Fantastyczna trasa wyścigu XC. Taka szybka, jaką lubię. Prowadziła głównie czerwonym szlakiem, więc nie dało się zgubić, pomimo tego, że raczej na oznaczenia nie patrzę. Co ciekawe, okrążenie to głównie jeden długi zjazd, co chwilę wijąc się między drzewami sosnowego boru. Najlepszy był odcinek pod koniec kółka. Początkowo była to twarda leśna ścieżka, jednak wkrótce zmieniła się we wspaniały singletrack w kształcie rynny o podłożu przypominającym korę drzewa. Nie takie wióry drzewne, lecz jeden wielki dywan z kory. Przyczepność niesamowita! Tam też mi uciekł kKlikus, jak to zwykle bywa na krętych zjazdach. Chciałem go z Sentim dogonić, ale był poza zasięgiem naszego pola widzenia. Na szczęście pod koniec pętli, tuż przy mostku Klikus się zatrzymał i na nas zaczekał. Wszyscy byliśmy zaszokowani urodą traski. -Siwy idź po kamerę! Spojrzałem na zegarek: 04:38. -O kurde chłopaki, jedziecie beze mnie. Muszę iść do pracy.
I się obudziłem.
Teraz wytłumaczcie mi dlaczego takie piękne sny zdarzają się tylko w dni robocze?!
Znowu plany popołudniowe nie wypaliły. Tak się cyknąłem na godzinkę na wyrko po pracy, że wstałem już jak było bardzo ciemno i jeszcze bardziej niewyspany. Podobno ciężko mnie było dobudzić, ale ja węszę tu spisek ze strony zatroskanej rodzinki, bo chyba wcale mi nie pomogli wstać tym razem. Dziwne... dzwonek w komórce możliwe, że też nie zadziałał. Dziwne...
Do pracy. Wczoraj okazało się, że dostałem przeniesienie na chemię i tyram obecnie pod auspicjami Królowej Elżbiety XIV. Efekt tego taki, że moje chwile wolne trwają krócej niż pierdnięcie, czyli że wstaje o 4:30, a wracam i tak jak zwykle. Dziś zastanowiłem się krótko nad swoją 10-letnią już karierą w tej firmie i dostrzegłem, psia krew, że potoczyła się ona dziwacznie i kuriozalnie: zaczynałem od komputerów, a kończę na szmacie. Co bardziej dziwne, ciągle słyszę od przełożonych, że mam się przyuczać do robienia tego i tamtego, tak jakby planowali za mnie, że zostanę u nich na zawsze. Panie i Panowie: ni chuja!
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)