Wpisy archiwalne w kategorii

Meridka moja

Dystans całkowity:18112.11 km (w terenie 3394.80 km; 18.74%)
Czas w ruchu:1018:08
Średnia prędkość:17.79 km/h
Maksymalna prędkość:52.02 km/h
Liczba aktywności:428
Średnio na aktywność:42.32 km i 2h 22m
Więcej statystyk

Wczorajszy wpis chyba zdaje się

Niedziela, 25 maja 2008 · Komentarze(0)
Wczorajszy wpis chyba zdaje się być już nieaktualny. Pocisnąłem klikusa vel leżącą pałkę do Barlinka szosą. Średnia na trasie powyżej 30kmh. Tam poszwędaliśmy się trochę po Janowie, potem pipek jeszcze musiał zjeść kebaba i powrót tą samą trasą. Tym razem do rogatek Gorzowa nie schodziłem poniżej 32kmh. Fajnie. A wieczorem jeszcze do Lilki.


Oto jak się wygląda na trasie, gdy siwy ma kopa. Patrz: górnik

Wstałem o 4:30 żeby zdążyć na

Czwartek, 22 maja 2008 · Komentarze(0)
Wstałem o 4:30 żeby zdążyć na pociąg do Gorzowa. I co? I z samiutkiego rana dostałem w mordę od PKP. Najpierw kobita sprzedała mi bilet na inną trasę niż prosiłem. Potem na starcie, pociąg miał opóźnienie 25 minut, co oznaczało, że nie zdążę na przesiadkę w Kostrzynie. Ale muszę przyznać, że konduktorów mamy wspaniałych i specjalnie dla mnie zatrzymali tamten pociąg, żebym mógł spokojnie prawie na czas dojechać do domku. A wieczorem skoczyłem do Lilki.
Kategoria _Mini, Szczecin i okolice, Meridka moja
Dziś to już rozpadało się na dobre. Wycieczka na stację do Rajczy i do sklepu po Tyskie Książęce i Książ. Oba piwka dobre, dla mnie egzotyczne, bo niedostępne na Północy. Potem wiadomo - w tłoku pociągiem do Katowic. Połączenia rewelacyjne - żadnego w ciągu najbliższych kilku godzin do Poznania i wpadłem na pomysł, że pojedziemy do Wrocławia po Piasta.
Młynarz, kolego, spójrz jak pięknie przyozdobiłem lodówkę!


Muszę przyznać, że Piast jasny wystartował do wyścigu do gardła z pole position i stwierdzam, że to dobre piwko. Bardzo. Chętnie kiedyś po nie jeszcze pojadę do Wrocławia. Ba, jestem gotów się tam nawet dla niego przeprowadzić.

Rano pogoda nie dopisywała,

Sobota, 3 maja 2008 · Komentarze(0)
Kategoria _Midi, Meridka moja
Rano pogoda nie dopisywała, pomimo tego postanowiliśmy się gdzieś ruszyć. Wybór padł na Słowację i zasugerowano nam udać się do baru u Gity w miejscowości Navot. Dlaczego? To zaraz.
Do granicy podjazd. Dzisiaj jakoś nie mamy siły i kręcimy cały czas na młynku. Na granicy robimy postój półgodzinny, po raptem 13km jazdy. Nie chce nam się wstawać, bo zimno i ciągle pada, ale ostatecznie postanowiliśmy zjechać. Bardzo powoli, żeby nie zmoknąć. Na Słowacji zupełnie inny świat - słońce i sucho. Zajeżdżamy do polecanego baru po...

Kolorowe piwko - na dole svetly, a hora je cerna. 5zł za dwa.
Ciężko nam to pojąć i dajemy się namówić na jeszcze jedno cerne. Potem jedziemy do sklepu po pistacje i... piwko. Kelt - 1,5l za jakieś 4zł, które to skonsumujemy wieczorem.
Ale... po kolei. Niedługo po postoju robimy sobie znowu postój. Na wzniesieniu za miasteczkiem. Sielanka.


Stromy kręty zjazd, gdzie Senti wyciąga 62kmh i zalicza glebę. Troszkę się pozdzierał, ale ogólnie pozytywnie to przyjęliśmy :D
W następnym miasteczku kierujemy się na północ zielonym szlakiem, do granicy Z Polską. Bardzo miła i malownicza droga.


