam dajmy na to mniej znany :)


Mapa

Galeria vol. 1
Galeria vol. 2

Velkommen til Norge

Czwartek, 31 lipca 2008 · Komentarze(3)
Velkommen til Norge

Czas pojezdzic w koncu. Rozpakowalem rower i wyruszylem na maly test. I tak sprawdzalem czy wszystko dziala, az okazalo sie ze dojechalem do konca Åkrafiordu. Widoki w Norwegii powalaja. Zreszta zobaczcie sami


Mala przerwa nad gorskim jeziorkiem|

A tak powinny wygladac sciezki rowerowe



Wodospad Långfoss. 618m wysokosci. Zaledwie 25km od miejsca gdzie mieszkam. Wlasciwie wodospadow wiekszych lub mniejszych jest tam zatrzesienie.

Lazurowy Åkrafjorden

Koniec fiordu. Fjære.

Caly czas serpentyny, gorki, zjazdy, tunele. Cos pieknego. W dodatku droga praktycznie tylko dla rowerow.


Jezioro Størdalsvattnet

A to juz Skånevik, gdzie sie zatrzymalem


Pierwszego dnia pobilem swoj skromny rekordzik predkosci. Wynosi on teraz 67,81km/h. Zostawie sobie do pobicia na nastepny rok :)

Nie moge sie przyzwyczic do jednego w Norwegii. Nie da rady przejechac dluzszego dystansu w rozsadnym czasie. Czasem trzeba sie zatrzymywac doslownie co 15 sekund na zdjecie. Nigdy nie wiadomo co pojawi sie za zakretem albo skala.

Traska:
Skånevik->Fjære->Rullestad i z powrotem.

Mapa

Galeria vol. 1
Galeria vol. 2

No i w końcu nadszedł

Piątek, 16 maja 2008 · Komentarze(4)
No i w końcu nadszedł czas, żeby osiągnąć cel wyprawy. Jazda po wulkanie - El Teide - najwyższej górze Hiszpanii.

Chio


Roślinność naprawdę zadziwia


Aż dziw, że coś tam może rosnąć. Wszędzie skały, pumeks.


Lasy pinii - sosny odpornej na ogień


Pico del Teide - następnym razem wejdę na ten szczyt


Jedyne wypłaszczenie na trasie - u stóp Teide


To jeszcze nie koniec wspinaczki


Kolorowo. Jak w kanionie Colorado




Zabraliśmy za mało wody i jedzenia. Pod koniec Afro bał się nawet wpiąć w spdy, bo praktycznie nie mieliśmy już energii, żeby ustać w pozycji pionowej


Na szczęście od tej pory tylko z górki. Na nieszczęście a może i dobrze - cały czas w chmurach. Było strasznie zimno.



Jednak dotarliśmy jakoś do Vilaflor - najwyżej położonej wioski na Teneryfie. Zjedliśmy pysznego królika i Papas Negras - kanaryjskie ziemniaczki w Mojo - kanaryjskim sosie. Nie jestem pewien czy to było to co zamówiliśmy, ale i tak warto było. Od tej pory jechaliśmy cholernie krętymi serpentynami z jedną tylko lampką w dodatku we mgle i w nocy. Najpiękniejszy zjazd mojego życia!
Widok z dołu

Zjazd tbył aż pod sam hotel :)

Takie małe podsumowanie
Od 0 do 2100m n.p.m. ponad 60km podjazdem w pełnym słońcu. Ponad 35km zjazdu, przez większość trasy zimno - bo albo w chmurze, albo w nocy. Jeden z najpiękniejszych dni spędzonych na rowerze! Cudo. Dla takich chwil warto żyć!


Album