Wczoraj do pracy i dziś powrót. Czyli nocka. Jako, że lało to trochę dupka zmokła.
A to jeszcze przepis z weekendu na moje przeulubione danie, czyli spaghetti ale w nieco zmienionej formie. Inspiracja pojawiła się podczas wizyty u Rudisiów :) Zapraszam
A wieczorkiem przed pracą się ruszyłem na Lipy traską przez Wojcieszyce->leśniczówkę->Łośno i powrót przez Kłodawę.
Job. Dziś wygiąłem przednią przerzutkę. Nie wiem jakim cudem, pewnie przez tę nową zębatkę, która niby to tak pięknie chodzi. Tym samym w rowerze pozostała tylko jedna część, która jeszcze nie uległa awarii. Na wszelki wypadek nie zdradzę jaka, bo jutro by pękła.
Dziś wymieniłem w pracy w końcu blat na Truvativa. Spisuje się świetnie i nawet jest lżejszy od zużytego, brudnego LX'a. Niestety nadal coś stuka co mnie denerwuje niezmiernie. Z racji tego, że tam gdzie pracuję obecnie, mam dość dokładne wagi, to poważyłem sobie kilka części, tak poglądowo. Może się przydać na przyszłość jak będę składać swojego ultralekkiego tytanowo-karbonowego przecinaka :)
I tak: zębatka Truvativa 44 alu: 74,89g zębatka LX bez jednego zęba, bez bolca zapobiegającego chainsuck'om, zajechana: 83,51g łańcuch: 255,71g spinka złota SRAM: 2,48g śrubka do korby stalowa 5,21-5,28, a 4 sztuki 21,11g scyzoryk: 206,7 g
No. Co jeszcze. Po południu poszedłem kupić sobie kurteczkę na zimowo-jesienne warunki, a zwłaszcza na deszcz. Nie omieszkałem także jej trochę stestować na trasce Kłodawa->Chwalęcice->Gorzów. Spisuje się świetnie jak na razie. Model to Alpinus Stockton. Membrana hydrotex xtp. Wodoodporność 20000 mm/H2O Oddychalność 20000 gH2O/m2/24h. Nieźle chociaż wolałbym oryginalne Gore, ale mimo wszystko całkiem fajna. Żółciutka jak cholera, podobno kaptur można nałożyć na kask. Po zwinięciu w kołnierz jest jednak niewygodny. Rękawy odpowiednio długie, tył też, co by rusztowanie mi nie zmarzło. A i jeszcze po zwinięciu będzie zajmować całkiem mało miejsca w plecaku. Przyda się na wyprawie po Islandii, którą to od lat jak na razie planuję.
Wziąłem mapę lubuskiego, bo chciałem pojechać gdzieś gdzie mnie jeszcze nie było. Długo szukałem, ale znalazłem - rezerwat Skalisty Jar Libberta na północ od Barlinka. No fajnie, pomyślałem, bo zawsze chciałem to zobaczyć. Oczywiście samo zebranie się w kupę zajęło mi gdzieś 1,5h i przez ten czas zdążyłem zjeść śniadanie, obiad i obejrzeć drugi trening F1.
W końcu wyruszyłem traską Gorzów->Wojcieszyce->Łośno->Lipy->Moczydło->Okunie->Barlinek->Żydowo->Niepołcko
Po drodze odwiedziłem m.in. moje przeulubione miejsce
Potem za Barlinkiem natknąłem się na starą papiernię
Jadąc zgodnie z mapą, powinienem dojechać do rezerwatu niebieskim szlakiem. Fakt, dojechałem, ale ścieżka robiła się coraz bardziej zakrzaczona. Na sam koniec było to rumowisko kamieni. Całkiem przyjemnie :)
Sam rezerwat to jedna wielka dzicz. Właściwie żadnego głazu tam nie widziałem. Może innym razem (nie sądzę). Ale okolice chyba jeszcze odwiedzę
Powrót przez Laskówko->Jagów->Chrapowo->Barlinek->Moczkowo->Łubianka->Kłodawa->Gorzów + dokręcanie po osiedlu do setki.
Dzisiejszego dnia doszła kolejna usterka w rowerze. Stuka coś w okolicach suportu, którego bądź co bądź nie mam. W poniedziałek w pracy czeka mnie wymiana blatu więc przyjrzę się dokładniej cóż to może być. Mam nadzieję, że to nie łożysko, bo co prawda koszt zamiennika może i niewielki, ale sam fakt, że trzeba będzie się z tym bawić mnie przeraża. Zawsze to można ten czas wykorzystać inaczej. Na przykład: pierdząc w stołek albo zbijając bąki.
Ale setka jest. Jeszcze tylko niecałe 5000 i dobiję do zeszłorocznego dystansu.
Znowu plany popołudniowe nie wypaliły. Tak się cyknąłem na godzinkę na wyrko po pracy, że wstałem już jak było bardzo ciemno i jeszcze bardziej niewyspany. Podobno ciężko mnie było dobudzić, ale ja węszę tu spisek ze strony zatroskanej rodzinki, bo chyba wcale mi nie pomogli wstać tym razem. Dziwne... dzwonek w komórce możliwe, że też nie zadziałał. Dziwne...
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)