Docieramy do granicznego szlaku i staramy się znaleźć czarny, ale po polskiej stronie. Na przeszkodzie stoi nam strumień, znajdujący się kilkadziesiąt metrów poniżej. Jakoś się zdrapujemy i robimy prowizoryczną przeprawę z kamieni

No i jak już wspomniałem. wieczorem degustujemy zimny svetly lezak o vycapnej recepturze - Kelt.

Album zdjęć z majówki
Zdjęcia Sentiego

Nazajutrz okazało się, że

Piątek, 2 maja 2008 · Komentarze(0)
Kategoria _Midi, Meridka moja, Fajne
Nazajutrz okazało się, że foch dziewczyn to dużo poważniejsza sprawa niż myśleliśmy. Jak się obudziliśmy, to ich nie było. Padł pomysł typu: "dobra, pojedziemy, weźmiemy je na pizze". Ja z Sentim zostałem i wybraliśmy się w góry.
Najpierw czerwonym szlakiem z Rajczy na południe i tam już od razu fajny podjazd




Potem piękny zjazd


Potem podejście z Mładej Hory. Dużo podchodzenia


... i wjazd na Rycerzową Małą


Potem jeszcze cyk cyk na Rycerzową Wielką



Widok na Tatry


Następnie zjechaliśmy technicznym singletrackiem do Przegibka i czarnym szlakiem do Rycerki Górnej. Tam postanowiliśmy pojechać w kierunku Beskidu Granicznego, ale oczywiście się zgubiliśmy. Prawdopodobnie szlak był na tyle zniszczony, że mapa przestała być aktualna. W każdym bądź razie najpierw musieliśmy ostro targać rowery przez krzaki na jakąś górę, a potem zejście w błocie po kostki.
Ale jakoś dojechaliśmy po zachodzie słońca.


Wieczorem - wiadomo :)


Priorytetem na dzisiaj było zrobienie dwucyfrowej średniej :)

Album zdjęć z majówki
Zdjęcia Sentiego

Jedziemy na majówkę!

Czwartek, 1 maja 2008 · Komentarze(2)
Kategoria _Mini, Meridka moja, PKP Dziadostwo
Jedziemy na majówkę!
Aaaaaaale... najpierw PKP. Wsiadam w Szczecinie. Oczywiście barany nie przewidziały, że może przydać się wagon rowerowy w pociągu przez całą Polskę (nocny pociąg Szczecin-Przemyśl), więc ląduję w przejściu.
Już na początku podróży jakaś afera. Prawdopodobnie komuś coś ukradli i gdzieś tam na stacje ma policja przyjechać.
Potem pociąg przejeżdża przez Choszczno - trzy matoły totalnie nawalone wystawiają fakety i drą mordę do konduktora. Nie zrozumiałem co krzyczą bo się po prostu nie dało (coś a'la w utworze Kazika - T.R.W.A)
W Krzyżu dosiadają się kibole Stali. Poznałem wszystkie przyśpiewki i jako, że jestem z Gorzowa dostałem dwa piwka. W nagrodę macie chłopy fotę

