Wpisy archiwalne w kategorii

Nowogard i okolice

Dystans całkowity:9253.46 km (w terenie 1145.00 km; 12.37%)
Czas w ruchu:510:09
Średnia prędkość:18.10 km/h
Maksymalna prędkość:52.02 km/h
Liczba aktywności:215
Średnio na aktywność:43.04 km i 2h 23m
Więcej statystyk

Nad morze!

Niedziela, 17 lipca 2011 · Komentarze(0)
Razem z Milenką i Darkiem planowaliśmy wyjazd nad morze. Nieoczekiwanie do wyjazdu dołączyła się i Kondzia, na swoim nowym rumaku.

I to właśnie Magda okazała się czarnym koniem wycieczki, przez dłuższy czas prowadząc i narzucając tempo Darkowi. Ja z Milenką trzymaliśmy się z tyłu, z racji tego, że żoneczka moja jeszcze takiego dystansu w tym roku nie miała okazji zrobić.



W Pobierowie zatrzymaliśmy się na kawusie i poczekaliśmy na Martynę, żonę Darka. Potem śmig do Łukęcina na plażę. Tam dramat - przez minutę był spokój, po czym zleciała się stonka i obudziły się dwa menele, które zaczęły kur*ować naokoło. W międzyczasie Darek pojechał do Dziwnowa, spotkać się ze swoimi kolegami z prewencji :)





Powrót był dla Milenki ciężki. Nie wiadomo czy to efekt nadmorskiego kebaba czy przegrzania, ale przed Gostyńcem wsiadła do wozu serwisowego, kierowanego przez Tadzika. Na przyjazd rodziców czekaliśmy tylko 20 minut, bo szczęśliwie także gościli w Pobierowie. Kondzia z Darkiem cisnęli dalej...

Ja goniłem ich przez godzinę i 10 minut. Spotkaliśmy się na rondzie za Golczewem.
W Nowogardzie Darek się odłączył, a ja pojechałem z Kondzią do Wierzbięcina.

Dobrze to wszystko wróży. Niedługo może jakaś powtórka...

Do Kondzi

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Wybraliśmy się z Milenką na Ranczo do Kondzi, gdzie mieliśmy się spotkać także z Kasieńką i Gumim - naszymi świadkami.

I nowość taka, że Kondzioliza kupiła sobie w końcu rowerek. Mało tego, chce nawet z nami jechać nad morze. Fiu fiu...

W międzyczasie zrobiliśmy sobie też mały spacerek po Wierzbięcińskich włościach.



Zmasakrowany

Sobota, 11 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Wybrałem się z Sebastianem na niedzielną przejażdżkę i wróciłem zmasakrowany. Efektem braku porządnego śniadania był konkretny kryzys energetyczny, który wziął mnie chyba jeszcze w drodze powrotnej przed Łobzem.

Ale wypad tak czy inaczej rewelacja. Szczegóły na blogu u Sebastiana