Wpisy archiwalne w kategorii

_Mini

Dystans całkowity:11653.34 km (w terenie 1466.42 km; 12.58%)
Czas w ruchu:700:47
Średnia prędkość:16.60 km/h
Maksymalna prędkość:50.22 km/h
Liczba aktywności:536
Średnio na aktywność:21.74 km i 1h 18m
Więcej statystyk

Jedziemy na majówkę!

Czwartek, 1 maja 2008 · Komentarze(2)
Jedziemy na majówkę!
Aaaaaaale... najpierw PKP. Wsiadam w Szczecinie. Oczywiście barany nie przewidziały, że może przydać się wagon rowerowy w pociągu przez całą Polskę (nocny pociąg Szczecin-Przemyśl), więc ląduję w przejściu.
Już na początku podróży jakaś afera. Prawdopodobnie komuś coś ukradli i gdzieś tam na stacje ma policja przyjechać.
Potem pociąg przejeżdża przez Choszczno - trzy matoły totalnie nawalone wystawiają fakety i drą mordę do konduktora. Nie zrozumiałem co krzyczą bo się po prostu nie dało (coś a'la w utworze Kazika - T.R.W.A)
W Krzyżu dosiadają się kibole Stali. Poznałem wszystkie przyśpiewki i jako, że jestem z Gorzowa dostałem dwa piwka. W nagrodę macie chłopy fotę

W Poznaniu dosiada się do mnie Senti
Robi się tłok i oczywiście nie daje się już wejść przejściem gdzie stoję. Wiadomo, zawsze się trafi jakiś geniusz, który jak tylko otworzą się drzwi, drze ryja że nie ma jak wejść (to że ma śpiące niemowlę na rękach wydaje się nie mieć dla niego większego znaczenia). Na tej samej stacji wsiada burak wracający z Norwegii i od razu robi aferę, że szlachta (maszyniści, konduktorzy itd.) siedzą (w służbowym), a on nie. Nie odpuszcza im do końca mojej podróży, czyli jakieś 3-4 godziny. Co chwilę otwiera im przedział i każe dzwonić po policję, bo mu światło nie świeci (czyli łamany jest niby regulamin itd.) Pomysły mu się w końcu skończyły, gdy wsiadła policja i go uspokoiła. Potem się najebał z kibolami ze stali.
Do kibolów dołącza się łysy z Bytomia. Drą mordy razem. Potem wsiada jakiś pedzio. Nic nie mówi tylko szczerzy zęby do każdego. Za chwilę ktoś chce przejść przez drzwi między wagonami, gdzie stoją nasze rowery. Siłuje się z nimi, pomimo tego, że są zamknięte na kłódkę. Patrzę i oczom nie wierzę, próbuje je rozsunąć nogą. "Chodź i mi pomóż, bo sam nie daję rady" rzuca do mnie z miną pełną poświęcenia. Nie wiem czy płakać, ale śmiać mi nie wypadało.
Pedzio wysiada, żegnając się ze wszystkimi głośnym "Ciao!"
Miejsca coraz mniej, ale kolejka do sikania coraz większa. Ja sam stoję na nogach już jakieś 8 godzin. Robi się jasno i dojeżdżamy na Śląsk. Kibol z Bytomia już mocno podjarany, wali pięściami w co się da, także szybę od przedziału służbowego. Słychać tylko jego. Chyba wydaje ze 110 dB i nasi z Gorzowa się przy nim chowają. Ale twardo akompaniują "Zawsze i wszędzie, policja...". Nagle łysy rzucił propozycję, że wszyscy wybiegamy na dworzec w Zabrzu i "napierdalamy się do pierwszej pizdy". I nagle cisza. :) Chłopaki się uspokoili, tylko ten człowiek, który płaci podatki w Norwegii na PKP usiłuje coś tam wydusić. Co najmniej połowa wagonu miała ochotę mu - no przepraszam za określenie - pierdolnąć.
I tym sposobem wysiedliśmy w Katowicach, gdzie Robert ma swój sklep


Potem przesiadka do Rajczy. Oczywiście wagonu nie było, a rowerów co najmniej kilkanaście. U nas zmieściło się chyba siedem.


Ale było miło. Niektórzy pili piwko. Potem drugie. Potem trzecie...



