Z samego rana zjazd do Lunca Ilvei. Następnie chcemy przejechać przez Przełęcz Granidita. Oczywiście, najpierw pojechaliśmy drogą główną, której na mapie nie było. Nadrobiliśmy dobre kilkanaście km pod górę i dotarliśmy do stacji Larion. Nic tam nie było oprócz zrujnowanych budynków, silosów, zdziczałych psów i zdziwionego człowieka. No to powrót do Lunca, żeby popytać o trasę. Okazało się że jest ona cała pokryta błotem i koleinami. Ale jedziemy. Tfu idziemy. Stromo tak, że odpoczywamy co 5 metrów.
Po półtorej godzinie czaimy, że to jednak nie tu. Wracamy i widzimy jakąś alternatywną ścieżkę. Rezygnujemy jednak, bo morale spadło do minimum. Rowery zabłocone, cali brudni i znudzeni. Minęło 3,5 godziny i 32km na liczniku. Wracamy do Lunca Ilvei, myjemy rowery i drogą przez Ilva Mare->Magura Ilvei->Poiana Ilvei->Ilva Mica. Łapie nas ulewa. Jesteśmy maksymalnie wkurzeni.. Feldru->Nepos->Nasaud->Cepari->Dumitra. Potem mamy kryzys. Łańcuchy skrzypią jak świerszcze, i na podjeździe brakuje nam wody. Szczęśliwie nagle 7 km zjazdu serpentynami do Bistritia. Tam zakupy. Woda, pasztet, chleb i Ciuc (piwko). Dajemy do Livezile i gdzieś dalej. Nocka na pastwisku. Jesteśmy jakieś 130km i 1 dzień do tyłu z planem.
Nieźle. Gramolić się po takim błocie z rowerami obładowanymi sakwami i obciążonymi przyczepką. Szacun! :D
Wcale się nie dziwię, że morale zjechało do minimum, ale pokazaliście charakter i pojechaliście dalej! To się liczy. Wyprawa trwa! Kryzys przezwyciężony. :)
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)