W ramach sklejania dętki i schnięcia łatki, kulnąłem się po cywilnemu. Nie trzeba się szykować teraz godzinę, żeby wyjść, więc krótka przejażdżka nie zaszkodzi.
Zaraz za działkami odbiłem w polne uliczki mojego miasta, gdzie trochę pokrążyłem. Później Nadtorową i lasem pomknąłem do wsi gdzie jeszcze mnie nie było, czyli Gardna. Zadupie aż miło. Przecięcie trasy na Szczecin i dojechałem nad jeziorko. Chciałem objechać je dookoła, ale nie wiem czy przez obwodnice się to teraz da zrobić, najpewniej tak. W każdym bądź razie się wróciłem, i dobrze, bo traska po drugiej strony brzegu jest rewelacyjna - singiel z przeszkodami, kładkami. I chyba kupie sobie w przyszłym roku wędkę, bo miejsca tam są rewelacyjne.
Pod koniec jakiś młody, nieznany mi kolo, streścił mi jeszcze zawartość dzisiejszego dnia i swoje plany na jutro. Ot tak, bez żadnego cześć nawet: -A jadę z roboty, trzeba zjeść kolację i spać, bo jutro rano na badania. Dobra, na razie!
Krótkie wieczorne bujanko z Milenką. Traska standardowa, ulubiona, bo do Czermnicy szosą. Potem skręt do lasu nad jeziorka.
I tu małe zdziwko, bo zrobili użytek ekologiczny. Nowa piękna tablica i regulamin, mówią, żeby dbać. Nad samym jeziorkiem jakaś parka wyprowadza psy. Srają prawie do jeziora. Ot, Polska.
Śmig, śmig, jesteśmy po drugiej stronie brzegu i jedziemy w kierunku mostku. Oczywiście zakaz wjazdu, bo się przecież drzewo zwaliło. I drugie zdziwko. Zawalidroga usunięta, mostek naprawiony, a zakaz pozostał. Nieco dalej kolejna przeszkoda, w jednym miejscu powalone zapewne przez wichurę 4 świerki.
Fajne lasy teraz. Buczyna taka jaśniutka aż miło. Z pośpiechu zapomniałem zabrać aparatu no i tu kibel trochę.
Namówiłem shrinka na wieczorny przejazd do byle gdzie. Pokusa była ogromna, bo od tygodni nosiłem się z naprawą sprzętu.
I tak tydzień minął na rozbrajaniu piasty i suportu HT2. Potem szukanie łożysk i składanie. Na majówce koło chodziło pięknie, gdyby nie to, że obręcz trzeba koniecznie wymienić. Nowa leżała od 2 miesięcy w pokoju, po czym okazało się, że w wyniku zmęczenia (chyba) zamówiłem na 36 otworów, a nie na 32. Ostatecznie kupiłem Mavica xm 317 w Synkrosie, bo szkoda mi było marnować czas. Na zaplataniu i centrowaniu spędziłem ze 2 popołudnia.
Ale wszystko chodzi jak należy!!! Kółeczko się kręci na nowiuśkich FAGach. Powinno przetrzymać jeszcze troszkę. A wszystko to zrobione własnymi spracowanymi dłońmi, bo jak mawiał dr Olech: "Inżynierowie - technologiczni Rambo". Żadnej pracy się nie boją.
Teraz tylko jeździć i jeździć. A wycieczka całkiem przyjemna. Najpierw do Orzechowa, a potem w las.
I powrót z majówki. Za bardzo rowerowa to ona nie była, ale liczy się fun, i że człowiek wypoczęty, i szczęśliwy. Traska: Łoźnica->Czermnica->Strzelewo->Świerczewo->Nowogard.
Trzecia przejażdżka w kwietniu. Właściwie, nie pamiętam już jak się jeździ. Dziś tylko krótki wypad do shrinka po duże imbusy, które się i tak nie przydały w rozbiórce bębenka, bo okazało się, że wystarczy kawałek uniwersalnej ławeczki w siłowni. Posłużyła mi ona do wybicia łożysk i odkręcenia nakrętki.
1,5 godziny smarowania i układania kulek się opłaciło. Bębenek znów chodzi cichutko. Jeszcze tylko nowe łożyska i prowizorka gotowa. Czyli, że można będzie przez kolejny rok jeździć na pogiętej obręczy, dopóki nie będzie czasu na wymianę na nową, która notabene leży w pokoju.
PS: Na rowerze Milenki mało co gleby nie zaliczyłem, taki złom.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)