W Poznaniu dosiada się do mnie Senti
Robi się tłok i oczywiście nie daje się już wejść przejściem gdzie stoję. Wiadomo, zawsze się trafi jakiś geniusz, który jak tylko otworzą się drzwi, drze ryja że nie ma jak wejść (to że ma śpiące niemowlę na rękach wydaje się nie mieć dla niego większego znaczenia). Na tej samej stacji wsiada burak wracający z Norwegii i od razu robi aferę, że szlachta (maszyniści, konduktorzy itd.) siedzą (w służbowym), a on nie. Nie odpuszcza im do końca mojej podróży, czyli jakieś 3-4 godziny. Co chwilę otwiera im przedział i każe dzwonić po policję, bo mu światło nie świeci (czyli łamany jest niby regulamin itd.) Pomysły mu się w końcu skończyły, gdy wsiadła policja i go uspokoiła. Potem się najebał z kibolami ze stali.
Do kibolów dołącza się łysy z Bytomia. Drą mordy razem. Potem wsiada jakiś pedzio. Nic nie mówi tylko szczerzy zęby do każdego. Za chwilę ktoś chce przejść przez drzwi między wagonami, gdzie stoją nasze rowery. Siłuje się z nimi, pomimo tego, że są zamknięte na kłódkę. Patrzę i oczom nie wierzę, próbuje je rozsunąć nogą. "Chodź i mi pomóż, bo sam nie daję rady" rzuca do mnie z miną pełną poświęcenia. Nie wiem czy płakać, ale śmiać mi nie wypadało.
Pedzio wysiada, żegnając się ze wszystkimi głośnym "Ciao!"
Miejsca coraz mniej, ale kolejka do sikania coraz większa. Ja sam stoję na nogach już jakieś 8 godzin. Robi się jasno i dojeżdżamy na Śląsk. Kibol z Bytomia już mocno podjarany, wali pięściami w co się da, także szybę od przedziału służbowego. Słychać tylko jego. Chyba wydaje ze 110 dB i nasi z Gorzowa się przy nim chowają. Ale twardo akompaniują "Zawsze i wszędzie, policja...". Nagle łysy rzucił propozycję, że wszyscy wybiegamy na dworzec w Zabrzu i "napierdalamy się do pierwszej pizdy". I nagle cisza. :) Chłopaki się uspokoili, tylko ten człowiek, który płaci podatki w Norwegii na PKP usiłuje coś tam wydusić. Co najmniej połowa wagonu miała ochotę mu - no przepraszam za określenie - pierdolnąć.
I tym sposobem wysiedliśmy w Katowicach, gdzie Robert ma swój sklep


Potem przesiadka do Rajczy. Oczywiście wagonu nie było, a rowerów co najmniej kilkanaście. U nas zmieściło się chyba siedem.


Ale było miło. Niektórzy pili piwko. Potem drugie. Potem trzecie...



... i zapomnieli przy wysiadaniu o bagażu z portfelem i dokumentami.

Ci bardziej trzeźwi, np. ja :), musieli po ten bagaż pojechać do Zwardonia, ale tam się okazało, że jednak w pociągu go nie ma, za to był już na komisariacie w Rajczy. Na szczęście Senti miał bagażnik i można było go jakoś upakować.

Tym sposobem dojechaliśmy do Chaty Chemików w Ujsołach, gdzie mieliśmy mieć zarezerwowane miejsca. Miejsc nie było, ale jakoś się upchaliśmy.

Po południu zrobiłem sobie mały podjazd na pobliską górkę. No może nie całą :)


Za to wieczorem to już tylko piwko, kiełbaski, piwko....


... i wielki foch dziewczyn.
A potem znowu piwko, trening wioślarzy i takie tam, o którym nie wypada mi wspominać :D


A być może nie wszystko pamiętam. W każdym bądź razie podobno ktoś z nas pracuje w diversie, kochamy wszystkie dziewczyny na około i chyba byliśmy skłonni im zrobić śniadanie. Nie wiem. Nie pamiętam. Nie z przepicia, ale powiedzmy z niewyspania (prawie 2 doby bez snu - mój rekord).

Pink Floyd na dobranoc


Album zdjęć z majówki
Zdjęcia Sentiego

Maraton Gryfa w Szczecinie.

Niedziela, 27 kwietnia 2008 · Komentarze(4)
Kategoria _Midi, Szczecin i okolice, Meridka moja
Maraton Gryfa w Szczecinie. Było ciężko, cieniutko ale pięknie!!! W M2 zająłem zdaje się 22/36. Hmm, trasa wspaniała, ale jeszcze nie mam wystarczającej techniki, żeby móc ją sprawnie pokonać. Na zjazdach, które były w większości singletrackami wszyscy mnie mijali. Za to podjazdy były moje. Mijałem się z grupką ludzi tak kilkakrotnie przez cały maraton. Oczywiście pierwsze okrążenie to zadyszka, drugie to potworne skurcze. Najgorzej było właśnie podczas przenoszenia rowerów przez zwalone drzewa. Tak mocno kłuły, że kilkakrotnie padałem na ziemię. Ale to jest przecież najpiękniejsze w tym sporcie!!! :D
Gratuluje klikusowi, ścigał się ostro i przyjechał 19 minut przede mną







Cudo!
Uwielbiam kwiecień.

