Piękna pogoda dzisiaj, więc wybrałem się pojeździć po lasach. Niestety samemu, bo wszystkie cipki się porozjeżdzały albo pewnie odsypiały kaca. Za to nikt mi nie marudził i można było jechać gdzie się chce i jak się chce.
Rano małe kamikadze waliły nam w szybę od balkonu. Naliczyliśmy 5, w tym jedna ofiara śmiertelna.
Potem, skacowany po spotkaniu u Afromana, wyruszyłem nad jez. Gołębie pojeździć z Afro i Klikusem po lasach.
Generalnie, z nimi to jak z dziećmi :) Jak im powiesz, żeby jechali przede mną, w celu zrobienia zdjęcia, to pojadą kałużą. A była taka ładna, zielona. Chcąc zrobić zdjęcie prawdziwka, przyozdobią go rowerowymi gadżetami. Natomiast jak się czaiłem do zaskrońca, to oboje wjeżdżają w kadr i hamują ryjąc się w ziemi. I tak w kółko... Szczegóły w albumie.
Do pracy, na pocztę i wieczorkiem (Wojcieszyce->Łośno->Kłodawa) sprawdzić czy są rydze w lesie. Nie ma. Ale była mgła za to.
Nad Wartą i Kanałem Ulgi w drodze do pracy
Wieczorkiem, koło Łośna
Taka moda na bikestats się zrobiła, że wpisujemy utwory latające cały dzień po głowie. No więc dzisiejszy dzień sponsorował Skunk Anansie - Yes, it's fucking political.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)