Job. Dziś wygiąłem przednią przerzutkę. Nie wiem jakim cudem, pewnie przez tę nową zębatkę, która niby to tak pięknie chodzi. Tym samym w rowerze pozostała tylko jedna część, która jeszcze nie uległa awarii. Na wszelki wypadek nie zdradzę jaka, bo jutro by pękła.
Dziś wymieniłem w pracy w końcu blat na Truvativa. Spisuje się świetnie i nawet jest lżejszy od zużytego, brudnego LX'a. Niestety nadal coś stuka co mnie denerwuje niezmiernie. Z racji tego, że tam gdzie pracuję obecnie, mam dość dokładne wagi, to poważyłem sobie kilka części, tak poglądowo. Może się przydać na przyszłość jak będę składać swojego ultralekkiego tytanowo-karbonowego przecinaka :)
I tak: zębatka Truvativa 44 alu: 74,89g zębatka LX bez jednego zęba, bez bolca zapobiegającego chainsuck'om, zajechana: 83,51g łańcuch: 255,71g spinka złota SRAM: 2,48g śrubka do korby stalowa 5,21-5,28, a 4 sztuki 21,11g scyzoryk: 206,7 g
No. Co jeszcze. Po południu poszedłem kupić sobie kurteczkę na zimowo-jesienne warunki, a zwłaszcza na deszcz. Nie omieszkałem także jej trochę stestować na trasce Kłodawa->Chwalęcice->Gorzów. Spisuje się świetnie jak na razie. Model to Alpinus Stockton. Membrana hydrotex xtp. Wodoodporność 20000 mm/H2O Oddychalność 20000 gH2O/m2/24h. Nieźle chociaż wolałbym oryginalne Gore, ale mimo wszystko całkiem fajna. Żółciutka jak cholera, podobno kaptur można nałożyć na kask. Po zwinięciu w kołnierz jest jednak niewygodny. Rękawy odpowiednio długie, tył też, co by rusztowanie mi nie zmarzło. A i jeszcze po zwinięciu będzie zajmować całkiem mało miejsca w plecaku. Przyda się na wyprawie po Islandii, którą to od lat jak na razie planuję.
Wziąłem mapę lubuskiego, bo chciałem pojechać gdzieś gdzie mnie jeszcze nie było. Długo szukałem, ale znalazłem - rezerwat Skalisty Jar Libberta na północ od Barlinka. No fajnie, pomyślałem, bo zawsze chciałem to zobaczyć. Oczywiście samo zebranie się w kupę zajęło mi gdzieś 1,5h i przez ten czas zdążyłem zjeść śniadanie, obiad i obejrzeć drugi trening F1.
W końcu wyruszyłem traską Gorzów->Wojcieszyce->Łośno->Lipy->Moczydło->Okunie->Barlinek->Żydowo->Niepołcko
Po drodze odwiedziłem m.in. moje przeulubione miejsce
Potem za Barlinkiem natknąłem się na starą papiernię
Jadąc zgodnie z mapą, powinienem dojechać do rezerwatu niebieskim szlakiem. Fakt, dojechałem, ale ścieżka robiła się coraz bardziej zakrzaczona. Na sam koniec było to rumowisko kamieni. Całkiem przyjemnie :)
Sam rezerwat to jedna wielka dzicz. Właściwie żadnego głazu tam nie widziałem. Może innym razem (nie sądzę). Ale okolice chyba jeszcze odwiedzę
Powrót przez Laskówko->Jagów->Chrapowo->Barlinek->Moczkowo->Łubianka->Kłodawa->Gorzów + dokręcanie po osiedlu do setki.
Dzisiejszego dnia doszła kolejna usterka w rowerze. Stuka coś w okolicach suportu, którego bądź co bądź nie mam. W poniedziałek w pracy czeka mnie wymiana blatu więc przyjrzę się dokładniej cóż to może być. Mam nadzieję, że to nie łożysko, bo co prawda koszt zamiennika może i niewielki, ale sam fakt, że trzeba będzie się z tym bawić mnie przeraża. Zawsze to można ten czas wykorzystać inaczej. Na przykład: pierdząc w stołek albo zbijając bąki.
Ale setka jest. Jeszcze tylko niecałe 5000 i dobiję do zeszłorocznego dystansu.
Fantastyczna trasa wyścigu XC. Taka szybka, jaką lubię. Prowadziła głównie czerwonym szlakiem, więc nie dało się zgubić, pomimo tego, że raczej na oznaczenia nie patrzę. Co ciekawe, okrążenie to głównie jeden długi zjazd, co chwilę wijąc się między drzewami sosnowego boru. Najlepszy był odcinek pod koniec kółka. Początkowo była to twarda leśna ścieżka, jednak wkrótce zmieniła się we wspaniały singletrack w kształcie rynny o podłożu przypominającym korę drzewa. Nie takie wióry drzewne, lecz jeden wielki dywan z kory. Przyczepność niesamowita! Tam też mi uciekł kKlikus, jak to zwykle bywa na krętych zjazdach. Chciałem go z Sentim dogonić, ale był poza zasięgiem naszego pola widzenia. Na szczęście pod koniec pętli, tuż przy mostku Klikus się zatrzymał i na nas zaczekał. Wszyscy byliśmy zaszokowani urodą traski. -Siwy idź po kamerę! Spojrzałem na zegarek: 04:38. -O kurde chłopaki, jedziecie beze mnie. Muszę iść do pracy.
I się obudziłem.
Teraz wytłumaczcie mi dlaczego takie piękne sny zdarzają się tylko w dni robocze?!
Znowu plany popołudniowe nie wypaliły. Tak się cyknąłem na godzinkę na wyrko po pracy, że wstałem już jak było bardzo ciemno i jeszcze bardziej niewyspany. Podobno ciężko mnie było dobudzić, ale ja węszę tu spisek ze strony zatroskanej rodzinki, bo chyba wcale mi nie pomogli wstać tym razem. Dziwne... dzwonek w komórce możliwe, że też nie zadziałał. Dziwne...
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)