Nad morze

Sobota, 12 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Po wczorajszym upalnym piątku, spędzonym niestety w domu, w końcu nadszedł czas weekendu. Właściwie to upalny był chyba cały tydzień, więc zgodnie stwierdziliśmy, że czas poopalać się nad morzem. Wstaliśmy całkiem sprawnie około 5 rano, co ostatnio się zdarza coraz rzadziej i nieco po siódmej już byliśmy w drodze.

Pogoda jednak powoli się psuła, zaczęły gromadzić się chmury, które nad morzem całkowicie już przykrywały niebo. Zrobiło się chłodno i wietrznie.

W Pobierowie szybko znaleźliśmy lokum i poszliśmy na rybkę. Dalszy przebieg wycieczki należałoby chyba przemilczeć, ale ku przestrodze innym może napiszę, że nie warto nic tam jeść! Poszliśmy do "restauracji", w której kiedyś spożywałem jajecznicę (była ok, ale chyba jajecznicy się nie da spieprzyć). Restauracja sama w sobie tandetna. Nikogo w środku oprócz nas, kelnerki i szefa mówiącego jej co nie tak robi. Mógłby to palant robić nieco dyskretniej.

Samo danie - dorsz, frytki i zestaw surówek + piwo - żenada!
Dorsz z jakąś beznadziejną panierką, psującą już cały efekt zanim się go spróbuje. W środku jakoś przesadnie mokry, chyba za dużo "glazury". Smak również beznadziejny.
Jeszcze gorsze były frytki - za 7 zł dostaliśmy dosłownie ich garść (15-20 sztuk).
Zestaw surówek to kompletna porażka, jak się za chwilę okazało masówka firmy Ogórkiewicz, bo za chwilę pod knajpę podjechał ich firmowy bus.
Jedynie piwo było jako takie, ale też niczym lepszym niż Żywcem nie mogli się pochwalić.
Za całość zapłaciliśmy 90zł. Wkurw bezcenny.

Następnie gofry - jak gofry - nawet ok. A nad samym morzem pizga. Ludzie w kurtkach. Mając nadzieję, że się opalę, opitoliłem sobie nawet łeb. Niestety glaca będzie biała.

Wieczorkiem poszliśmy jeszcze na kawę, herbatki i jakąś kremówkę do "cukierni". Nie wiem czy to nie była największa porażka dnia. Kremówka nie była w ogóle słodka, podejrzewam, że nawet mogła być zepsuta. Smaku nie da się opisać. Muzyki napitalającej z głośników nie szło wytrzymać.

Tak więc znów relaksujący spacer plażą. Przeszliśmy się do Łukęcina. W taką pogodę pobyt nad morzem ma jedną wielką zaletę - plaże są prawie puste. Woda jednak swą temperaturą miażdży kości :)









Stwierdziliśmy więc, że pójdziemy po prostu do normalnego sklepu, kupimy zwykłe bułki, sałatkę z makreli (zasada nad morzem rybka zachowana), siemkę i dobre piwo. Tak zaopatrzeni byliśmy gotowi obejrzeć mecz.





Mimo wszystko dzień pozytywny. Fajnie się jechało.

Komentarze (2)

90 zł za ten "pyszny" zestaw? Czy tu nie ma aby pomyłki bo cena jakoś strasznie kosmiczna.
Ja z nad morza dzień wcześniej się zmyłem bo również nic z opalania nie chciało wyjść - kawałek od morza upał nie do wytrzymania, a na plaży mgła i zimnica

sebekfireman 08:37 piątek, 18 czerwca 2010

Kolejny fajny opis:)

W Pobierowie "bawiłem" kilka razy i jeśli mówimy o "sprawach żywieniowych" mogę polecić coś na kształt baru: panią mianowicie stojącą przy wojskowej kuchni (w postaci takiej zielonej przyczepki na kołach) i wydobywającą z niej różne specjały jak smaczna grochówka, ewentualnie bigos i coś tam jeszcze. W każdym razie repertuar jest niewielki, ale przynajmniej jedzenie jest smaczne, chyba świeże, bo "przygód" nie miałem, no i za dwa dania nie zapłacicie tam 90 zł tylko dużo, dużo mniej. Warunek "ryba nad morzem" spełnicie kupując sobie np. śledzie po kaszubsku albo wspomnianą sałatkę z makreli i też będzie dobrze. Pani z przyczepką znajduje się na jednej z przecznic tej głównej ulicy (stoi tuż przy niej), dość łatwo ją znaleźć. Co ważne, obok pani i przyczepki nie ma szefa, który udzielałby jej cennych wskazówek;)

A co do dorsza (prawie na pewno chińskiego), przypomniała mi się historia jak ktoś kiedyś zapytał w nadmorskim barze panią kelnerkę:
-Skąd ta panga?
-...yyy... z Koszalina.

michuss 06:59 piątek, 18 czerwca 2010
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa liceo

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]