Wpisy archiwalne w kategorii

Nowogard i okolice

Dystans całkowity:9253.46 km (w terenie 1145.00 km; 12.37%)
Czas w ruchu:510:09
Średnia prędkość:18.10 km/h
Maksymalna prędkość:52.02 km/h
Liczba aktywności:215
Średnio na aktywność:43.04 km i 2h 23m
Więcej statystyk

Ciężki dzień

Niedziela, 16 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Dzień jak nie co dzień. O 7:30 wyłączyłem budzik i poszedłem spać, bo się okazało, że nie ma co wstawać i jechać setki z powodu deszczu. Godzinę później dostaliśmy telefon o sytuacji wyjątkowej, która na szczęście skończyła się pomyślnie. Później półtorej godziny drzemki i o 13:00 obudziłem się z mułem, że nigdzie nie pojechałem. Walczyłem z sobą jakiś czas, ale nie minęły trzy kwadransy i już byłem gotów. Tyle, że okazało się, że wczoraj złapałem kapcia.

Wziąłem więc konia Milenki, przełożyłem SPDy i wybrałem się w standardowym kierunku. Niestety, Milenka dziś ze mną ruszyć się nie mogła, bo jak to u nauczycieli bywa, niedzielę się święci, tfu, poświęca na sprawdzanie klasówek w liczbie pięćdziesięciu sztuk. Jeżeli jeszcze ktoś myśli, że nauczyciele dostają pieniądze za nic, to proszę sobie wyobrazić sprawdzanie cały dzień wypracowań, gdzie zamiast "ciężko" piszą "cięskom" itp.

Wracając do wycieczki, z początku cięskom się jechało. Trzeba zrobić przegląd rowerków, ale to może w marcu. W Dobrej już się rozjechałem, więc postanowiłem, że pocisnę do Tuczy nad jeziorko. Sam dojazd na plażę przypomina strumień, sięgający wpiętych butów. Nie obyło się od zamoczenia, na szczęście lekkiego. Na Woświnie jeszcze gruba warstwa lodu, bo przechadzają się po nim wędkarze.

Powrót to dzidowanie ile sił w łydach. Fajnie się jeździ na tym stalaku, mam do niego jakiś sentyment. Dziś bez fot bo nie było do tego jakoś okazji.

Szarówka

Sobota, 15 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Za oknem choć ciepło, to jednak jakoś szaro. Nie chce się wychodzić z ciepłego wyrka, mimo wszystko jednak razem z Milenką się przemogliśmy. Zaowocowało to przejażdżką do Dobrej.

Wygrałem!

Wtorek, 11 stycznia 2011 · Komentarze(14)
Jak niektórzy zauważyli, tak się jakoś złożyło, że w styczniowym bikeBoardzie pojawiło się moje zdjęcie z tej wycieczki. Wygrało się bowiem w konkursie miesiąca. Spodziewałem się jednak, że wygra fota z prawego dolnego rogu.

Więcej info na stronie bikeBoardu (klik na zdjęcie) lub w styczniowym wydaniu.



Dzisiejszy przejazd taki jak ostatnio. Ta sama odległość, prawie ten sam czas. Tylko wyjechałem jak już było zupełnie ciemno, bo o 19:00. Ale jechało się bajecznie.

Na początek

Niedziela, 2 stycznia 2011 · Komentarze(2)
Na początek, późnopopołudniowy przejazd do Dobrej, co by sezon też był dobry. Jechało się nieźle, chociaż z powrotem mało nie zamarzłem.

Piknie!

Niedziela, 19 grudnia 2010 · Komentarze(7)
Przejażdżka na niedzielny podwieczorek. Walka ze śniegiem, jak za dawnych lat.



Po drodze spotkałem Sebastiana, który niczym gladiator wracał z bitwy pod Dobrą.



Wraz z zachodem słońca, pojawiła się gęsta mgła. Dlatego też skręciłem z oblodzonej szosy na Dobrą, na szosę przez Wierzbięcin Kolonię do Ostrzycy.



Mróz (jakieś -14 stopni) piekł w uda, ale postanowiłem wrócić pożarówką przez las.







Dziś widoki były rewelacyjne. Szkoda, że zdjęcia się nie udały, ale też nie chciałem narażać sprzętu, bo momentalnie wszystko pokrywało się szronem.

Lodzik

Środa, 15 grudnia 2010 · Komentarze(0)
To sobie z Sebą pojeździliśmy. Prawie 7 kilometrów w 42 minuty, oznacza tylko tyle, że na jezdni lód. Nie leżałem, ale majtałem się przez całą szerokość pasa.



Teraz wiem, po co są kolce. Milenki rowerek niestety nie na takie warunki. Do tego niby fajna lampka nie daje rady w -15 stopniowym mrozie. Zresztą, my też.

