Wpisy archiwalne w kategorii

_Midi

Dystans całkowity:12210.90 km (w terenie 3080.50 km; 25.23%)
Czas w ruchu:642:06
Średnia prędkość:19.02 km/h
Maksymalna prędkość:52.02 km/h
Liczba aktywności:188
Średnio na aktywność:64.95 km i 3h 24m
Więcej statystyk

Po Niemcach

Niedziela, 1 maja 2011 · Komentarze(1)
W ramach majówki w Świnoujściu, kopnęliśmy się z Milenką po cesarskich kurortach Niemiec. Pogoda może i piękna, ale było "piekielnie" zimno, tak że w sumie mogłem zabrać jakieś dłuższe spodnie. No nic, nauczka na następny rok.

A u Niemców jakoś inaczej. Lasy czyste, drogi równe, ścieżki rowerowe wszędzie, szlaki oznakowane. Nawet teren całkiem wymagający.

Z wiekiem jednak człowiekowi odchodzi chęć śmigania dla samej frajdy, na rzecz pojechania coś przegryźć. A zjedliśmy nie byle co - jako, że nad morzem, to rybka musi być. W postaci kanapki z paprykarzem ale zawsze to ryba.



Frajda z żarcia niesamowita. Trzeba się cieszyć z byle czego, jak się nie ma formy na rower.

BTW, wiesz Guciu jak rozdzielić jabłko na połowy. Kurczę... cholera... Qrw...
...a, zjem sama.



Żeby nie było, że nie jechaliśmy, to oto dowód. Nad morzem i podjazdy 16-procentowe. Milenka cisnęła jak dzida i dała radę!



Tym sposobem dojechaliśmy do Koserow. No i powrót, bo mało że zimno to jeszcze święto i żadnego browarka nie kupiliśmy. A czaiłem się na Erdingera...

Przez knieje

Wtorek, 22 marca 2011 · Komentarze(1)
Pierwszy powrocik z pracy w tym roku. Pogoda była dziś przepiękna, wręcz wzorcowa. Pomyślałem sobie, że przydałaby się kamerka na kask, żeby pokazać jak miło można się karnąć po robocie. Może mi żona kiedyś kupi... :)



Całkiem niezły czas jak na początek, chociaż wiatr może troszkę sprzyjał. Jeśli odjąć 7 minut z rana, to wychodzi tak, że ze Szczecina do Nowogardu jadę godzinkę dłużej niż pociąg.

Sobotni wypad do Rybokart

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(3)
Nie było planowanej dwusetki, ale był za to fajny wyjazd do Rybokart ze Shrinkiem i Misiaczem.

Na początku zaskoczyła temperatura - 12 stopni pozwala już jeździć na dwie warstwy odzieży. Na polach jakoś tak przyjemnie - żółciutko. Jeszcze troszkę i wszystko zacznie się zielenić. Jechało się też bardzo przyjemnie, pomimo tego, że szosy strasznie dziurawe. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w Trzygłowiu, gdzie jest okazały pałac, właśnie remontowany.





Pół godzinki przerwy na posilenie się i zdjęcia, po czym ruszyliśmy do Rybokart. Wybór trasy na skróty sprawił, że właściwie pojechaliśmy naokoło. Ale było warto, bo zahaczyliśmy o kawałek terenu, po którym obecnie jeździ się przednio. Nie ma już zmarzliny, za to ziemia jest nasiąknięta, tak, że można się i pouślizgiwać i pozapadać - sama frajda.





W Rybokartach kolejny postój na bułeczkę. Pałac w tej wsi jest imponujący, ale nieco się zawiodłem. Z bliska troszkę już zaniedbany, a ruiny pomieszczeń przypałacowych niszczą jego urok. Być może w kwietniu, maju, będzie nieco ładniej, gdy zrobi się zielono i z jeziora zniknie lód.





