Z Sentim po lasach za Mironicami. Miejsca są naprawdę w pytkę. Ostatnio spuścili wodę ze stawów i jest wyjątkowo malowniczo. Chyba mam szczęście, że mieszkam tak blisko. Uwielbiam tam jeździć.
Małe cyknięcie się po okolicach z klikusem. Zrobiłem te 8000 w końcu. Mało, ale i tak dobrze, zważywszy na to, że czasu wolnego w tym roku brakowało. I tak dobrze, bo myślałem, że z 6500km zakończę rok, tym bardziej, że wakacyjnej wyprawy nie było.
Piękna pogoda była, ale wtedy jak siedziałem przy stole. A że podnieść się nie chciało, bo musiałem koniecznie pochłonąć piernika, co siostra upiekła, sztuk kilka serniczków i dwa kawałki snickersa szwagierki. Jak już tyłek się podniósł, to poszedlem z Mikojajem obejrzeć trochę.... ... ... ... ... i potem jak już się robiło ciemno i chmury naszły to wyjechałem na krótką przejażdżkę traską Gorzów->Wojcieszyce->krzyżówka na Łośno->Kłodawa->Gorzów.
Oczywiście ubrałem się jak fircyk w galotach i jak tylko wyjechałem za miasto, to poczułem jak zaczynają marznąć mi niektóre organy. W sensie łapy, giry, tyłek, uszy i takie takie.
Aparatu jak zwykle nie wziąłem, nad czym ubolewałem.
No i ubolewam, że znowu Kevina nie obejrzę na polshit'cie, za to na tvp kulturka będą filmy Bergmana, co do whiskacza pasuje pięknie.
Szczecin - Gorzów parowozem, Wieczorkiem do babciuni świątecznie zapunktować, czyli: + wymieniłem bateryjkę w komóreczce. Ba nawet kupiłem, a to się liczy, bo własna inicjatywa punktowana jest podwójnie. Się ostatnio wycwaniłem, bo zacząłem uderzać w nowoczesne technologie. U babci 16-nastki to ważna rzecz, ta komórka. + odkurzyłem 2 dywany + fotele i kanapę, z naciskiem na kanapę, na której efekt odkurzania był widoczny szczególnie. + uprzednio skleiłem rurę od odkurzacza, bo tego wymagała już. + przy okazji naprawiłem pokrętła od żaluzji, które spadły kiedyś i nie działały. + plus jeszcze standard - wyrzuciłem śmieci, ale, hola, hola!, nie każdy w rodzinie może tego zaszczytu dostąpić. - minusik za to, że skłamałem, że do spowiedzi chodzę. No może pójdę, więc będzie kiedyś plus. Na razie jednak plama na honorze.
W rankingu nieskromnie przyznam, że jako jedyny w rodzinie mam bilans punktów dodatni. Niestety, reszta "chujowych wnuków" wciąż na minusie.
Raniutko z Lenką wstaliśmy, opatuliliśmy się w fatałaszki i wyciągnęliśmy rowerki przed klatkę. A tam pada. Wszędzie mokro, pełno kałuż. pogoda więc idealna na coroczny, spontaniczny wyjazd do Międzyzdrojów. Pomijając osiołka z PKP, to wycieczka obfitowała w przeróżniste zwierzątka. Było np. takie co robiło myyyyuuuuuu
Było kilka leni, co się nawet nie ruszyły
I dwa ryjki i dziubki
Następnie tempem spacerowym pojechaliśmy do Warnowa drogą, o taką:
Dojechaliśmy do Wisełki, a tam zjedliśmy świeżuteńkie pierniczki i różową świnkę
Z Wisełki, standardowo, plażą do Międzywodzia. Nie było prawie nikogo.
No i tyle. Z powrotem Milenkę dosięgła kontuzja kolana, ale jakoś się dokulaliśmy do Warnowa. Przy okazji spadł mi licznik na podłogę i zmarł... Mój nastrój więc się zmienił na grobowy, ale Lenka zrobiła mi później przepyszne spaghetti więc się trochę mi polepszyło. Przecież najważniejsze są w życiu wrażenia :) A było fajno.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)