Czwartek, 24 kwietnia 2008 · Komentarze(2)
Kategoria _Midi, Szczecin i okolice, Meridka moja, Fajne, Meridka Milenki
Cudo!
Uwielbiam kwiecień. Chętnie wstaję na ósmą na uczelnię - dojazd oczywiście rowerkiem. Tym chętniej się wstaje jak się ma świadomość, że o 10 już wolne.
Można wtedy na przykład zrobić objazd trasy maratonu, żeby sprawdzić jak rozłożyć siły. Gdzie jechać spokojnie, gdzie przyspieszyć. Tak też postanowiłem zrobić. Telefon do klikusa, oczywiście marudzenie, że zakwasy, no ale jak to klikus zdecydował się w 10 sekund.

Postanowiliśmy jechać wg mapki, którą sobie elegancko wydrukowałem. Nic na niej nie było widać. Dotarliśmy na start i tam już pod górę asfaltem do Jeziora Szmaragdowego. Potem jeszcze stromiej, już w terenie i jesteśmy kilkadziesiąt metrów wyżej. Ciężko mi będzie w tłoku tam lawirować. Nieco dalej jak zwykle się zgubiliśmy i w końcu pięknym żółtym szlakiem dojechaliśmy do Głazu Szwedzkiego


Znowu się zgubiliśmy i już powoli zapowiadało się że tę trasę olejemy. Tak też się stało. Dojechaliśmy do Głazu Grońskiego i później cudownym czarnym szlakiem przed siebie. Tym sposobem dotarliśmy do asfaltu i dalej do Kołowa







Następnie szutrowym zjazdem (cudo!) do Binowa i tam zgodnie z mapą zorganizowaliśmy sobie punkt żywnościowy - batoniki i woda. Szybko jednak doszliśmy do porozumienia, że trzeba kupić żubra i kiełbachę :) I cyk nad jeziorko. Ognisko, piwko, słońce, cisza :)



Zdumieni postanowiliśmy jechać dalej, o dziwo, zgodnie z trasą. Ale...
:)
Tak przecież nie można. Klikus postanowił skręcić "gdzieś", czyli tam gdzie nie było nikogo od czasu wymarcia mamutów.



Jakoś - nie wiem jak, udało nam się znaleźć ścieżkę, która doprowadziła nas do Szczecina. Na zakończenie czułem jeszcze niedosyt i pocisnąłem Autostradą Poznańską, ze średnią pewnie wyższą niż 35kmh.


Tak oto wyglądał nasz objazd trasy maratonu. Niewiele tej trasy objechaliśmy, więc taktyka taka jak zawsze - ciśniemy od startu. A jak!

Link do albumu z fotami

Trasa:
Na uczelnię i do ksero szerszeniem.
Szczecin->poznańską->las->las->las->Kołowo->Binowo->poznańską->Szczein

Co za dzień. Najpierw

Wtorek, 22 kwietnia 2008 · Komentarze(7)
Kategoria _Midi, Szczecin i okolice, Meridka moja, Meridka Milenki
Co za dzień. Najpierw standardowo, na wydział szerszeniem.
Po południu chciałem wyciągnąć Klikusa na rower i ten zgadał się z Adim. No... po Adim można wiele się spodziewać. Pojechaliśmy więc do Puszczy Bukowej. Na trasie poznańskiej średnia jakieś 35, potem pierwszy podjazd. Klikus został, ja staram się trzymać za Adim i cisnę. Prędkość najpierw 38kmh puls bliski maksymalnemu, a on mi jeszcze odjeżdża. No i sobie podarowałem gonitwę. Potem szybkie serpentynki. Wyciągnąłem ponad 54, Adi oczywiście jeszcze więcej i wyprzedził mnie klikus. Wiadomo jak to na zjeździe. Dopóki nie kupię sobie jakiegoś mniejszego amorka zawsze tak będzie. Tereny oczywiście piękne ale jakoś nie było czasu się zatrzymać na foty.
Zrobiłem tylko dwie. No nie mogłem się powstrzymać



Bilans wycieczki
-znowu gdzieś na dziurach zgubiłem lampkę, taka fajna była
-oczywiście kapeć, ale dało się jechać.
-Średnia z tej trasy wyszła pewnie około 26-27kmh

Powrót trasą przez basen górniczy. Aż wstyd opowiadać ile przepisów się złamało.

No i co tu mówić. Adi to jak dla mnie nie ta liga :) Ale fajnie i zapas sił jakby co to jeszcze mam. Kondycję sprawdzę w niedzielę.

Szczecin Autostradą Poznańską->Binowo->Kołowo->Szczecin przez Basen Górniczy