Najpierw szerszeniem do Netto. A potem z klikusem potargaliśmy setuchnę. Pogoda, już tradycja - nijaka, ale jakoś się pofatygowaliśmy traską: Szczecin->Pilchowo->Tanowo->Dobieszczyn->Myślibórz Wielki->Nowe Warpno->Dobieszczyn->Tanowo->Pilchowo->Szczecin Fotek nie robiłem, bo jakoś się nie chciało. Tylko taka, pokazująca, że Warpno wiśnią stoi. Nic dziwnego, w końcu cola 2 litrowa kosztuje tam 5,70, a ludzie mający na pierwszy rzut oka niewiele wspólnego z kolarstwem jeżdżą cannonami z leftym :/
W domku zastosowałem eksperymentalną kurację - wanna z gorącą wodą + zimny żubrzyk. Leżałem grubo ponad godzinę :D
Normalnym rowerem wyszło mi: 101,00km w czasie 4,08 ze średnią 24,41. Całkiem nieźle. Lecę na grilla :D
Dziś w Szczecinie nie padało i nawet prąd był, choć jak się okazuje nie wszędzie... Tak czy inaczej po południu wybrałem się z klikusem pojeździć po okolicach. Pokręciliśmy się najpierw po Lasku Arkońskim, Nie czuję się dobrze we wspinaczkach na podmokłych terenach, ale tam to momentami brodziliśmy w bagnach. Potem pojechaliśmy szosą do Niemiec: Szczecin->Dobra->Lubieszyn->Linken->Bismark-Loeknitz. Powrót do granicy tą samą trasą i potem przez Dołuje i Mierzyn do Szczecina.
Wrocław dostał wczoraj piękne baty :) Jechał tylko jak zawsze niezawodny Jason. A tak was właśnie laliśmy :) Niestety podobne widoki mieli dziś tam na derbach w tej, hmm... No tej mieścinie bez tramwajów i rzeki. I bez czegoś takiego:
Do miasta i do Łubianki goniłem za cyklistami. Niestety dałem sobie spokój i wróciłem przez las koło leśniczówki w Wojcieszycach. Później trasa dom-PKS Gorzów i PKS Szczecin-stancja.
Stówka z klikusem. Pojechaliśmy do Barlinka, głównie lasami.
Osobliwość nr 1: Śniadanie klikusa. Już więcej go do sklepu nie puszczę. Tyle rzeczy co on kupił, nie zjadam przez weekend. W międzyczasie skoczył jeszcze do mięsnego po kiełbachę. Oczywiście nie dał rady wszystkiego zjeść i musiałem pomóc, co nie było zbyt dobrym pomysłem jak się później okazało. W każdym bądź razie za dużo nawet na dwóch.
Oczywiście zajechaliśmy na bulwar, bo nam się pół bułki ostało. Nie jest tak łatwo pstyrykaczem, który ostrość łapie po sekundzie
Później skoczyliśmy na jakieś osiedle w Barlinku, gdzie mają całkiem fajny kompleks sportowy, ale nie tylko sportowy jak się okazało, gdyż znajduje się tam... Osobliwość nr 2: Kapliczka na boisku szkolnym
Następnie pojeździliśmy po lasach w Barlinku. Fotka klikusa. Pozwoliłem sobie odpowiednio ją wykadrować Cudowna ścieżka nad Jeziorem Barlineckim
Spójrz! Na lewo. Widzisz? Oto drzewo... Markowe...
Osobliwość nr 3: Zrośnięta sosna z drzewem liściastym. Kiedyś już ją widziałem, ale nie mogłem odnaleźć. Przez nią mało co się nie wywaliłem i ledwo co Klikus też (przeze mnie). Zresztą dzisiaj to wybroniłem się z co najmniej 4 kryzysowych sytuacji.
No a to już wiosna w Gorzowie
Link do albumu Trasa: Gorzów->Wojcieszyce->Łośno->Lipy->Moczydło->Barlinek->Moczkowo->Lipy->Łośno->Kłodawa->Gorzów
Nie jest tak źle z moją formą jak myślałem. Co prawda do Krzęcina wiatr w plecy i słońce ale potem trzeba było jechać w przeciwną stronę, a dodatkowo nie wiadomo skąd pojawiły się chmury. Na szczęście strategia powrotu przez szosy leśne zadziałała i wiatr w ryja dawał ostro tylko przez jakieś 10km. Swoje też zrobiła Pepsi, bo bez tego pewnie bym był jeszcze w trasie.
Manhattan-Klodawa-Łośno-Lipy-Moczydło-Krzynka-Barlinek-Moczydło-Lipy-Łośno-Kłodawa-Manhattan Przesada. Dawno tak wypruty nie bylem. Zjadlem nawet pierogi.
Ostatni dzień nazywa się ostatnim, bo pogoda znów się popsuła i postanowiliśmy wracać. Byliśmy też zmęczeni. Dojechaliśmy do Rozdroża, a potem zaczęło padać i wróciliśmy. Zdaje się szoską z Jakuszyc.
Tego dnia pojechaliśmy byle gdzie, właściwie trafiliśmy na czarny szlak Trójki. Najtrudniejszy. Faktycznie był trudny. Będę musiał to jeszcze kiedyś zweryfikować, bo na zdjęciach wygląda arcyciekawie. Próżno takiego szukać w mojej okolicy.
Pojechaliśmy do Karpacza i dokąd miało się dać na drodzę na Śnieżkę. Poznałem smak kolarki, to znaczy jeszcze go nie poznałem, ale już wiedziałem, że to fajna sprawa. Na podjeździe przed miastem, gdzie się ostro z Sentim męczyliśmy, śmignął nam jakiś biker. Łydy to on miał wielkości moich udek, więc goniłem go tylko przez 20 metrów... po czym się poprułem i zdechłem.
Pogoda niestety tego dnia się psuła, ale zdołaliśmy dojechać do Schroniska Samotnia. Jako że ubrani byliśmy w fifki i rafki, wyżej nie dalibyśmy rady. Zjeżdżało się fajnie. Wytrzęsło mnie ostro, a łańcuch tak walił na kocich łbach, że tłumy na szlaku rozsuwały się już 50m przede mną.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)