Dziś w Szczecinie nie padało i nawet prąd był, choć jak się okazuje nie wszędzie... Tak czy inaczej po południu wybrałem się z klikusem pojeździć po okolicach. Pokręciliśmy się najpierw po Lasku Arkońskim, Nie czuję się dobrze we wspinaczkach na podmokłych terenach, ale tam to momentami brodziliśmy w bagnach. Potem pojechaliśmy szosą do Niemiec: Szczecin->Dobra->Lubieszyn->Linken->Bismark-Loeknitz. Powrót do granicy tą samą trasą i potem przez Dołuje i Mierzyn do Szczecina.
Wrocław dostał wczoraj piękne baty :) Jechał tylko jak zawsze niezawodny Jason. A tak was właśnie laliśmy :)
Niestety podobne widoki mieli dziś tam na derbach w tej, hmm... No tej mieścinie bez tramwajów i rzeki. I bez czegoś takiego:
Do miasta i do Łubianki goniłem za cyklistami. Niestety dałem sobie spokój i wróciłem przez las koło leśniczówki w Wojcieszycach. Później trasa dom-PKS Gorzów i PKS Szczecin-stancja.
Ujście Warty. Chciałem z rana szybko skoczyć na rowerek, póki jeszcze w Gorzowie, no ale okazało się, że ktoś przestawił czas i musiałem się jeszcze bardziej pospieszyć
Na koniec jeszcze zafundowałem sobie podjazd góreczką za komfortem. Wjechałem na młynku :) Troszkę się dziś styrałem, wieczorem na salsie już nie czułem nóg.
Trasa: Gorzów->Bogdaniec->Nowiny Wielkie->Świerkocin->Oksza i trochę dalej, wałem w kierunku Słońska. Powrót tą samą drogą
Przyjechałem z ponurego Szczecina pojeździć u siebie. Pogoda zupełnie inna, widoki również. Tylko baterie siadły jak na złość i forma nie ta, co chwilę jakieś skurcze, kurczę. Czas najwyższy wziąć sie za siebie bo niedługo sezon maratonów.
Tylko to udało mi się zrobić. Tak z pośpiechem, a więc i lipa.
W końcu jakaś dłuższa wycieczka, ale coraz bardziej tracę nadzieję, że w tym roku cyknę jeszcze jakąś setuchnę. Forma całkowicie opadła, na dodatek po 50km jakieś skurcze mnie łapały. Jakby tego było mało 2 razy leżałem w tym raz w bajorze.
Wieczorem na myjce zauważyłem, że zgubiłem pompkę, a więc jest pretekst, żeby jutro ruszyć dupsko i ją poszukać.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)