... i zapomnieli przy wysiadaniu o bagażu z portfelem i dokumentami.

Ci bardziej trzeźwi, np. ja :), musieli po ten bagaż pojechać do Zwardonia, ale tam się okazało, że jednak w pociągu go nie ma, za to był już na komisariacie w Rajczy. Na szczęście Senti miał bagażnik i można było go jakoś upakować.

Tym sposobem dojechaliśmy do Chaty Chemików w Ujsołach, gdzie mieliśmy mieć zarezerwowane miejsca. Miejsc nie było, ale jakoś się upchaliśmy.

Po południu zrobiłem sobie mały podjazd na pobliską górkę. No może nie całą :)


Za to wieczorem to już tylko piwko, kiełbaski, piwko....


... i wielki foch dziewczyn.
A potem znowu piwko, trening wioślarzy i takie tam, o którym nie wypada mi wspominać :D


A być może nie wszystko pamiętam. W każdym bądź razie podobno ktoś z nas pracuje w diversie, kochamy wszystkie dziewczyny na około i chyba byliśmy skłonni im zrobić śniadanie. Nie wiem. Nie pamiętam. Nie z przepicia, ale powiedzmy z niewyspania (prawie 2 doby bez snu - mój rekord).

Pink Floyd na dobranoc


Album zdjęć z majówki
Zdjęcia Sentiego

Przejażdżka po energetycznym kataklizmie

Wtorek, 8 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
Przejażdżka po energetycznym kataklizmie w Szczecinie. Zupełnie inne miasto. Nie dość, że zasypane śniegiem w kwietniu, to jeszcze na ulicach pusto, zajęć na uczelniach nie ma, do pracy też prawie nikt nie chodzi, sklepy pozamykane (oprócz tych monopolowych - nie trzeba pracować to ludzie co innego mogą robić?). Szkoda, że już wszystko działa, tak by mnie ominęło 8 godzin na uczelni.
Swoją drogą, ciekawe, jakie straty miały zakłady w Policach, pewnie idą w milionach. Wykładowca mówił nam na zajęciach, że wystarczy stosunkowo lekkie tąpnięcie napięcia, żeby cała partia poszła na straty, a przywracanie linii produkcyjnej i jej oczyszczanie trwa około 3 dni jak dobrze pamiętam.

Na Wydział i wieczorem

Czwartek, 3 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
Na Wydział i wieczorem do Michała. Powrót wieczorem miał być przez cmentarz, jednakże zanim dojechałem do krańca, brama była już zamknięta. Z powrotem okazało się że wjazdową bramę też zdążyli mi zamknąć. I w ten sposób mało co tam nie nocowałem :)

Ulubiony miesiąc się zaczął.

Wtorek, 1 kwietnia 2008 · Komentarze(2)
Ulubiony miesiąc się zaczął. I zamiast wstać wcześniej na rower, wolałem pospać. Zmieniłem klocki hamulcowe, bo po poprzednich został sam metal, kupiłem linkę do nowej przerzutki, a potem ruszyłem tyłkiem i pognałem na wydział. Tam standardowo zatankowałem pepsi żeby nie przysnąć jak mi się to zdarza ostatnio. Po wykładzie przejażdżka po okolicach Głębokiego i Lasku Arkońskiego i całkowicie się zdziwiłem. Dziesiątki osób na rowerkach. Rekreacja pełną gębą. A to ktoś biega, a to fika, tu jedzie pan, tam dwie dziewczyny i same piękne :) No i te chodziarki... Boże... sport widowiskowy niezmiernie, aż ciężko się skupić na drodze. Szczupluteńkie, opalone i tak chodzą i pupka na lewo, na prawo, na lewo, na prawo... Widoki cudne, słoneczko, ptaszki śpiewają, drzewa kwitną a ja znowu zapomniałem aparatu :/
Z powrotem zajechałem do klikusa, a potem do sklepu po chlebuś razowy, cytrynkę i maślaneczkę. Uśmiechnąłem się do pani Basi sklepowej i do domku. Postanowiłem się zdrowo odżywiać, więc walnę dziś chyba browarka.

No pointa z tego taka, że trzeba przywieźć prawdziwy rower żeby poszaleć troszkę w końcu.