Z Sentim wybrałem się pojeździć gdzieś po lasach. Wspólnie ustaliliśmy, że przydałoby się zaopatrzyć się w jakiegoś żubrzyka, więc pojechaliśmy do Łośna postanowienie wykonać. Potem na krzyżówce na Lipy skręciliśmy w prawo, gdzie jeszcze nigdy nie jechałem. Krążyliśmy tak lasami, ale wkrótce napotkaliśmy oznaczenia maratonu z Różanek i jakoś dziwnie wyjechało nam się znowu na krzyżówce do Łośna. Tak więc ponownie do Łośna i potem nad stawy skonsumować trofea
Tam zauważyłem co jest przyczyną moich ostatnich awarii, czyli spadania łańcucha z korby. Okazało się, że poza tym, że ząbki są już zajechane, także odłamał się jeden z nich. Koronki Sentiego vs. moje
Łańcuch to już ledwo się trzyma. Przy depnięciu się najzwyczajniej ślizga
Kółeczka tylnej przerzutki też już trochę zajechałem. Sentiego vs. moje
Potem jakoś leniwie pojechaliśmy za Lipy w stronę Dankowa, ale skręciliśmy w las. Odkryliśmy nowe całkiem przyjemne miejsca. Ogólnie jest tam dużo jezior i bagien. Drogi jak w całej okolicy stworzone są do śmigania rowerkiem.
Dojechaliśmy do Dankowa i skierowaliśmy się szosą do Barlinka. Jednak wkrótce skręciliśmy do Moczydła, także drogą, którą nigdy nie jechałem. Z Moczydła powrót do Gorzowa, ale drogą brukową i lasami niedaleko Mszańca.
Rano jak zwykle do pracy szerszeniem. Po południu miał być relaks, ale wyszło nie tak jak chciałem. Coś mi łańcuch spada z korby przy mocniejszym depnięciu i jakoś tak wstyd było jak na rondzie stanąłem przez to jak jakaś pipa. Za czwartym razem mało co nie wjechałem w dziewczynę na rowerze. W ogóle trochę się rozkojarzyłem, że nawet całkiem nieźle wymusiłem pierwszeństwo, co mogło się źle skończyć, z uwagi na fakt, że bez kasku jechałem. Poza tym to przednia lampka przestała działać, więc kolejny rowerowy wydatek mnie czeka.
Do pracy. Wczoraj okazało się, że dostałem przeniesienie na chemię i tyram obecnie pod auspicjami Królowej Elżbiety XIV. Efekt tego taki, że moje chwile wolne trwają krócej niż pierdnięcie, czyli że wstaje o 4:30, a wracam i tak jak zwykle. Dziś zastanowiłem się krótko nad swoją 10-letnią już karierą w tej firmie i dostrzegłem, psia krew, że potoczyła się ona dziwacznie i kuriozalnie: zaczynałem od komputerów, a kończę na szmacie. Co bardziej dziwne, ciągle słyszę od przełożonych, że mam się przyuczać do robienia tego i tamtego, tak jakby planowali za mnie, że zostanę u nich na zawsze. Panie i Panowie: ni chuja!
Do Sentiego i potem razem trochę pojeździliśmy lasami za Bogdańcem. Wszystko fajnie, ale nagle się ściemniło, a my wyjechaliśmy nie wiadomo gdzie, lecz dość daleko od domu. W związku z tym powrót szosą przez Tarnów i Wysoką do Gorzowa.
W końcu sobie porządnie pojeździłem lasami koło Mironic. Celowo dzisiaj nie zabrałem mapy i postanowiłem, tak jak dawniej, zapuścić się w puszczę i po niej pojeździć. Plan się powiódł w 100%. Odkryłem piękne miejsce, gdzie jakaś rzeczka przepływała wąwozem, tworząc swego rodzaju przełom.
Ktoś wie co to może być? Pełno tego było zakopane w ziemi. Wygląda to na jakieś cynkowe kubki, możliwe, że jeszcze z czasów wojny. Ale głowy nie dam.
Krążyłem tak 30km i na koniec tak jak planowałem wyjechałem na szosę do Szczecina krzyżówką na Dalsze. Jako, że było mi mało, a w Dalszych nigdy nie byłem to tam pojechałem.
Średniowieczny kościół w Dalszych, wielokrotnie obracany w ruinę i odbudowywany
W Dalszych dowiedziałem się, że jestem niedaleko Myśliborza, czyli to już inne województwo, ale pojechałem w przeciwnym kierunku, z racji tego, że Myślibórz jest be i fuj. Jak zwykle nie miałem pojęcia gdzie się znajduję, ale po drogowskazach wywnioskowałem, że niedaleko Dębna.
Po drodze pojechałem zobaczyć jeszcze pomnik litewskich lotników, którzy rozbili się tu w 1933roku podczas przelotu przez Atlantyk.
Skręciłem jednak na Gorzów bo już sie robiło późno, byłem trochę głodny i świeżo naoliwiony łańcuch zaczął skrzypieć, co mnie mocno wkurzało. I tak się dokulałem do chaty.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)