Tytanowy nabytek

Niedziela, 5 grudnia 2010 · Komentarze(1)
Dzisiaj ze shrinkiem wybraliśmy się do lasu. Śniegu dużo to i frajda miała być nawet. Dlatego też pomyślałem, że wezmę tylko mały plecaczek, a aparat zostawię w domu. Oczywiście było to błędem, bo w lesie zimą jest zajebistnie. Dlatego focisze tylko u Sebastiana.

Śmignęliśmy razem przez Czermnicę, nad jeziorka. Potem lasem tachaliśmy się przez zaspy, gdzie całkiem nieźle mnie zarzucało. Na tyle, że Sebastian zdążył mi kilka razy uciec. Hmm, wczoraj założyłem na przód conti survivale i nie powinno być źle. Chyba powinienem przyzwyczaić się do nowych warunków jeszcze przez kilka dni.

Lasem dojechaliśmy do szosy na Błotno, a następnie do Błotna obejrzeć wielkiego dęba. Powrót przez Trzechel i Czermnicę.

W Nowogardzie, kiedy Sebastian pojechał już do domu, napotkałem Milenką, która szła akurat na spacer. Wybrałem się więc i ja. Stąd też taka średnia.

Ale ale... od jakiegoś czasu marzyłem sobie o tytanowym bike'u. Nie wiem dlaczego ten materiał mnie aż tak pociąga, ale ma coś z magii :D Pomijając wytrzymałość, najfajniejsze jest to, że praktycznie nie koroduje. Dlatego też, ten obskurny lakier...



chcę wyszkiełkować, tak żeby powstało satynowe wykończenie, ciemniejsze niż po po szczotkowaniu.

Co cieszy, ramka ma poziome haki, bo chciałbym mieć prosty rowerek, bez tych wszystkich przerzutek, kaset itd. Wyjdzie z tego prawdopodobnie singlespeed albo ostre. Się zobaczy.



Kolejny plus taki, że do ramy dołączony był suport Campagnolo Chorus.



Przede mną pewnie co najmniej rok kompletowania rzeczy. Najpierw chciałbym znaleźć jakiś ciekawy karbonowy widelec ahead na 1 cal i stery.

Jakieś propozycje co do innych części?

Może ktoś wie, gdzie w Szczecinie można zlecić szkiełkowanie?

Terrren

Niedziela, 28 listopada 2010 · Komentarze(1)
Łojojoj, ale mi się chciało na rower. To i pośmigałem. Mróz siarczysty i słońce, ale ciepło się ubrałem i było spoko. Zwłaszcza filcowe wkładki plus ocieplacze się sprawdzają o tej porze roku. Kto marznie, temu polecam...

Z początku szybko poleciałem szosą do Karska, tak ze średnią 27km/h. Zajechałem do drzewa, a potem powrót i do Zielonej Kuźni. Chciałem dojechać do mostku na Trzechelskiej Strudze, tyle że się pogubiłem. Dzięki temu pośmigałem troszkę po pięknym lesie.





Dojechałem do szosy na Trzechel i skręciłem jeszcze troszkę w las nad jeziorka czermnickie.



Powrocik był ciężki bo opadłem z sił i nie miałem już energii na ciśnięcie.

W poszukiwaniu guza

Sobota, 13 listopada 2010 · Komentarze(2)
Co dzisiaj?

Najpierw gleba z nurkowaniem w kałuży. Jesienne ścieżki są na tyle zdradzieckie, że spod warstwy liści i wody nie widać krańca kostki brukowej. W efekcie wylądowałem w dość głębokiej kałuży, przez co but był cały przemoczony, spodnie i kurtka, a jakże! Szczęśliwie plecak foto przeżył.

No właśnie. Po co go zabrałem? Sam nie wiem, taka słota, że odechciewa się wszystkiego. Balast 5 kilowy na takim dystansie, faktycznie jest balastem. Zbędnym.

Później było dużo śmigania po lesie. Zmęczyłem się jak w poniedziałek w pracy, z tym że fizycznie, psycha dziś odpoczywała. Pokręciłem się tu i ówdzie, w poszukiwaniu okularów (nadzieja matką głupich). I tym razem planowo wyjechałem w Radzimiu. Krótki śmig szoską i ponownie do lasu. Tam zrobiłem pętelkę i dość zaskakująco wylądowałem na szosie do Reska.



Było już około pierwszej, więc trzeba było nadgonić czas. Dojechałem do Reska, a później już poważnie wymęczony zrobiłem pętelkę wzdłuż opuszczonego lotniska. Szoską dojechałem do obskurnych Płot, czy tam Płotów. Tam, nie mogłem znaleźć duktu do Potulińca i za karę zrobiłem rundkę asfaltem przez Łęczną do Wołowca. Wystarczyło tylko skręcić w lewo a nie prawo...

Ale tam. Ciemno sie robi, a przede mną jeszcze z 15 km. Na szczęście przez Miętno do Nowogardu droga już prosta. Na koniec dokręcenie ostatniego kilometra. Ledwo, ledwo. Dojechałem.



Dzisiejsza stówka chyba jedna z najcięższych.