Z Sentim wybrałem się pojeździć gdzieś po lasach. Wspólnie ustaliliśmy, że przydałoby się zaopatrzyć się w jakiegoś żubrzyka, więc pojechaliśmy do Łośna postanowienie wykonać. Potem na krzyżówce na Lipy skręciliśmy w prawo, gdzie jeszcze nigdy nie jechałem. Krążyliśmy tak lasami, ale wkrótce napotkaliśmy oznaczenia maratonu z Różanek i jakoś dziwnie wyjechało nam się znowu na krzyżówce do Łośna. Tak więc ponownie do Łośna i potem nad stawy skonsumować trofea
Tam zauważyłem co jest przyczyną moich ostatnich awarii, czyli spadania łańcucha z korby. Okazało się, że poza tym, że ząbki są już zajechane, także odłamał się jeden z nich. Koronki Sentiego vs. moje
Łańcuch to już ledwo się trzyma. Przy depnięciu się najzwyczajniej ślizga
Kółeczka tylnej przerzutki też już trochę zajechałem. Sentiego vs. moje
Potem jakoś leniwie pojechaliśmy za Lipy w stronę Dankowa, ale skręciliśmy w las. Odkryliśmy nowe całkiem przyjemne miejsca. Ogólnie jest tam dużo jezior i bagien. Drogi jak w całej okolicy stworzone są do śmigania rowerkiem.
Dojechaliśmy do Dankowa i skierowaliśmy się szosą do Barlinka. Jednak wkrótce skręciliśmy do Moczydła, także drogą, którą nigdy nie jechałem. Z Moczydła powrót do Gorzowa, ale drogą brukową i lasami niedaleko Mszańca.
Rano jak zwykle do pracy szerszeniem. Po południu miał być relaks, ale wyszło nie tak jak chciałem. Coś mi łańcuch spada z korby przy mocniejszym depnięciu i jakoś tak wstyd było jak na rondzie stanąłem przez to jak jakaś pipa. Za czwartym razem mało co nie wjechałem w dziewczynę na rowerze. W ogóle trochę się rozkojarzyłem, że nawet całkiem nieźle wymusiłem pierwszeństwo, co mogło się źle skończyć, z uwagi na fakt, że bez kasku jechałem. Poza tym to przednia lampka przestała działać, więc kolejny rowerowy wydatek mnie czeka.
Do Sentiego i potem razem trochę pojeździliśmy lasami za Bogdańcem. Wszystko fajnie, ale nagle się ściemniło, a my wyjechaliśmy nie wiadomo gdzie, lecz dość daleko od domu. W związku z tym powrót szosą przez Tarnów i Wysoką do Gorzowa.
Taki male rozpoznanie czesci jutrzejszej traski. Prom do Utåker, potem droga wzdluz wybrzeza, chociaz mialo byc przez gory. Niestety droga gorska czynna chyba tylko w zimie bo teraz tylko widac bylo furtke na farme. Powrot promem z Matre.
Oczywiscie caly dzien lalo. Jednak wieczorem przestalo, to i ja wylonilem sie z norki i cyk pognalem do Etne. Potem jeszcze do Stødle zobaczyc kosciolek i powrot ta sama droga. Przy okazji przetestowalem sobie nowe dlugie obcisle gay-look :/ spodenki. Fajne, ale ciagle troche za cieplo na nie chyba.
Ciag dalszy brzydkiej pogody. Tak to juz tu jest, ze jak sie zaciagna chmury to na 2 tygodnie, a jak pada to wlasciwie leje. Ale w koncu tylek jakos udalo mi sie ruszyc, choc nie mialem pomyslu gdzie by tu pojechac. Wybor padl poczatkowo na Nes, gdzie mialem dojechac na koniec polwyspu, co mi sie nie udalo. Potem pojechalem do Kyrping. Na pierwszym podjezdzie czulem, ze dzis nie jest to moj szczesliwy dzien. Dodatkowo, musialem sie wrocic, bo nie jest tu w zwyczaju stawianie znakow zakazu poruszania sie rowerem za wczasu, tylko dopiero wtedy, gdy na prawde nie mozna tego robic. Na przyklad mozna jechac kilka kilometrow piekna szosa, gdy nagle pojawia sie tunel i znak zakazu. Jako ze nie ma stad alternatywnych drog (pionowa sciana na kilkadziesiat metrow i przepasc do morza), trzeba sie ta sama droga wrocic.
