Krótko

Wtorek, 10 maja 2011 · Komentarze(0)
W ramach sklejania dętki i schnięcia łatki, kulnąłem się po cywilnemu. Nie trzeba się szykować teraz godzinę, żeby wyjść, więc krótka przejażdżka nie zaszkodzi.

Zaraz za działkami odbiłem w polne uliczki mojego miasta, gdzie trochę pokrążyłem. Później Nadtorową i lasem pomknąłem do wsi gdzie jeszcze mnie nie było, czyli Gardna. Zadupie aż miło. Przecięcie trasy na Szczecin i dojechałem nad jeziorko. Chciałem objechać je dookoła, ale nie wiem czy przez obwodnice się to teraz da zrobić, najpewniej tak. W każdym bądź razie się wróciłem, i dobrze, bo traska po drugiej strony brzegu jest rewelacyjna - singiel z przeszkodami, kładkami. I chyba kupie sobie w przyszłym roku wędkę, bo miejsca tam są rewelacyjne.

Pod koniec jakiś młody, nieznany mi kolo, streścił mi jeszcze zawartość dzisiejszego dnia i swoje plany na jutro. Ot tak, bez żadnego cześć nawet:
-A jadę z roboty, trzeba zjeść kolację i spać, bo jutro rano na badania. Dobra, na razie!

Pełna integracja z miejscowymi :)

Duża pętla Błotno

Wtorek, 10 maja 2011 · Komentarze(0)
Wieczorna pętla na rowerze Milenki, bo mój, jak się okazało, nadal stoi z kapciem.
Po przełożeniu SPDów, całkiem fajnie się jeździ na tym sztywniaku.

Traska przez wiochy:Nowogard->Karsk->Dąbrowa->Grabin->Błotno->Trzechel->Czermnica-> Strzelewo->Świerczewo.

Fajnie zielono, fajnie ciepło i cichutko. Dobrze, że się przeprowadziłem do Nowogardziku :)

Bujanko

Niedziela, 8 maja 2011 · Komentarze(0)
Krótkie wieczorne bujanko z Milenką. Traska standardowa, ulubiona, bo do Czermnicy szosą. Potem skręt do lasu nad jeziorka.

I tu małe zdziwko, bo zrobili użytek ekologiczny. Nowa piękna tablica i regulamin, mówią, żeby dbać. Nad samym jeziorkiem jakaś parka wyprowadza psy. Srają prawie do jeziora. Ot, Polska.

Śmig, śmig, jesteśmy po drugiej stronie brzegu i jedziemy w kierunku mostku. Oczywiście zakaz wjazdu, bo się przecież drzewo zwaliło. I drugie zdziwko. Zawalidroga usunięta, mostek naprawiony, a zakaz pozostał. Nieco dalej kolejna przeszkoda, w jednym miejscu powalone zapewne przez wichurę 4 świerki.

Fajne lasy teraz. Buczyna taka jaśniutka aż miło. Z pośpiechu zapomniałem zabrać aparatu no i tu kibel trochę.

Ze shrinkiem

Sobota, 7 maja 2011 · Komentarze(1)
Namówiłem shrinka na wieczorny przejazd do byle gdzie. Pokusa była ogromna, bo od tygodni nosiłem się z naprawą sprzętu.

I tak tydzień minął na rozbrajaniu piasty i suportu HT2. Potem szukanie łożysk i składanie. Na majówce koło chodziło pięknie, gdyby nie to, że obręcz trzeba koniecznie wymienić. Nowa leżała od 2 miesięcy w pokoju, po czym okazało się, że w wyniku zmęczenia (chyba) zamówiłem na 36 otworów, a nie na 32. Ostatecznie kupiłem Mavica xm 317 w Synkrosie, bo szkoda mi było marnować czas. Na zaplataniu i centrowaniu spędziłem ze 2 popołudnia.

Ale wszystko chodzi jak należy!!! Kółeczko się kręci na nowiuśkich FAGach. Powinno przetrzymać jeszcze troszkę. A wszystko to zrobione własnymi spracowanymi dłońmi, bo jak mawiał dr Olech: "Inżynierowie - technologiczni Rambo". Żadnej pracy się nie boją.

Teraz tylko jeździć i jeździć. A wycieczka całkiem przyjemna. Najpierw do Orzechowa, a potem w las.

I powrót...

Wtorek, 3 maja 2011 · Komentarze(0)
I powrót z majówki. Za bardzo rowerowa to ona nie była, ale liczy się fun, i że człowiek wypoczęty, i szczęśliwy. Traska: Łoźnica->Czermnica->Strzelewo->Świerczewo->Nowogard.

