Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2008

Dystans całkowity:634.02 km (w terenie 45.00 km; 7.10%)
Czas w ruchu:31:16
Średnia prędkość:20.28 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:35.22 km i 1h 44m
Więcej statystyk

Która to już dętka w tym miesiącu?

Niedziela, 16 marca 2008 · Komentarze(3)
Która to już dętka w tym miesiącu? Jakiś czas temu obiecałem sobie, że jak tylko jeszcze raz złapię kapcia to kupuję nową oponę. Obietnice obietnicami, a to już kolejny raz się zdarzyło. Opona ma wielką dziurę, w której co jakiś czas pojawia się szkło lub inne cudo.
Dziś był mały trening SW. Do czasu tego kapcia oczywiście. Dobrze, że sie nigdzie nie zapuściłem, bo pompka, którą myślałem że naprawiłem, zupełnie nie działa. Chyba zgubiłem gdzieś kuleczkę, która zamyka dopływ powietrza i musiałem się ratować skorupką ślimaka :) Jakoś dojechałem.

Trasa:
Szczecin->Pilchowo->Bartoszewo->Sławoszewo->Grzepnica->Dobra->Lubieszyn-> Dołuje->Stobno->Szczecin

Akcja stolec.
Oczywiście

Sobota, 15 marca 2008 · Komentarze(7)
Akcja stolec.
Oczywiście trzeba było ruszyć tyłek w sobotę, choć pogoda nie zachęcała. Wyjechałem standardowo w kierunku Dobrej. Potem Buk i skierowałem się do Niemiec. Niemieckie wsie świecą pustkami. Wszystko uporządkowane, żadnych śmieci. Tylko gdzieniegdzie zobaczymy patrol Polizei i Frau Mueller w czapce z wiszącym pomponem porządkującą ogródek. Kurczę, nie wiem jak to jest... Jak tylko przekroczyłem granicę wyszło słońce, pojawiły się bociany i bażanty. Miałem już dość tego ich Ordnung i postanowiłem skierować się do naszej pięknej ojczyzny. Zatęskniłem za śmieciami w lasach, walającymi się workami, gruzem itd. Droga do Polski, choć niedługa i jak przystało na Schengen obfitowała w zasieki i wieże strzelnicze. Pomknąłem więc ścieżką chyba nie należącą do nikogo...


Oczywiście wylądowałem w jakiś bagnach, ale już czuć było pełną piersią, że zbliżam się do Polski. I tak, nie pomyliłem się. Zmysły mnie nie zawiodły, gdyż oczom mym ukazał się...


Aby to uczcić walnąłem pepsi i zjadłem batona ze Stolca. Pyyyychota, a ile sił mi dał! Pojechałem więc do Myśliborza Wielkiego i strasznie mnie ta miejscowość zauroczyła. Potem do Nowego Warpna pozwiedzać i dalej nad Zalew Szczeciński.

Z cyklu legendy bikingu






Powrót, a jakże, przez Stolec, gdzie śmignął mi jakiś biker. Próbowałem gonić, ale no byłem już na 90km i złapał mnie ostry kryzys energetyczny. Poza tym to na prawie flaku jechałem, bo pompkę połamałem dzisiaj. Zresztą... co ja się tłumaczę, dupa ze mnie. Powinienem sobie teraz pluć w brodę. Dokulałem się ledwo ledwo do Buka i no proszę... Czy ktoś jeszcze to pamięta? Niestety to już nie ten smak dzieciństwa, gdzie po meczu osiedlowym szło się do blaszaka raczyć się cudownym smakiem oranżady.


Powered by Google

Album

Aha... Dzisiaj trzymamy kciuki za Roberta. Coś mi się wydaje że podium będzie :)

Wstałem dziś z zamiarem wyjścia

Sobota, 8 marca 2008 · Komentarze(2)
Wstałem dziś z zamiarem wyjścia na rower, w końcu wczoraj go odpicowałem. Przesmarowałem połączenie korby i suportu i o dziwo nic nie skrzypiało. Oczywiście za oknem mokro, bo w nocy padało. Pogoda nieprzyjemna, ale dupę ruszyć wypada. Postanowiłem więc pojeździć troszkę po Lasku Arkońskim. Ale z racji tego że mokro, to postanowiłem pojechać szosą w stronę Dobrej. I tak jechałem, jechałem, aż dojechałem do Nowego Warpna. Widoki całkiem ciekawe. Widziałem nawet żurawie w godach, więc chyba wiosna nadeszła.
Oczywiście miałem tak daleko nie jechać, tym bardziej, że zaczynało się ściemniać, a do domu 52 km. W związku z tym podładowałem się dwoma 3bitami i litrem wysokooktanowej pepsi, no i zauważyłem, że mam znowu kapcia. Kur... chyba 3 dzień z rzędu. Szybki serwis i dokulawszy się do Polic, zauważyłem, że przesmarowana korba się odkręciła. Nieeee, no chyba dziś nie dojadę. Ale... patrzę i widzę... warsztat. Będą mieć klucze. Wjechałem na posesje i ożesz kurwa. Siwiutki spieprzamy, wielki wilk cię goni. Na szczęście zatrzymał się przy bramie. No i tak znalazłem się w Szczecina, właściwie nie miałem pojęcia gdzie się znajduję, tak więc postanowiłem zdać się na instynkt pijaka. Czyli, że zawsze się jakoś trafi. Trafiłem, jak zawsze :) I zrobiłem sobie taaaaaaaaaaaakie spaghetti w domku.

Fotek tym razem nie zrobiłem za wiele, bo aż tak ciekawie to nie było i jakoś pogoda nie taka.

Czerwony trup, którym się wożę po Szczecinie