Z Luką nad Świdwie. Ale najpierw zajechaliśmy do szpitala na Arkońskiej, bo w piątek trafiła tam moja Lenka z ostrą gorączką. Na szczęście dzisiaj Milenka już była bardzo uśmiechnięta, co i mnie również bardzo ucieszyło. Niestety, lekarz zabroniła mi się z nią zbyt często spotykać, bo jest strasznie osłabiona, ale musiałem tam pojechać, bo Królowa zapragnęła Jogobelli i herbatki. 15 minut później jechaliśmy już do Tanowa i przez Węgornik zajechaliśmy nad Świdwie.
Później pojechaliśmy do Stolca i w tym momencie muszę zasmucić wszystkich fanów stolskiej oranżady na miejscu, gdyż pani ze sklepu oznajmiła mi, że ten biznes już się jej nie opłaca. W zamian za to wzięliśmy pęto kiełbachy i ogóra małosolnego. Nie dałem się namówić na małego browara z czego jestem ogromnie dumny! Przy okazji zajechaliśmy nad jeziorko.
Powrót przez Buk->Dobrą->Wołczkowo->Szczecin Bardzo fajny wypad.
Dzisiaj rano pierwszy raz rowerkiem do Tieto. Mam 4,5km i mniej niz 15 minut drogi. Wieczorkiem tym razem to ja wyciągnąłem Ukochaną na rowerek. Relaks ścieżkami koło Cukrowej i os. Zawadzkiego. Razem zrobiliśmy 19km.
A wczoraj tradycyjnie nie dało rady pojeździć, bo jak wróciłem z pracy to czekała na mnie wyjątkowa niespodzianka, czyli:
Obiadek - penne carbonara, na deser piękny torcik, wysoki na 20cm, starannie wykonany przez moją Drożdżóweczkę
Firanka z balonów. Sztuk 25 :) Starannie powieszona przy pomocy drabiny
Bardzo fajna przejażdżka z Lenką wieczorkiem wokół Głębokiego, po Arkońskim i Kasprowicza zrekompensowała 10 godzin w pracy. Tak wieczorkiem szybkie tempo jakoś nas ożywiło. I gdyby nie to, że wracaliśmy po chodnikach po centrum żulskiego imperium, wyszła by całkiem przyzwoita średnia. Oboje zaliczyliśmy muchę w oko, przez co musieliśmy się nawzajem polowo operować. Milenka dzisiaj pierwszy raz zjechała ze stromej górki nad Głębokim. Pisku było pełno, ale dała radę :)
Szybszy wypad do Puszczy Wkrzańskiej. Wiatr był taki, że dojazd do Tanowa trwał tylko moment. Potem standardowo pojechałem przez Węgornik i tam znalazłem fajny skrót na Świdwie.
Następnie do Stolca, posiedziałem nad jeziorkiem ciutkę i przez Dobieszczyn do Niemiec. Znowu muszę przyznać, że Polska to jednak trzeci świat. Drogi zupełnie inne, prawie wszędzie jest równoległa ścieżka rowerowa. Wsie też piękne - zadbane, czyste, bez żadnego śmiecia na ulicy - domy piękne, stare, ale odnowione w taki sposób, by zachować szacunek do tradycji. Nie to co u nas. Stare chaty z cegły otynkowane na różowo, wszędzie krzaczory, pobite butelki, dziury, żule pod sklepem.
W Niemczech przejechałem przez trzy miejscowości. Z Glashutte pojechałem lasem i po grząskich piachach do Pampow, potem do granicy przez Blankensee, gdzie hodują lamy.
Tym razem z Lenką pojechaliśmy szukać starego cmentarza w okolicach Tanowa, tak jak proponował nam meak. Cmentarz znaleźliśmy, nad jeziorem pięknie. Ogólnie gorąco, słonecznie, trochę ciężko ale i tak najlepsza była pepsi :D
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)