Po Niemcach

Niedziela, 1 maja 2011 · Komentarze(1)
W ramach majówki w Świnoujściu, kopnęliśmy się z Milenką po cesarskich kurortach Niemiec. Pogoda może i piękna, ale było "piekielnie" zimno, tak że w sumie mogłem zabrać jakieś dłuższe spodnie. No nic, nauczka na następny rok.

A u Niemców jakoś inaczej. Lasy czyste, drogi równe, ścieżki rowerowe wszędzie, szlaki oznakowane. Nawet teren całkiem wymagający.

Z wiekiem jednak człowiekowi odchodzi chęć śmigania dla samej frajdy, na rzecz pojechania coś przegryźć. A zjedliśmy nie byle co - jako, że nad morzem, to rybka musi być. W postaci kanapki z paprykarzem ale zawsze to ryba.



Frajda z żarcia niesamowita. Trzeba się cieszyć z byle czego, jak się nie ma formy na rower.

BTW, wiesz Guciu jak rozdzielić jabłko na połowy. Kurczę... cholera... Qrw...
...a, zjem sama.



Żeby nie było, że nie jechaliśmy, to oto dowód. Nad morzem i podjazdy 16-procentowe. Milenka cisnęła jak dzida i dała radę!



Tym sposobem dojechaliśmy do Koserow. No i powrót, bo mało że zimno to jeszcze święto i żadnego browarka nie kupiliśmy. A czaiłem się na Erdingera...

Do shrinka

Wtorek, 26 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Trzecia przejażdżka w kwietniu. Właściwie, nie pamiętam już jak się jeździ. Dziś tylko krótki wypad do shrinka po duże imbusy, które się i tak nie przydały w rozbiórce bębenka, bo okazało się, że wystarczy kawałek uniwersalnej ławeczki w siłowni. Posłużyła mi ona do wybicia łożysk i odkręcenia nakrętki.

1,5 godziny smarowania i układania kulek się opłaciło. Bębenek znów chodzi cichutko. Jeszcze tylko nowe łożyska i prowizorka gotowa. Czyli, że można będzie przez kolejny rok jeździć na pogiętej obręczy, dopóki nie będzie czasu na wymianę na nową, która notabene leży w pokoju.

PS: Na rowerze Milenki mało co gleby nie zaliczyłem, taki złom.

Kwietniowa 150

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Wczoraj umówiłem się z Sebastianem na jakiś dłuższy wypadzik. SMSowo uzgodniliśmy dystans 130km. Shrink dał mi zielone światło na wybór trasy.

A trasa elegancka - przez Golczewo i Wolin, pocisnęliśmy do Wisełki. Zaskoczyło nas tempo - w Wisełce na plaży miałem 27,4km/h. Prosiłem Sebastiana, żeby w Golczewie nieco zwolnić, bo później nam to wyjdzie bokiem, ale prędkość jeszcze wzrosła. Stwierdziliśmy, że chyba pomagał nam wiatr, bo momentami, na zakrętach ostro nam wiało w czoło.

W Wisełce zaproponowałem, że pojedziemy plażą do Dziwnowa. Jechałem już tak kiedyś i przyznam, że to całkiem niezła frajda. Sebastian jak zwykle marudził, że się nie da itd. 15 minut gadaliśmy i się chłopak przekonał :) I się dało! :D Natomiast, pełne słońce, temperatura i zupełny brak wiatru troszkę nas sponiewierały.

Punktem kulminacyjnym było przejście przez kałużę - nieodłączny element każdej udanej wycieczki. Sebastian chciał się wykręcić, wrócić, ściągnąć skarpetki, itd., zamiast po prostu przejść jak Mojżesz przez wodę. Z drugiej strony, co mielibyśmy później wspominać? Krótki argument typu: "prawdziwy mężczyzna..." poskutkował błyskawicznie - kolega dał się przekonać :D

Efektem jest zajebiste zdjęcie, zrobione przez shrinka, na które dostałem pozwolenie na publikację. Dzięki Seba!



W Dziwnowie, rumaki trzeszczały od piachu niemiłosiernie. Zajechaliśmy do Wietnamczyka na kabab, żeby mieć paliwo na powrót. Słusznie przypuszczaliśmy - powrót był pod wiatr. Masakryczny wiatr.

Po drodze spotkałem jeszcze kumpla z pracy, który cisnął gdzieś ze znajomymi.

Dojechaliśmy do Golczewa, gdzie czekał na nas Wiktor, który pociągnął nas do samego Nowogardu. Fajny wypad, trzeba to powtórzyć niedługo.

Seba, może stówka w leśnym terenie? :)