Kyrping
Z tego samego powodu z miejsca zamieszkania mam wlasciwie tylko 2 drogi w swiat (ten podjazd do Kyrping i przez Etne). Obie juz przejechalem, ale jest jeszcze prom do Matre i Utåker. To innym razem, jak nabiore sil. Relacja mam nadzieje wkrotce.
Dalej, wrociwszy sie do Kyrping i Håland, zjechalem piekna waska i kreta drozka do Frette i pojechalem na druga strone jeziora Stordalsvattnet.
Na koniec zostal mi straszny podjazd z Håland, ale widoki za to wszystko rekompensowaly
Pobilem tez dzisiaj rekordzik predkosci. Jechalem dzis dwukrotnie z pedkoscia powyzej 70km/h. Piekne uczucie, tylko przelozen zabraklo. Max speed wynosi obecnie 71,83km/h i tym razem chyba jednak zostawie sobie go na nastepny rok. Chyba...
A... jeszcze jedno... Najfajniejsze jest uczucie jak sie jedzie waska droga, pelna zakretow z predkoscia 60km/h, gdy nagle na drodze pojawia sie tunel. Nagle sie nic nie widzi tylko jasna plame przed soba i rozlega sie taki fantastyczny halas :)
Dzis pogoda niepewna, wiec zadnej porzadnej wycieczki nie odbylem. Ale i tak widoki rewelacyjne. Størdalsvatnet
|
Mala przerwa na wielkim kamieniu wpadajacym wprost do Skånevikfjorden
Jak przyjechalem to czekala na mnie goraca sauna, zimny basen i rownie chlodne piwko. Traska: Skånevik->Håland->Frette->Øyno->Frette->Håfoss->Stødle->Etne->Aksland->Skånevik
Cholera! Na 3 dni przed wycieczką do Norwegii załatwiłem tylną obręcz. Chciałem przed wyjazdem do Barlinka dopompować sobie mocniej koło i przesadziłem. Ciśnienie odgięło górną część ścianki obręczy tak, że nie jest ona teraz płaska, a ma kształt litery L. Kupiłem przedwczoraj nawet nowe klocki do tylnego hamulca, a teraz można się załamać. No nic. Mam nadzieję, że nie osłabiło to zbyt mocno tej obręczy i nie pęknie mi gdzieś w górach na odludziu w obcym kraju. Niestety o zapleceniu nowego koła nie ma co marzyć, bo została niedziela i kawałek poniedziałku, a i w budżecie przedwakacyjnym miejsca na nowe części brak.
Sama wycieczka do Barlinka udana. Co prawda 28 stopni w cieniu i dużo więcej w słońcu mnie dobijały ale za to popływałem sobie w jeziorku i kajaczkiem.
Powrót w skwarze. Na każdym podjeździe tętno straszne, w dodatku w głowie się kręci bo przez cały dzień z potraw zażyłem 4 kawałki placka z rana i piwko nad jeziorkiem. Na koniec zajechałem zobaczyć jak tam Reggae nad Wartą. Bieda. Amfiteatr na moje oko zapełniony w 1/3.
Gorzów->Kłodawa->Łubianka->Moczkowo przez leśniczówkę->Barlinek-Janowo->Okunie ->Moczydło->Lipy->Łośno->Kłodawa->Gorzów
Do babci szerszeniem i powrót na około miasta, czyli przez Kłodawę i Wojcieszyce. Z racji tego, że nie zabrałem aparatu a było ładnie, to przesiadłem się na pszczółkę. Najpierw śmignąłem na stację dopompować koło, bo ostatnio znowu laczka złapałem. Dętka z tylnego koła ma obecnie osiem łatek. Potem ruszyłem porobić jakieś zdjęcia.
Później jakoś mi się tak zachciało więcej pojeździć to przez Mironice i Santocko dojechałem do bulwaru. A tam nowa rzeźba Zacharka.
Tyle tam rzeźb, że niedługo nie będzie jak przejść :/ Widocznie nie ma innych miejsc w tym mieście. Na koniec pękło niebo i rozpętała się ulewa
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)