Rano do Lilki, a popoludniu z Afrem pojechałem ukoić nerwy nad jeziorko do Lip. Następnie szoską pocisnęliśmy do Zdroiska, Nierzymia, Różanek, Wojcieszyc i Kłodawy. Na koniec jeszcze na piaski i góreczka za komfortem połknięta jak wisienka.
Trasa to mordęga. Początek elegancki, całkiem płasko, twardo to można było przycisnąć. Natomiast okolice Bogdańca to prawie sam piach i to konkretny. Koła latały w lewo i prawo. Nie obyło się też bez gleby, na której minęło mnie koło 20 osób. Pierwsze okrążenie więc jak zawsze do dupy. Drugie to jak zawsze potworne skurcze. To co mozolnie odrabiałem, straciłem w jednym momencie. Ale magnez już kupiłem więc czas zacząć kurację.
Dystans ok. 64km, czas 3:25, czyli podobnie jak rok temu. Nic się nie poprawiło, chociaż myślałem, że będzie dużo gorzej. No i trasa chyba trudniejsza. Miejsce w open to 65... szkoda gadać.
Wczorajszy wpis chyba zdaje się być już nieaktualny. Pocisnąłem klikusa vel leżącą pałkę do Barlinka szosą. Średnia na trasie powyżej 30kmh. Tam poszwędaliśmy się trochę po Janowie, potem pipek jeszcze musiał zjeść kebaba i powrót tą samą trasą. Tym razem do rogatek Gorzowa nie schodziłem poniżej 32kmh. Fajnie. A wieczorem jeszcze do Lilki.
Oto jak się wygląda na trasie, gdy siwy ma kopa. Patrz: górnik
Wstałem o 4:30 żeby zdążyć na pociąg do Gorzowa. I co? I z samiutkiego rana dostałem w mordę od PKP. Najpierw kobita sprzedała mi bilet na inną trasę niż prosiłem. Potem na starcie, pociąg miał opóźnienie 25 minut, co oznaczało, że nie zdążę na przesiadkę w Kostrzynie. Ale muszę przyznać, że konduktorów mamy wspaniałych i specjalnie dla mnie zatrzymali tamten pociąg, żebym mógł spokojnie prawie na czas dojechać do domku. A wieczorem skoczyłem do Lilki.
Wrocław dostał wczoraj piękne baty :) Jechał tylko jak zawsze niezawodny Jason. A tak was właśnie laliśmy :)
Niestety podobne widoki mieli dziś tam na derbach w tej, hmm... No tej mieścinie bez tramwajów i rzeki. I bez czegoś takiego:
Do miasta i do Łubianki goniłem za cyklistami. Niestety dałem sobie spokój i wróciłem przez las koło leśniczówki w Wojcieszycach. Później trasa dom-PKS Gorzów i PKS Szczecin-stancja.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)