Wpisy archiwalne w kategorii

Meridka moja

Dystans całkowity:18112.11 km (w terenie 3394.80 km; 18.74%)
Czas w ruchu:1018:08
Średnia prędkość:17.79 km/h
Maksymalna prędkość:52.02 km/h
Liczba aktywności:428
Średnio na aktywność:42.32 km i 2h 22m
Więcej statystyk

Przejazd antydepresyjny

Wtorek, 20 października 2009 · Komentarze(7)
Wczoraj wyjrzałem przez okno w pracy, piękny widok. Zachodzące słońce ciepłym światłem oświetlało biały zamek Książąt, do tego czerwony jesienny bluszcz koło katedry. A potem cholera mnie wzięła, bo wiedziałem że nie pojeżdżę.

Ale pojeździłem dzisiaj. Zabrałem do tieto obcisłe galoty, koszulkę i uradowany, że słońce, w końcu wsiadłem na rumaka. Zanim dojechałem do Dąbia, zaczęły zbierać się chmury. Mimo wszystko jeździło się przednio, a potrzebowałem tego, bo wczoraj złapałem takiego muła, że byłem niedobry nawet dla mojej przeukochanej Milenki.

Formy jak nie było tak nie ma. Zasapałem się jak osioł, pikawa grała drumy, a ja napierałem w kierunku Bukowej. Przejechałem odwrotną pętelkę przez Kołowo i Binowo i w sumie jeździło się tak fajnie, że nawet nie pofociłem.

W związku z tym zatrzymałem się przy okazji telefonu od Milenki i tak ciachnąłem kilka przemysłowych ujęć. W sumie same gnioty, ale jak za rok będę oglądał ten wpis, to chociaż, mam nadzieję, podniosę się na duchu, że zrobiłem postępy.







Fanem kolei nie jestem, zwłaszcza brunatnozielonego ET22, więc gwiazdą dnia zostaje barka. Ale bieda ;(

Dojazdy

Niedziela, 4 października 2009 · Komentarze(9)
Na PKP w Gorzowie. Co się działo dalej szkoda pisać. Porażka po prostu. Czas pomyśleć o jakimś autku bo bilety za 14 zl na jeden rower to lekkie kure*stwo! Do tego smród, tłok jak zwykle.

Pięknie

Piątek, 25 września 2009 · Komentarze(7)
Cały ten rok jest rowerową porażką, ale trzeba było się poświęcić, czego efektem jest złożona już w dziekanacie magisterka. Obiecałem sobie, że po jej napisaniu będzie śmignięcie do Drawieńskiego Parku, tyle że obawiałem się czy w ogóle zrobię jakiś większy dystans, bez jakichkolwiek treningów. Ale dało radę. 5:20 rano wsiadłem ze Szczecina do pociągu do Bierzwnika. Tam, znaną mi już traską pojechałem w kierunku Brenia do Głuska.





Następnie śmigałem szlakiem czerwonym, który w pewnym momencie łączy się z żółtym i biegnie pięknym singletrackiem (czasami zarośniętym jak jakaś vintage cipcia) biegnącym wałem Kanału Sicieńskiego. W dole, po prawej stronie jest piękny widok na Jez. Ostrowieckie.


W parku cisza. Czad. Przez cały dzień nie spotkałem tam ani jednej osoby. Nie licząc samochodów strażników nie było nikogo, nawet grzybiarzy. Przyznać trzeba, że są już rydze. W jednym miejscu naliczyłem ich siedem. W pewnym momencie dojeżdża się do Pustelni, To chyba serce Puszczy Drawskiej.





Moje ulubione miejsce


Wałem jadę jednak dalej i docieram do mostku na Płocicznej. Całkowite odludzie.


A singiel jest coraz bardziej pofałdowany...


W tym momencie zaczynam odczuwać brak formy i straszny głód. Obiecuję sobie, że dojadę do Jez. Marta, która z góry mieni się lazurowym kolorem. Tam też jem bułeczki z boczusiem.


Ale robi się późno i postanawiam wracać, a nie jak wcześniej zakładałem, dojechać do wsi Martew. Dojeżdżam jednak zupełnie w inne miejsce - przez Brzeźniak do Golina, gdzie robię przerwę na oranżadę na miejscu i ciasteczka. Troszkę się pogubiłem i w kryzysowej sytuacji (kupa), mylę drogę i dojeżdżam do Stawów Zawiślaka. Następnie błądzę i błądzę i po godzinie dojeżdżam do czerwonego szlaku na most za Węgornią.



Tym sposobem odkryłem nowe, przefantastyczne miejsce. Widocznie postawiono tam drogowskaz. Węgornia




Potem standard - do Głuska




Przerwa nad Jez. Czarnym




na niepasteryzowane :)





Na koniec szosą do Gorzowa.
Fajnie!