Pierwszy dzień wiosny, więc wybrałem się razem z Lenką na przejażdżkę. Rowery odpicowane, ale coś czuję, że żółta meridka długo nie pojeździ. W zimę niewiele jeździłem, ale jak już to po chlapie śniegowo-solno-piaszczystej. Do tego wczorajszy karcher sprawił, że piasta tylna stuka. Dodatkowo jeszcze zębatka szóstka starta i łańcuch (ten nie przerdzewiały na wylot) strasznie się ślizga.
Ale dzisiaj było i tak fajnie. Pojechaliśmy do Bezrzecza i tam jakoś tak krążyliśmy
Później Lenka miała kryzys, a przez to błoto miałem już dostać w ciry...
...ale szybko sytuacja została złagodzona batonem :)
A potem zrobiliśmy rundkę wokół Głębokiego. Milenka była dziś bardzo dzielna i ostro dawała pod górę. To chyba przez pierogi z paczki, jakie mieliśmy pożreć na obiad.
Raniutko z Lenką wstaliśmy, opatuliliśmy się w fatałaszki i wyciągnęliśmy rowerki przed klatkę. A tam pada. Wszędzie mokro, pełno kałuż. pogoda więc idealna na coroczny, spontaniczny wyjazd do Międzyzdrojów. Pomijając osiołka z PKP, to wycieczka obfitowała w przeróżniste zwierzątka. Było np. takie co robiło myyyyuuuuuu
Było kilka leni, co się nawet nie ruszyły
I dwa ryjki i dziubki
Następnie tempem spacerowym pojechaliśmy do Warnowa drogą, o taką:
Dojechaliśmy do Wisełki, a tam zjedliśmy świeżuteńkie pierniczki i różową świnkę
Z Wisełki, standardowo, plażą do Międzywodzia. Nie było prawie nikogo.
No i tyle. Z powrotem Milenkę dosięgła kontuzja kolana, ale jakoś się dokulaliśmy do Warnowa. Przy okazji spadł mi licznik na podłogę i zmarł... Mój nastrój więc się zmienił na grobowy, ale Lenka zrobiła mi później przepyszne spaghetti więc się trochę mi polepszyło. Przecież najważniejsze są w życiu wrażenia :) A było fajno.
Pierwszy mróz. Potestowaliśmy nowe galoty na zimę Biemme Lenki i dostałem raz kulką. Na niebie latały bałwany, a poza tym to też pierogi z mięsem i kapustą od cioci Grażynki.
II etap ścigu z Lenką i od razu wjechaliśmy w najprawdziwsze góry! Pojechaliśmy do Pilchowa i tam skręciliśmy w prawo, gdzie zaczął się las i ostre podjazdy. Milence całkiem pięknie szło, no ale jest jeszcze zbyt wcześnie aby pokonać te słynne przewyższenia sięgające nawet 100m na 2km trasy. Jednakże widać wyraźnie wzrost formy zawodniczki, chociaż pojawiło się także i zmęczenie, co jest nieuniknione w przypadku tak intensywnego treningu. Może to i dobrze, bo sukces przecież wymaga pracy i pokory. Niemniej jednak zapał wykazywany przez Lenkę jest obiecujący i prawdopodobnie trzeba będzie przyodziać na wiosnę tę dziewuchę w najprawdziwsze SPDy. Później oczywiście trzeba było uzupełnić utraconą energię i zostały spożyte jak zwykle draże i baton. A właściwie to porządne spaghetti.
Pierwsza przejażdżka z Lenką Milenką. No nie chciało mi się w deszczu, ale silne lobby ze strony płci przepięknej zrobiło swoje. Efekt tego taki, że po 5 minutach nasze plecy były całe ubłocone. Milence się podobało :) Mnie też.
Momentami było wręcz gorąco. Antoniooooo! Fa caldo!
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)