Teneryfa 2010
Poniedziałek, 19 lipca 2010
· Komentarze(3)
Hej hej heloł. Czas urlopu, czas zabawy. Czas na rower! Czwartego dnia pobytu Teneryfie postanowiliśmy wypożyczyć rowerki i w końcu pośmigać. Milenka, początkowo sceptyczna (to było jeszcze z dwa miesiące temu) teraz już jest napalona. Nie wspominając już o mnie, który to ja nie myślę o niczym innym niż o "pojeżdżeniu se".
Tym sposobem znaleźliśmy wczoraj sklepik, w którym sprzedają rozmaite maszyny Speca. Za MTB 12 Euro, co jest ceną całkiem przystępną. Sprzęt - Hardrock, na osprzęcie Acera/X.4. Działa, nawet zaskakująco dobrze.
No to wyjeżdżamy, jest 10 rano, więc mamy cały dzień (ciemno się robi w sierpniu po 21). Proponuję dojazd do Icod de Los Vinos, a nawet dalej - do Faro de Rasca - latarni morskiej na samym zachodzie wyspy.
Plany jedno a rzeczywistość drugie. Niestety, pojechaliśmy ulicą, której nachylenie momentami przekraczało 10-12%. Dodając do tego ruch na trasie i temperament kierowców z Południa, stało się jasne, że na dziś koniec. Milenka odmówiła dalszej jazdy.
Trudno, "troszkę" przeliczyłem się z możliwościami Ukochanej, właściwie to nawet nie spodziewałem się takiej trasy. Poprzednio wydawało mi się ok, ale to było Południe wyspy, no i jechałem jednak z Afrem.
Po "cichej godzince" Milenka się jednak przełamała i zaproponowała pojeżdżenie w okolicach hotelu, żeby zrobić rozruch przed jutrzejszym dniem. Już na starcie okazało się, że MTB na asfalcie to nie do końca trafny pomysł. Założyli nam tak szerokie kapcie, że ledwo dało się nimi ruszyć. Dziś jednak zdołaliśmy zrobić wypad do apteki (Milenka naciągnęła coś w stawie kolanowym) oraz na pobliską plantację bananów poćwiczyć ostre podjazdy. O dziwo Ukochana dała radę i nawet mnie na nim wyprzedziła.
Zatem jutro do Icod pojedziemy autobusem.
Tym sposobem znaleźliśmy wczoraj sklepik, w którym sprzedają rozmaite maszyny Speca. Za MTB 12 Euro, co jest ceną całkiem przystępną. Sprzęt - Hardrock, na osprzęcie Acera/X.4. Działa, nawet zaskakująco dobrze.
No to wyjeżdżamy, jest 10 rano, więc mamy cały dzień (ciemno się robi w sierpniu po 21). Proponuję dojazd do Icod de Los Vinos, a nawet dalej - do Faro de Rasca - latarni morskiej na samym zachodzie wyspy.
Plany jedno a rzeczywistość drugie. Niestety, pojechaliśmy ulicą, której nachylenie momentami przekraczało 10-12%. Dodając do tego ruch na trasie i temperament kierowców z Południa, stało się jasne, że na dziś koniec. Milenka odmówiła dalszej jazdy.
Trudno, "troszkę" przeliczyłem się z możliwościami Ukochanej, właściwie to nawet nie spodziewałem się takiej trasy. Poprzednio wydawało mi się ok, ale to było Południe wyspy, no i jechałem jednak z Afrem.
Po "cichej godzince" Milenka się jednak przełamała i zaproponowała pojeżdżenie w okolicach hotelu, żeby zrobić rozruch przed jutrzejszym dniem. Już na starcie okazało się, że MTB na asfalcie to nie do końca trafny pomysł. Założyli nam tak szerokie kapcie, że ledwo dało się nimi ruszyć. Dziś jednak zdołaliśmy zrobić wypad do apteki (Milenka naciągnęła coś w stawie kolanowym) oraz na pobliską plantację bananów poćwiczyć ostre podjazdy. O dziwo Ukochana dała radę i nawet mnie na nim wyprzedziła.
Zatem jutro do Icod pojedziemy autobusem.