Pierwszy weekend od bardzo dawna, gdzie głowa w miarę wolna od innych spraw, trzeba więc było się gdzieś ruszyć, bo liście w końcu opadną. Pojechałem sobie z zamiarem dotarcia do Popieli. To taka mała wioska koło Gryfic, gdzie znajduje się klimatyczny przystanek gryfickiej wąskotorówki. Niby nic takiego, ale jakoś to miejsce utkwiło mi w pamięci.
Plan obejmował dojazd do okolic Golczewa szoską.
Fajnie się jechało. Troszkę chłodno, ale przyjemnie - bez żadnej napinki. Postanowiłem skręcić na Imno. Chciało mi się lasów :) Szybko dotarłem do jeziorka, które już kiedyś odwiedziliśmy z bikerami z Nowogardu.
Nad jeziorem już taka szarówka. Może to przez pogodę, która dawała takie zamglone, rozproszone światło. W każdym bądź razie, lasy wciąż płoną kolorami.
W Popielach postanowiłem jechać śladami wąskotorówki. Miejscówki są rewelacyjne - najbardziej podobają się te bukowe wzgórza. Nie omieszkałem się więc nieco pozapuszczać.
Tym sposobem dotarłem do Rybokart. Okolice Gryfic to chyba najbardziej zapuszczone miejsca, a przez to niesamowicie urokliwe. Najlepiej po prostu się bujnąć kolejką, żeby wiedzieć o czym mowa.
Chciałem przejechać dookoła jeziora i zrobić zdjęcie zamku, no ale nie wyszło. Zabłądziłem. W efekcie dotarłem aż do Stuchowa. Stamtąd standardową trasą do Golczewa. Udało mi się znaleźć skrót, przez co nie trzeba będzie wjeżdżać do miasta, w drodze nad morze.
Miło wsiąść znowu na rower. Niestety, miesięczna przerwa jest bezlitosna - totalny brak sił. Skutki będę pewnie odczuwać jeszcze przez kilka dni.
Rundka po okolicznych wsiach. Najpierw na mieszkanko powtykać kilka kabli. Przy okazji pogadałem sobie z sąsiadem, fanem kolarstwa. Potem krótko przez Karsk->Ogorzele do lasu. Wyjazd w Świerczewie i cyknięcie się obwodnicą.
Dobrze się tak czasem przejechać i przewietrzyć łepetynę. Szkoda, że tak mało czasu.
Ostatnio zrobiłem się jeszcze bardziej leniwy i jakoś brak mi motywacji do jeżdżenia. Ale jak już gdzieś pojadę, to bardziej turystycznie. Lubię eksplorować nowe miejsca i uwieczniać je na fotografiach. Czasami się ścigam, ale bez żadnych sukcesów, ot tak dla rozrywki i zaspokojenia głodu rywalizacji. Mój fetysz to podjazdy, gubienie się w lasach, lądowanie w bagnach :)