Z racji tego, że nie wszyscy lubią teren, resztę trasy zrobiliśmy dość nudną szosą, tym bardziej, że wiatr przestał być już naszym sprzymierzeńcem. Dojechaliśmy do Gryfic, gdzie Sebastian zaproponował odwiedzić Muzeum Kolei Pomorskich.









Szkoda, że już nie można praktycznie spotkać takich maszyn w działaniu.

Dalej to już prosto do Nowogardu. Misiacz pod koniec przycisnął, mnie złapał mały kryzys. Troszkę treningów, zmiana oponek na łagodniejsze oraz porządne dopompowanie i będzie dobrze.

Przed samym Nowogardem zadzwoniła Milenka z rozkazem przyjazdu na grilla na działeczkę. Trzeba było więc skorzystać :)

Piekło w dupie

Sobota, 19 lutego 2011 · Komentarze(3)
Na dworze mróz, w dupie piekło. Ale dopiero będzie, bo na allegro zamówiłem pokaźny zestaw nasion ostrych papryczek. W tym roku rozwijamy hodowlę i podkręcamy manetkę Scoville'a. Obok lajtowych, "damskich" odmian typu Hungarian Hot Wax, dla mojej Ukochanej, zamówiłem też coś i dla siebie. Będzie Habanero i kilka mocniejszych odmian, m.in. Bhut Jolokia, która daje w palnik milionem jednostek. Może się zdarzyć, że raz zażyta dajmy na to w listopadzie, zapewni ciepełko na długą zimę. Tym sposobem może uda się więcej pojeździć za rok, bo na razie ledwo daję radę z temperaturką.

Wyjazd oczywiście ściśle związany z papryczkami, bo okazało się, że hodowca jest z Chociwla. Zaraz po starcie, a właściwie w Kulicach Milenka postanowiła wrócić, bo warunki istotnie nie były lekkie. Ja pocisnąłem dalej standardową trasą przez Dobrą, gdzie obok zamku rozbiły się dwa średniowieczne namioty. Na ognisku gotowało się jadło, zapewne wg przepisu z epoki, doglądane przez ludzi równie dziwnie ubranych co ja.

W Dobrej zrobiłem krótki postój, chcąc przetestować nowy nabytek, tudzież prezent ślubny. Zatrzymałem się przy wąskotorówce, ale właściwie nie miałem pomysłu na konkretne ujęcia fotek. Do wagonów też się nie da wejść, a palce zgrabiały mi w ciągu 20 sekund.





Ze zdjęć nic nie wyszło, oświetlenia nie było, modelka zawróciła, więc i testy zostaną przeprowadzone innego dnia. Właściwie szkło raczej portretowe, nie będzie służyło na rowerowych wycieczkach, bo po pierwsze i waga słuszna, i stałka.

Po odebraniu nasionek, ciężar plecaka zaczął doskwierać. W krzyżu łupało mnie nie mniej jak Świtonia, nie tylko po wczorajszym martwym ciągu, ale jeszcze od pełnego termosu z herbatką z miodem i malinkami. Oczywiście herbatka została szybko wypita. Chyba tylko dzięki niej dojechałem.

Jakoś przestały bawić mnie jazdy w mrozie. Zadowolę się chyba rowerkiem na siłowni. Zresztą, nie ma co biadolić, czasu mało, spraw dużo, rowerki trza odpicować. Być może jeszcze w tym roku uda się złożyć tytanówkę. Skompletowanie niebylejakich części może zająć rok ale i tu coś się ruszyło.

Ostatnio, kupując shrinkowi łańcuch w Coolbike'u dostrzegłem kątem oka coś przepięknego i szarego. Nie wiem jakim cudem mieli to na stanie, bo po pierwsze tytan, po drugie w baaardzo okazyjnej cenie, po trzecie w odpowiedniej dla mnie długości i po czwarte pasujące idealnie do sterówki (notabene też zaaaajebistej).


Grzechem było by nie wziąć :)
I pomyśleć, że jeszcze 2 miesiące temu się tym zachwycałem, czytając tę stronkę.

Na końcu Polski

Sobota, 30 października 2010 · Komentarze(0)
Kategoria _Midi, Meridka moja
Sobotni wyjazd w towarzystwie Wiktora i Sebastiana na sam kraniec Polski. Zostało postanowione, że dzisiejsza wycieczka odbędzie się po Wolińskim Parku Narodowym. Miało być dużo śmigania, ba, miała pęknąć setka, nawet stopięćdziesiątka...

Wyszło tak, że musiałem na chłopaków czekać ;) Guzdrali się jak babcie, wchodzili w każdą dziurę i bunkier. Tak więc ze śmigania nici.



Tak naprawdę, to nikomu się nie chciało jakoś przycisnąć. A to dlatego, że o tej porze roku las wygląda kapitalnie. Mozaika kolorów, pagórki i opuszczone forty i bazy wojskowe zachęcały tylko do szwędania się po nich.



Wyjechaliśmy o 8:20 rano, samochodem, co zajęło nam około godzinki. Zanim się spostrzegliśmy było już grubo po dwunastej, a na liczniku prawie nic. Trzeba było się wziąć do roboty i wykonać założoną trasę - najpierw pośmigać po Karsiborzu. Nigdy tam nie byłem, choć bardzo chciałem. I powiem, że warto!

Mostem przez kanał dojeżdżamy do bazy U-Bootów





Potem, żółtym szlakiem rowerowym jedziemy przyjemną, szeroką ścieżką...



... osiągając Zalew Szczeciński.



Dalej jechać się już nie da. Właściwie nic tam nie ma. Tylko statki ciągnące się od samego Szczecina.



Następnie robimy pętelkę po wyspie, poruszając się dalej żółtym szlakiem, i biegnącym to polami, to lasem. Dojeżdżamy do pomnika Lotników RAF, który stanowi kawałek skrzydła Lancastera.





Wyjeżdżamy z Karsiborza i kierując się do Wapnicy, mijamy kolejne miejsca kryjące tajemnice III Rzeszy - bunkry i wyrzutnie V3. Celem tego odcinka jest wjazd na wzgórze Zielonka.



I standardowo już Turkusowe Jeziorko...



Miło, troszkę jednak czuć niedosyt, bo i wszystkich planowanych miejsc nie objechaliśmy, i pogoda się skićkała w połowie wycieczki. No i nawet sety nie było.

Więcej zdjęć

Na urlopie

Piątek, 15 października 2010 · Komentarze(2)
Na urlopie rusz się chłopie. A się nie chciało, zresztą wolałbym się zaszyć w gawrze i wstać w kwietniu.

No ale stało się i dojechałem do Sebastiana, który czekał za Ogorzelami. Skręciliśmy na Olszycę, gdzie obejrzeliśmy poszukiwane przez nas wielkie drzewo.



Chwilę potem, drogę nam przebiegło spore stado pokaźnych jeleni. Piękne! Jak konie w galopie! Szkoda, że nie zauważyliśmy ich wcześniej, to może zdążyłbym to uwiecznić.

Pojechaliśmy jednak dalej, przez kilka wiosek nad Regę do miejscowości Taczały


















Miejsca urokliwe i zapomniane. Takie jakie lubię najbardziej. Wróciliśmy bardzo ciekawą ścieżką przez legendarny podobno mostek na Sąpólnej.

Pierwszy mrozik

Wtorek, 12 października 2010 · Komentarze(0)
Pierwszy mrozik dziś złapał w paluchy z samego rańca. Zasadnicza część wycieczki odbyła się oczywiście po południu, kiedy to wracałem z pracy. Traska standardowa, z tym, że pojechałem terenem nad żwirownią. Przez to nieco krócej i szybciej.





Pojutrze dwudniowy urlop! :)
Ma padać :/